Rozdział 26

6.8K 243 9
                                    

Otworzyłem oczy i zobaczyłem mojego syna, który trzyma mnie za rękę. Wszystko mnie bolało i nie mogłem ruszyć prawą nogą. Spojrzałem w tamtym kierunku i zauważyłem, że mam ją w jakimś stabilizatorze. Enzo musiał spać, bo gdy się poruszyłem, podniósł głowę i spojrzał na mnie. Zauważyłem w jego oczach łzy.

- Taatoo. - głos mu się załamał, a ja w miarę możliwości przytuliłem go do siebie.

- Jestem synku, jestem. - zaczęły wracać do mnie wszystkie wydarzenia ostatniej doby. Wypadek. Kurwa. - Viki wie? - podniósł załzawione oczy w moim kierunku i zauważyłam w nich cholerny ból.

- Wie. Była tutaj i uciekła. - spuścił głowę. Zacisnąłem tylko szczękę. Coś się stało, że postanowiła mnie zostawić. Tylko co.

- Pewnie coś się stało synku. - próbowałem go jakoś uspokoić, bo sam byłem ciekawy co się stało
Parę godzin po wyjściu Enzo, którego swoją drogą musiałem wyrzucić, żeby poszedł się przespać. Sam sobie odpocząłem, ale moją cisze, przerwało pukanie do drzwi.

- Proszę. - odezwałem się, po czym wszedł do środka, zamykając za sobą drzwi komisarz White.

- Dzień dobry Panie prokuratorze.

- Dzień dobry.

- Myślałem, że jest Victoria, więc nie chciałem szybciej przychodzić.

- No tak. Jak widać nie ma jej. Co Cię sprowadza?

- Pamiętasz coś? .

- Samochód znikąd.

- Kradziony.

- Zajebiście. Nic nie ma?

- Znaleźliśmy to auto kawałek drogi od wypadku, ale bez kierowcy. Wiesz, że miałeś dużo szczęścia?

- Jasne. Jak chuj.

Pogadaliśmy jeszcze trochę i gdy poszedł, próbowałem dodzwonić się do Viki. Niestety nie odbierała, trudno. Mogła mi chociaż powiedzieć to w twarz.
Dni mijały, aż w końcu, mogłem opuścić szpital. Cały czas się do mnie nie odezwała i nie miałem zamiaru z nią mieć już nic więcej do czynienia. Nie chciała mnie to jej problem. Właśnie podjechał po mnie Enzo z dziewczyną. Wsiadłem do samochodu i chłopak ruszył.

- Możemy podjechać tylko do Viki? Będzie to Panu przeszkadzać?

- Jasne. - mruknąłem.

- Po co? - tym razem odezwał się syn.

- Nie mam z nią kontaktu od wczoraj wieczorem. Zawsze piszemy sobie dobranoc pod koniec dnia. - spojrzałem na nią.

- Nie skarżyła się na nic?

- Nie, ale ostatnio jak byliśmy na zakupach, miałam wrażenie, że ktoś nas obserwował, albo już tak jestem przewrażliwiona.

- Być może.

- I.- przerwała, jakby zastanawiała się czy mi o tym powiedzieć.

- Mów. - ponagliłem dziewczynę.

- Wczoraj dostała jakiś podejrzany list i widziałam, jak płakała w łazience, myślała, że tego nie zauważyłam. - wstrzymałem oddech.

- Naomi i dopiero teraz o tym mówisz? - spojrzałem na nią z niedowierzaniem.

- Co ma pan na myśli? - zadrżał jej głos.

- Mam nadzieje, że moje myśli się nie spełnią, a ty Enzo zapierdalaj. - byłem cholernie przerażony. Miałem nadzieję, że jest bezpieczna i śpi w domu.

Podjechaliśmy pod bramę i wpisałem kod, który mi podała. Brama się otworzyła, a my wjechaliśmy na posesję. Wyskoczyłem z samochodu i wpisałem kolejny kod, tym razem dom się otworzył. Całe szczęście, że dała mi je kiedyś. Widziałem już na wstępie, że coś jest nie tak. Takie rzeczy się niestety czuje. Salon był do góry nogami.

- Uważajcie pod nogi, żeby niczego nie zadeptać.

- Boże co tutaj się stało? - usłyszałem szept dziewczyny.

- Schowajcie się w schowku i cicho.

- Idę z Tobą. - odpowiedział syn i podał Naomi nóż. - Schowaj się tam i bądź cicho. Cokolwiek będziesz widziała, masz nie wydać choćby dźwięku. Masz, w razie czego. - po czym dał jej buziaka i zamknął w pomieszczeniu. Byłem z niego tak cholernie dumny.  - Chodźmy. - mruknął i wziął kolejne dwa noże, chociaż wiedziałem, że ma jeszcze scyzoryk w kieszeni. Zawsze go miał przy sobie.

Ruszyliśmy powoli do góry, przeczesując każde pomieszczenie. Weszliśmy do sypialni i tutaj też był bałagan i krew. Kurwa mać, gdzie ona jest? No i doszliśmy do łazienki. Zamarłem. Znowu na lustrze była wiadomość. Do mnie.


WITAM PANIE PROKURATORZE. MOJA KSIĘŻNICZKA JEST W KOŃCU ZE MNĄ. NIE SZUKAJ JEJ, BO I TAK NIE ZNAJDZIESZ. ODDAJE RÓWNIEŻ TE CUDOWNE MAJTECZKI. NIE POTRZEBUJE ICH JUŻ. MAM JĄ TERAZ PRZY SOBIE. W KOŃCU JEST CAŁA MOJA. TAK JAK POWINNO BYĆ.


Spojrzałem na blat i tam leżały jej majtki. Kurwa mać. Ten psychol ją ma. Wyciągnąłem komórkę i zadzwoniłem do Whita.

- Ten psychol ma Viki.

- Kurwa. Gdzie jesteś?

- U niej w domu.

- Zaraz będziemy. Wyjdźcie z domu. - wyłączyłem się i odwróciłem do syna.

- Biegnij po Naomi i wychodzimy stąd, zaraz będzie policja. Niech zadzwoni do rodziców.

Boże, gdzie ona jest. Nie czekałem długo na policję. Wpadli do domu i zrobiło się zamieszanie.

- Jeszcze niedawno obiecałem jej, że będzie bezpieczna. - mruknąłem do siebie, ale glina to usłyszał.

- Ja za to obiecałem, że go znajdziemy. - przejechałem dłonią po twarzy.

- Gdzie ona może być. - zastanowiłem się chwilę. - Kamery. Zobaczymy w którym kierunku odjechali.

- Masz rację. Znasz hasło?

- Myślę, że tak.

Weszliśmy sami do jej biura i usiadłem przed laptopem. Chwilę mi to zajęło, ale w końcu się udało. Dostałem dostęp.

- Mam. - podszedł do mnie i zaczęliśmy przeglądać nagranie.

Niby nic się nie działo, aż około godziny pierwszej w nocy pojawiła się czarna postać, która zakrada się do domu. Tylko około trzeciej wyniósł ją na rękach, nieprzytomną.

- Kurwa mać.

Coś przykuło moją uwagę. Zatrzymałem nagranie i cofnąłem do momentu, który mnie interesował. Przybliżyłem i zacząłem się zastanawiać, gdzie już widziałem taki sam tatuaż.

- Wiem Kurwa! - Wstałem gwałtownie, przez co zwróciłem na siebie uwagę.

- Co wiesz?

- Wiem kto ją porwał. Jestem również pewien, że to płotka.

- Powiesz w końcu?

- Aaron McKenzie. - otworzył szerzej oczy

- Ten przyjaciel jej brata?

- Dokładnie ten sam. On ma kogoś u nas.

- Czemu tak twierdzisz?

- Zawsze jest przed nami i wie o każdym naszym ruchu. - spojrzał na mnie i zastanowił się chwilę.

- Możesz mieć racje. Tylko kogo?

- Tego dowiemy się z czasem.

- Skąd wiesz, że to on?

- Zobacz tutaj. Tatuaż na szyi.

- Faktycznie. Okej. Działamy sami. Zbieramy się do niego.

Takim sposobem byliśmy już właśnie w drodze do tego śmiecia. Coś mi dalej nie dawało spokoju, za łatwo to zobaczyliśmy. Odpaliłem sobie jeszcze kamery z domu. Przewinąłem na czas wyjścia z domu i zauważyłem, jak mężczyzna unosi lekko kominiarkę, odsłaniając tatuaż.

- On albo przez chwilę nieuwagi popełnił taki błąd.

- Albo chce nas do niej doprowadzić. - przerwał mi.

- Dokładnie. To co robimy?

- Jedziemy do niego i sobie porozmawiamy.

Tak też właśnie zrobiliśmy. Pod jego domem znaleźliśmy się po pół godziny. Samochód niby stał, więc powinien być w domu. Zapukaliśmy i po chwili otworzył nam mężczyzna. Śmieszną miał minę jak nas zobaczył.

- Panie McKenzie wygląda Pan jakby zobaczył ducha.

- Wydaje się Panom. Co was do mnie sprowadza?

- Pani Victoria Clark zaginęła. Szukamy jej. - na słowa policjanta, mężczyzna otworzył szerzej oczy. Widziałem w nich strach.

- Co ja mam niby z tym wspólnego?

- Chcemy się dowiedzieć, czy może Pan ją widział?

- Niestety nie.

- Jesteś pewien? Victoria zaginęła. - przypomniałem mu, odzywając się pierwszy raz, bo już nie mogłem się opanować.

- Tak. Przykra sprawa. Niestety nie mam czasu, bo jadę właśnie do klubu. - szczęka drgnęła mu nieznacznie.

- Rozumiemy. Proszę mi powiedzieć jeszcze, kiedy widział Pan ostatni raz Pannę Clark?

- Myślę, że chyba w dniu śmierci mojej żony.

- Rozumiemy i dziękujemy serdecznie za pomoc.

Wyszliśmy z posesji i udaliśmy się do samochodu. White, niemo pokazywał mi, że mam się nie odzywać. Wsiedliśmy do auta i odjechaliśmy.

- Gdzie Ty jedziesz do cholery? - nie wytrzymałem.

- Schowamy się.

- Po co?

- Ktoś u niego był.

- O czym Ty mówisz?

- Ktoś był w środku. Ktoś kogo on się bał. Coś czuje, że osoba, którą poszukujemy.

- Dlaczego tak twierdzisz?

- Czułem inny zapach perfum, często mrugał oczami i często też zaciskał szczękę.

Spojrzałem się na niego z widocznym uznaniem, ale on skupiony był na posesji, na którą patrzył przez lornetkę. Podał mi jeszcze jedną. Czekaliśmy dobrą godzinę, aż w końcu wyszedł Aaron, a za nim postawny mężczyzna w garniturze. Był w jego wzroście, napakowany i łysy, ale elegancki. Na pewno był szefem. Moją uwagę przykuła wielka szrama na prawym policzku. Gdzieś widziałem już podobnego mężczyznę. Musiałem się dobrze zastanowić. Wsiedli do samochodu i ruszyli w stronę klubu, a my w dużej odległości za nimi.

Prawo na miłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz