Rozdział 5

397 27 4
                                    

VIVIAN

Dopiero kiedy docieram do apartamentowca, oddycham z ulgą.

Zamykam za sobą drzwi, wyglądam przez wizjer, sprawdzając, czy nikt przypadkiem mnie nie śledził. Oddycham z ulgą, kiedy nikt nie pojawia się na korytarzu, opieram się o drzwi i zesuwam na dół, chowając twarz w dłoniach.

Nigdy nie sądziłam, że spotka mnie coś takiego...

Że za sprawą faceta, któremu ukradłam kilkanaście tysięcy dolarów, jakiś typ będzie mi groził, twierdził, że należę do niego i że mam zostać jakąś pieprzoną dziwką, która ma urabiać jego wspólników, tylko dlatego, żeby zebrać więcej szmalu.

To wszystko mnie przeraża. Do tej pory sama wybierałam sobie mężczyzn. Sama decydowałam o tym z kim i kiedy, będę się spotykać, a już co najważniejsze nigdy nie pozwalałam, aby żaden facet odnosił się do mnie w tak chamski i obrzydliwy sposób.

A ten mężczyzna? To przeciwieństwo wszystkich, jakich miałam do tej pory.

A jednocześnie, kiedy znajduje się blisko niego dzieje się ze mną coś złego, coś, co nie koniecznie mi się podoba.

Bo to zawsze ja ustalam zasady.

Kiedy telefon w torebce zaczyna wibrować, mój oddech nieznacznie przyspiesza. Powolnym ruchem wyciągam go z torebki i z przerażeniem spoglądam na wyświetlacz iPhone.

Oddycham z ulgą, kiedy na ekranie ukazuje się imię mojej najlepszej przyjaciółki.

- Vivian? - słyszę jej uniesiony głos. - Co się z tobą dzieje na Boga? Od pieprzonego tygodnia nie dałaś znaku życia!

- Przepraszam. - szepcze cicho do słuchawki telefonu. - Po prostu musiałam odpocząć.

- Viv? - pyta z podejrzliwością w głosie. - Znam cię aż za dobrze, żeby uwierzyć w to twoje ,,musiałam odpocząć". Mów do cholery co jest grane.

Cholera! Wiedziałam, że tak będzie... Wiedziałam, że moja najlepsza przyjaciółka nie uwierzy w moje bajeczki wymyślone na poczekaniu.

Ale co ja mam jej powiedzieć? Że jakiś facet, prawdopodobnie gangster grozi mi pieprzoną giwerą i posłaniem do piachu?

- Vivian! Jesteś tam? - ponownie podnosi głos.

Odkładam telefon na posadzkę, włączam na głośno mówiący i przecieram twarz dłońmi.

Waham się. Wiem, że nie wcisnę jej kolejnego kitu wymyślonego na poczekaniu, ale to, co chce jej przekazać nie jest normalne, to jest wręcz chore.

- Tak, jestem Em. - odpowiadam, a następnie przełykam gardłowo ślinę i decyduje się na wyjawienie prawdy. - Pamiętasz, jak mówiłam, że mam już dość Williama i chce się ulotnić?

- Pamiętam.

- Próbowałam go jeszcze jakoś znosić, bo było mi to na rękę, ale kiedy wyznał mi miłość i zaproponował wspólne mieszkanie, po prostu musiałam uciec.

- To dupek. Zwykła egoistyczna świnia, która myślała tylko tym swoim sflaczałym fiutem. - przez chwile na mojej twarzy widać uśmiech. To prawda, kutas Williama nie należał do dużych. Wręcz przeciwnie zawsze wydawało mi się, że ma z tego powodu jakieś dziwne kompleksy. Ile razy widziałam, jak w łazience oglądał swojego penisa przed lustrem i mamrotał cos do siebie. Miałam z tego wszystkiego niezły ubaw. - Chwila. Jest jeszcze coś prawda?

- Wszystko się popieprzyło, Emily. - odpowiadam zgodnie z prawdą. - Dokładnie dwa dni temu wybrałam się na gale charytatywną. Poznałam nowego faceta, trochę pogadaliśmy, postawił mi drinka, a kiedy musiał mnie na chwile zostawić, ktoś zagłuszył mój spokój.

INDESTRUCTIBLEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz