- No dobrze kochani, na dziś wystarczy. Widzimy się jutro o tej samej porze. Elizabeth, nie szalej w domu, bo przedobrzysz, a z kontuzją nie pojedziesz na zawody.
Pani Luciana klasnęła w dłonie i wydała ostatnie polecenie tego wieczoru. Ta kobieta to się zawsze do kogoś przyczepi. Czemu akurat do Liz? Nie widzi, jaki Tomas jest poobcierany? Przecież na sali tego sobie nie zrobił, musiał ćwiczyć na własną rękę.
- Tak jest pani trener - odezwała się z kwaśną miną rudowłosa.
Wyglądało na to, że nie w smak jej były te zalecenia. Liz była ambitna i bardzo pracowita. Zawsze dawała z siebie sto dziesięć procent, ale przed zawodami zwykle przesadzała co przynosiło odwrotny skutek do zamierzonego.
- Mówię poważnie dziewczyno. Wiem, do czego jesteś zdolna, byleby wygrać. Co za dużo to nie zdrowo, więc masz bana na szarfy w domu, rozumiemy się? Trenujesz tylko tu! - zarządziła starsza kobieta.
- Tak, tak. Jasne, że tak - odparła dziewczyna i lekceważąco pomachała do trenerki.
Wiadomo było, że nie miała zamiaru się stosować. Cała Liz... Co się z nią działo ostatnio? Była jakaś nieswoja. Wiedziałam, że będę musiała z nią pogadać, bo znowu może się to źle skończyć...
- Powiedzmy, że ci wierzę. Dobrze, porozciągajcie się jeszcze i możecie iść do domów.
Trenerka zostawiła nas na hali, a sama udała się do gabinetu, prawdopodobnie by przygotować odpowiednie ćwiczenia na następne zajęcia. Rejonowe zawody aerial zbliżały się wielkimi krokami, a niektórzy zawodnicy wymagali jeszcze kilku poprawek, jeśli chcieli zostać championami i przejść do rozgrywek krajowych. Ja i Liz z pewnością do nich nie należałyśmy.
Tymczasem my się rozciągaliśmy, jak poleciła pani Luciana. Był to bardzo ważny element każdego treningu, by na drugi dzień nie pojawiły się zakwasy czy jakieś nieprzyjemne dolegliwości jak bóle mięśni.
Sam aerial jest bardzo wymagającym sportem, jeśli chce się go uprawiać wyczynowo i jeździć na zawody. W wersji amatorskiej to całkiem niezła zabawa, ale żeby mieć jakieś osiągnięcia, trzeba się nieźle napracować. Niezbędna tu jest siła mięśni rąk, brzucha i pleców, by we właściwy sposób utrzymać ciało w odpowiednich pozach, a także wspinać się niejednokrotnie aż pod sam sufit hali.
Na zajęcia zaczęłam chodzić pięć lat temu i słyszałam, że na zawodowstwo nie mam szans, bo mam już dwanaście lat, a to późno jak na początki. Musiałabym zaczynać w wieku trzech, może czterech lat. Tylko, że ówczesny trener nie zdawał sobie sprawy, że aerial to nie jest mój pierwszy sport.
Odkąd pamiętam byłam w ruchu. Jak nie pływanie, które rodzice organizowali mi już od niemowlęctwa, to balet albo jazda konna, potem doszła ścianka wspinaczkowa, która właściwie była na tej samej hali, co szarfy. To właśnie podczas jednych zajęć ze wspinaczki zobaczyłam, jak starsze ode mnie dziewczyny z gracją unoszą się kilka metrów nad ziemią, a ich jedynym zabezpieczeniem były szarfy, które oplatały wokół swoich ciał.
Kiedy jedna z nich nagle zaczęła spadać i rozwijać się z materiału, byłam przerażona. Myślałam, że gruchnie zaraz o ziemię. Co z tego, że były tam materace, skoro ona spadała z jakichś pięciu metrów?! Ale nagle zatrzymała się, przestała opadać i wykonała piękną pozę. Zrozumiałam wtedy, że to nie był wypadek, tylko zamierzone działanie. Wtedy właśnie poczułam, że to jest to, co chcę robić.
Na szczęście mam spoko rodziców. Tata jest Grekiem, pochodzi z Korfu, a mama jest pół-Greczynką, od małego wychowaną Stanach. Oboje mają dość luźne podejście do życia. Nie zmuszają mnie do niczego, więc zrezygnowanie z basenu i wspinaczki na rzecz tańca w powietrzu nie było dla nich problemem. Chcieli, żebym po prostu uprawiała jakiś sport. A jaki, to już był mój wybór.
CZYTASZ
Znając przyszłość
Fanfic"Jej głos był tak... przyjemny dla ucha, taki kojący. Poczułam jak jej dłoń zaczyna gładzić moje mokre włosy. Zaczęła ogarniać mnie senność. Nie chciałam zasypiać. Stałabym się tylko ciężarem. Już i tak było mi wystarczająco wstyd za to, jak się zac...