Ten rozdział powstał przy pomocy Trufelcherry która prowadziła mnie za rękę przez kwestie poprawnego zapisu dialogów 🥰
Wskazówki zegara powoli okrążały jego tarczę, zbliżając się nieubłaganie do pełnej godziny. Niedługo osiemnasta, pora kolacji. Jak na listopad przystało, za oknem panowała już ciemność, a nieprzyjemny wiatr wdzierał się momentami przez nieszczelne okna do sali, w której prócz mnie znajdowały się jeszcze trzy osoby.
Z niedowierzaniem wpatrywałam się w wysokiego bruneta, który z uśmiechem na ustach stał w futrynie drzwi, trzymając w ręce parujący kubek, prawdopodobnie z herbatą. Wszystko co do tej pory przeżyłam w tym świecie, nie mogło równać się z uczuciem, jakiego doznawałam w tej chwili. Pewnego rodzaju połączenie mojego jestestwa z tą rzeczywistością, wywołane spotkaniem osoby, której nie miałam prawa znać, a jednak czułam, że jest mi niezwykle bliska.
- James - powtórzyłam pewniej jego imię i wsparłam się na łokciach, pomimo przeszywającego mnie bólu.
Stojące po bokach łóżka dziewczyny bez słowa pomogły mi się podnieść i ułożyły poduszki tak, by było mi wygodnie się o nie opierać. Mężczyzna podszedł powoli, skupiając na mnie całą swoją uwagę. Nie mogłam oderwać od niego wzroku. Serce kołatało mi w piersi i nie byłam w stanie powiedzieć nic więcej. Oniemiałam.
- Aleś się urządziła - zacmokał i pokręcił głową.
Zrobił krok w moją stronę i od razu Annie próbowała zagrodzić mu drogę. Kątem oka widziałam jak zaciska zęby i pięści, gotowa by mnie bronić. Złapałam ją za nadgarstek, by nie zrobiła niczego głupiego.
- Spokojnie. Jest okej. - Uśmiechnęłam się do niej z łzami wzruszenia w oczach.
Nie mogłam tego pohamować. Szczerzyłam się jak głupia, choć sama nie rozumiałam jak to możliwe, że mogę mieć w sobie takie emocje. Jakbym właśnie odzyskała coś, o czym nie miałam pojęcia, że straciłam. Miałam rodzinę.
I choć James i ja nie byliśmy spokrewnieni, wspólne przeżycia i to, że opiekowaliśmy się sobą nawzajem przez ostatnie dwa lata sprawiły, że naprawdę był dla mnie jak ojciec. Dlaczego więc nie pomyślałam o nim w pierwszej kolejności? Może nie chciałam dopuścić do głosu tej części mnie, która tęskniła za czymś dla mnie nieznanym, zapomnianym.
Annie i Mina upewniły się, że mężczyzna, którego jeszcze przed chwilą podejrzewały o oszustwo, nie stanowi dla mnie zagrożenia i faktycznie jest mi bliski. Czarnowłosa porozumiewawczo skinęła głową do przyjaciółki, która wcale nie miała ochoty wychodzić. Z niechęcią przepuściła bruneta, by mógł podejść bliżej i najwidoczniej mój szczęśliwy wyraz twarzy przekonał ją, by opuściła salę.
Gdy tylko drzwi się zamknęły, James przysiadł na krawędzi łóżka, a ja od razu wtuliłam się w jego klatkę piersiową, wywołując u niego małe zdziwienie. Złapałam oburącz za jego jasną koszulę, w którą powoli wsiąkały łzy, niekontrolowanie spływające mi po policzkach. Przyciągnęłam go mocniej do siebie, bojąc się, że to jakiś zbyt realistyczny sen. Ale nie. To była prawda. Człowiek, który w tej chwili wiedział o mnie więcej, niż ja sama, który był dla mnie podporą po stracie wszystkiego co znałam w tamtym czasie, był tu ze mną. Człowiek, którego zawiodłam.
- Przepraszam cię... - szepnęłam drżącym głosem.
Odkąd tutejsza ja wstąpiła do wojska, a obecna obudziła się na placu treningowym, nie miałam z nim kontaktu. Nie wiedziałam, że istniał, a jedyne wspomnienie, jakie pojawiło się w czasie którejś nocy, nie zdradziło na jego temat nic prócz tego, że pomógł mi uciec z Shigansiny. Dopiero walka z Kylem przyniosła jakieś wartościowe informacje i głęboką chęć odszukania jedynej mi bliskiej osoby. Nie chciałam pozostawać czystą kartą, teraz mogłam poznać swoją przeszłość.
CZYTASZ
Znając przyszłość
Fanfiction"Jej głos był tak... przyjemny dla ucha, taki kojący. Poczułam jak jej dłoń zaczyna gładzić moje mokre włosy. Zaczęła ogarniać mnie senność. Nie chciałam zasypiać. Stałabym się tylko ciężarem. Już i tak było mi wystarczająco wstyd za to, jak się zac...