𝐓𝐄𝐀𝐑𝐒 𝐎𝐅 𝐑𝐎𝐒𝐄𝐒

460 46 2
                                    

Biały nagrobek na samym końcu cmentarza pod starą lipą. Ukryty przed ciekawskimi spojrzeniami w mroku cienia rzucanego przez drzewa. Taki miał być. Schowany przed natrętnymi ludźmi, którzy mogliby zechcieć zakłócić spokój spoczywającej tutaj dwójce zakochanych w sobie ludzi. Przychodzili tutaj tylko ci, którzy znali dobrze ich tragiczną historię i w hołdzie niespełnionym marzeniom, uczuciom i samym zmarłym, kładli piękne białe róże.

Biała róża. Kwiat piękny, delikatny i wręczany bardzo często ważnym dla nas osobom. Jednak jeśli zagłębimy się w jego znaczenie to okazuje się, że ten jeden kwiat nosi w sobie tyle sprzeczności. Tak jak oni.

Cnota i rozpusta. 
Policjant, były żołnierz oddany swoim ideałom, za które nie raz lądował postrzelony w szpitalu. Znany z wybuchowego charakteru, ale również z poczucia sprawiedliwości. Jednak niewielu go rozumiało, aż w końcu zakopał je w sobie głęboko zmieniając się w paranoika, który na każdym kroku widział atak w swoją stronę. 
Kryminalista pod przykrywką miejscowego pastora. Wybujałe ego pchało go do coraz niebezpieczniejszy akcji wraz ze swoją rodziną. Napady, ataki terrorystyczne czy konflikty z innymi mafiami. Przewodził temu wszystkiemu opływając w luksus, w końcu o podział nikt nie dbał. 
Dwa różne światy. Strony, które z natury się nienawidzą i ciągle ze sobą walczą. Jednak u nich było inaczej. Początkowo była to zwykła przyjaźń. Ciężka, wielokrotnie sprawiająca najgorszy ból psychiczny. Mimo wszystkiego rozwijali tą relację, bo obydwaj widzieli, że było warto. Wszystko czasem wisiało na włosku, świat chciał im przeszkodzić, a oni musieli podejmować decyzje. Albo dbać o prace lub rodzinę albo skupić się na sobie. Oczywiście wybierali często to pierwsze, powodując awantury znane na całe miasto, małe zemsty na sobie i zwyczajny ból. Stworzona już nić okazała się być nierozerwalna, a na dodatek ujawniła swój kolejny aspekt. Przestało tu już chodzić tylko i wyłącznie o przyjaźń. Pojawiły się pierwsze uczucia.

Miłość duchowa i miłość cielesna.
Ciężko im było się do nich przyznać. Okłamywali siebie, że to tylko wymysł. Zwykły pociąg seksualny, bo w końcu obydwaj byli przystojni, a we własnym życiu prywatnym związki nie szły im z dobrze. Dlatego też stwierdzili, że pójdą na niezobowiązujący układ. Zwykły seks, chociaż obydwaj wkładali w to swoje uczucia. Zatracali się powoli w ramionach drugiego, płacząc w duchu, że drugi nigdy nie odwzajemni tego pięknego uczucia jakim była miłość. Jak bardzo się mylili.
Tak żyli. Długimi tygodniami zieleniejąc z zazdrości, gdy widzieli ich z innymi. Erwin ciągle nie znosił Mii, którą na każdym kroku nazywał kundlem Montanhy. Gregory był bardziej cięty na Heidi podczas rozpraw i wielką satysfakcję sprawiał mu fakt, gdy wytrącał jej argumenty z ręki. Wszystko zmierzało w złą stronę, oni się kłócili mimo iż od początku zakładali, że mogą mieć innych partnerów. Bo żaden nie chciał się przyznać. Lęk przed odrzuceniem był silniejszy niż miłość do drugiej osoby.
Okłamywali wszystkich, w tym przede wszystkim samych siebie, że to na żarty, że to był mem. Jednak ci z najbliższego otoczenia wiedzieli, że było to kłamstwo, które pełniło rolę tarczy ochronnej. Nikt nie postanowił jej zburzyć uważając, że najlepiej będzie jak sami dojdą do tego co do siebie tak naprawdę czują. Chociaż może powinni to zrobić? Może udałoby się uniknąć tej tragedii.

Śmierć i zmartwychwstanie.
Wystarczył jeden wieczór by stracili wszystko. Stracili siebie nawzajem niegotowi na to jaki ból za sobą to przyniesie. A wszystko spowodowane jednym nieporozumieniem. Pomyleniem pitowanego auta i rozdrażnieniem kierujących. Patrzyli na siebie z nienawiścią przekrzykując się kto w kogo wjechał pierwszy. Nie pierwsza tego typu sprzeczka. Ale zakończona bezsensowną strzelaniną. Nawet nie wiadomo kto pierwszy strzelił - czy rodzina Erwina czy współpracownicy Gregory'ego. Wszystko działo się szybko i nawet nie zwrócono uwagi na to, że pewien siwowłosy mężczyzna leżał na ziemi w powiększającej się kałuży własnej krwi. Martwy. A nad nim skamieniały policjant, który oddał ten śmiertelny strzał. Do osoby, którą kochał i chciał spędzić resztę życia. Idealnie w klatkę piersiową, serce, które biło dla niego. Poszedł kolejny huk z tej samej broni, tym razem strzelono z jasnym celem. Nie miał prawa żyć. 
Ten świat nie był dla nich. Zbyt dużo było przeciwności. Wszystko stało przeciw nim by wypowiedzieć te dwa piękne słowa. Ale tam, po drugiej stronie - gdzie będą na pewno razem, czeka na nich szczęście. A nawet jak nie będą razem, to rozszarpią niebiosa i ochłodzą najgorętszy ogień piekielny byleby być razem ze sobą. 

Dnia 14.02.2023 świat pożegnał dwójkę zakochanych - Erwina Knuckles'a i Gregory'ego Montanhę. A symbolem ich tragicznej historii zostały białe róże, które znaleziono w mieszkaniu starszego - zaraz obok pierścionka zaręczynowego. 

Wesołych Walentynek Kochani~ 

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Wesołych Walentynek Kochani~ 

𝐓𝐄𝐀𝐑𝐒 𝐎𝐅 𝐑𝐎𝐒𝐄𝐒; morwin oneshotOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz