I. Seria (nie)przemyślanych decyzji

77 7 20
                                    

W słuchawkach Karoliny głośno i wyraźnie rozbrzmiewał Taniec Śmierci  Liszta. Fascynował ją ten utwór – być może dlatego, że nie wiedziała o nim tak naprawdę nic (nie licząc tego, że jest piękny, dostojny i piekielnie trudny). Za każdym jednym razem, kiedy go słuchała, zaczynała zastanawiać się nad dokładnym zamysłem kompozytora.

Co takiego mógł widzieć oczyma duszy komponując, a później wykonując te niesamowite wariacje? Przyglądał się temu jak Kostucha zaprasza wszystkich napotkanych do ich ostatniego tańca? A może sam uczestniczył w tej upiornej zabawie, zamykając jednocześnie jakiś rozdział swojego życia? Tego Karolina nie wiedziała i fakt faktem, trochę ją to drażniło, ale mimo wszystko nie chciała jeszcze upewniać się co do libretta. Wolała snuć własne teorie i wyobrażenia; jak na przykład to, w którym widziała grającego Liszta i tańczącą gdzieś obok niego Śmierć – osłoniętą kapturem i gracją.

Była właśnie w trakcie wymyślania nowej takiej wizualizacji, kiedy poczuła jak samochód jej mamy się zatrzymuje. Wyjęła z uszu słuchawki i schowała je do torby, by w następnej chwili spojrzeć na gmach swojej szkoły muzycznej. Uwielbiała ten budynek, jego klimat i odłamek społeczeństwa, jaki w nim żył, ale tego dnia jedyne, na co tak naprawdę miała ochotę, to zaparzyć sobie herbatę, wtulić się w swój introwertyczny kocyk i wziąć się za czytanie – choćby i najnudniejszej lektury szkolnej. Co wywołało w niej taki stan? Egzaminy. Ni mniej ni więcej trzeba jej było, jak tylko usłyszeć to jedno słowo, by zaczęła nerwowo naciągać rękawy i przygryzać wargi tak długo, aż zaczynały krwawić.

– Nie chcę iść – wymamrotała, wbijając wzrok w czarne lakierki. – Mam jakieś dziwne wrażenie, że polecę z tempem. Albo dynamiką. Albo, znając mnie, z jednym i drugim.

– Z takim podejściem to nawet Chopinowi by nie wyszło.

– A wiesz, że w ciągu całego swojego życia Chopin dał tylko około trzydziestu publicznych występów? Ja mam już za sobą co najmniej dwadzieścia, a do czterdziestki mi daleko.

– Ale trzydziestu jeszcze nie dałaś, więc możesz iść – powiedziała hardo kobieta na przednim siedzeniu, ale kiedy niedługo potem się odwróciła kontynuowała już bardziej spokojnym tonem. – Kochanie, wiem, że się denerwujesz. Nie wiem jak bardzo, ale ja też mam za sobą kilka egzaminów i wiem, że to nic przyjemnego, ale to już ostatni raz, tak? Wejdziesz, przywitasz się, zagrasz, podziękujesz za uwagę i za kilka dni dostaniesz papierek, który utoruje ci drogę do każdego liceum, a potem będziesz grała co chcesz i dla kogo chcesz. Już dzisiaj wrócisz do domu i zaczniesz sobie rozczytywać wariacje do tego walczyka od Diabelliego, bez nerwów i zupełnie legalnie. Chyba się opłaca?

Karolina pokiwała głową. Właściwie mama miała rację – wejdzie, zagra i koniec. Trudno jej było określić tylko to, czym ten Koniec tak naprawdę był i czy miał w sobie więcej plusów czy minusów. Na komersie, na myśl o tym, że to już finał i nie będzie potem żadnych więcej koncertów, popisów, wyjazdów i innych festiwali w tym samym składzie, praktycznie wszyscy się rozpłakali, a teraz pianistom szóstej klasy naprawdę zostało już tylko grande finale. Zagrają, podziękują i zostaną po nich tylko zdjęcia w galerii absolwentów. Trochę to jednak przykre.

– Trzymaj kciuki.

Przed aulą stało już około dziesięciu osób. Padło kilka krótkich przywitań, zaczęła się dyskusja o samopoczuciu, programach, opiniach nauczycieli i planach na coś, co stanie się po tym Końcu. Okazało się na przykład, że prawie połowa z wkrótce egzaminowanych zamierza kontynuować swoją muzyczną edukację, głównie w szkole ogólnokształcącej. Znali już nazwiska swoich potencjalnych wychowawców, mieli po paru nowych znajomych, a nawet sami zaczęli wybierać sobie utwory, które chcieliby przemycić do przyszłego repertuaru.

Części linii czasu || Karasu1186Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz