37

42 4 69
                                    

Ten rozdział powstał przy pomocy Trufelcherry która prowadziła mnie za rękę przez kwestie poprawnego zapisu dialogów 🥰

Wskazówki zegara powoli okrążały jego tarczę, zbliżając się nieubłaganie do pełnej godziny. Niedługo osiemnasta, pora kolacji. Jak na listopad przystało, za oknem panowała już ciemność, a nieprzyjemny wiatr wdzierał się momentami przez nieszczelne okna do sali, w której prócz mnie znajdowały się jeszcze trzy osoby.

Z niedowierzaniem wpatrywałam się w wysokiego bruneta, który z uśmiechem na ustach stał w futrynie drzwi, trzymając w ręce parujący kubek, prawdopodobnie z herbatą. Wszystko co do tej pory przeżyłam w tym świecie, nie mogło równać się z uczuciem, jakiego doznawałam w tej chwili. Pewnego rodzaju połączenie mojego jestestwa z tą rzeczywistością, wywołane spotkaniem osoby, której nie miałam prawa znać, a jednak czułam, że jest mi niezwykle bliska.

- James - powtórzyłam pewniej jego imię i wsparłam się na łokciach, pomimo przeszywającego mnie bólu.

Stojące po bokach łóżka dziewczyny bez słowa pomogły mi się podnieść i ułożyły poduszki tak, by było mi wygodnie się o nie opierać. Mężczyzna podszedł powoli, skupiając na mnie całą swoją uwagę. Nie mogłam oderwać od niego wzroku. Serce kołatało mi w piersi i nie byłam w stanie powiedzieć nic więcej. Oniemiałam.

- Aleś się urządziła - zacmokał i pokręcił głową.

Zrobił krok w moją stronę i od razu Annie próbowała zagrodzić mu drogę. Kątem oka widziałam jak zaciska zęby i pięści, gotowa by mnie bronić. Złapałam ją za nadgarstek, by nie zrobiła niczego głupiego.

- Spokojnie. Jest okej. - Uśmiechnęłam się do niej z łzami wzruszenia w oczach.

Nie mogłam tego pohamować. Szczerzyłam się jak głupia, choć sama nie rozumiałam jak to możliwe, że mogę mieć w sobie takie emocje. Jakbym właśnie odzyskała coś, o czym nie miałam pojęcia, że straciłam. Miałam rodzinę.

I choć James i ja nie byliśmy spokrewnieni, wspólne przeżycia i to, że opiekowaliśmy się sobą nawzajem przez ostatnie dwa lata sprawiły, że naprawdę był dla mnie jak ojciec. Dlaczego więc nie pomyślałam o nim w pierwszej kolejności? Może nie chciałam dopuścić do głosu tej części mnie, która tęskniła za czymś dla mnie nieznanym, zapomnianym.

Annie i Mina upewniły się, że mężczyzna, którego jeszcze przed chwilą podejrzewały o oszustwo, nie stanowi dla mnie zagrożenia i faktycznie jest mi bliski. Czarnowłosa porozumiewawczo skinęła głową do przyjaciółki, która wcale nie miała ochoty wychodzić. Z niechęcią przepuściła bruneta, by mógł podejść bliżej i najwidoczniej mój szczęśliwy wyraz twarzy przekonał ją, by opuściła salę.

Gdy tylko drzwi się zamknęły, James przysiadł na krawędzi łóżka, a ja od razu wtuliłam się w jego klatkę piersiową, wywołując u niego małe zdziwienie. Złapałam oburącz za jego jasną koszulę, w którą powoli wsiąkały łzy, niekontrolowanie spływające mi po policzkach. Przyciągnęłam go mocniej do siebie, bojąc się, że to jakiś zbyt realistyczny sen. Ale nie. To była prawda. Człowiek, który w tej chwili wiedział o mnie więcej, niż ja sama, który był dla mnie podporą po stracie wszystkiego co znałam w tamtym czasie, był tu ze mną. Człowiek, którego zawiodłam.

- Przepraszam cię... - szepnęłam drżącym głosem.

Odkąd tutejsza ja wstąpiła do wojska, a obecna obudziła się na placu treningowym, nie miałam z nim kontaktu. Nie wiedziałam, że istniał, a jedyne wspomnienie, jakie pojawiło się w czasie którejś nocy, nie zdradziło na jego temat nic prócz tego, że pomógł mi uciec z Shigansiny. Dopiero walka z Kylem przyniosła jakieś wartościowe informacje i głęboką chęć odszukania jedynej mi bliskiej osoby. Nie chciałam pozostawać czystą kartą, teraz mogłam poznać swoją przeszłość.

Znając przyszłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz