Prolog

20.1K 898 294
                                    

,,Czarny to kolor śmierci i pożegnania.
Czarna róża, jak niebieska róża, pozostaje nieuchwytna.
Czarne róże przekazują śmierć uczucia lub idei.
Wysłanie komuś czarnych róż wskazuje na śmierć związku."

- Jeszcze jeden.
Kiwnęłam palcem w stronę barmana. Właściwie to dwóch barmanów... 

Tak, zdecydowanie widziałam dwóch mężczyzn, ale wyglądali identycznie. Istniały dwie opcje. Albo to był najlepszy pub na świecie i obsługiwali w nim bliźniacy przypominający trochę Freda i George'a albo... byłam tak pijana, że widziałam podwójnie.

Zamrugałam kilka razy po czym zmrużyłam oczy, żeby lepiej rozeznać się w sytuacji, ale niewiele to pomogło.

- Tobie chyba już wystarczy.

Niski gardłowy głos przebił się przez muzykę. Nawet nie zauważyłam, że ktoś obok mnie usiadł. Kiedy tutaj przyszłam ten wątpliwej jakości lokal był opustoszały. Wyglądał, jakby zaglądały tutaj te najbardziej sponiewierane dusze. Idealne miejsce dla mnie. Ale musiało minąć już kilka dobrych godzin.

Nagle zorientowałam się, że dookoła mnie jest dużo głośniej. Szmery rozmów dochodziły z każdej strony. Od czasu do czasu dołączał do nich jakiś śmiech. Powietrze też się zmieniło. Stało się cięższe i dało się w nim wyczuć wyraźną nutę potu zmieszanego z alkoholem i papierosami. Pub u Jeego, bo ,,r" z zardzewiałego szyldu odpadło już dawno, zaczynał wyglądać jak miejsce, które się odwiedza jak chce się poznać seryjnego mordercę. Pewnie powinnam zacząć się martwić. Byłam samotną, pijaną kobietą w melinie. A jednak w tym momencie w ogóle mnie to nie obchodziło. Bardziej energicznie machnęłam na barmana, który jawnie mnie ignorował. No dalej Georgie... czy tam Freddie... podejdź tutaj!

Zaraz sobie nadwyrężysz palec.

Odwróciłam się w stronę mrukliwego głosu. Mężczyzna, do którego on należał wyglądał jak chodząca kwintesencja tego miejsca. Jednocześnie idealnie odzwierciedlał moje uczucia. Jego twarz była ponura. Gość wyglądał, jakby ktoś wyssał z niego całą nadzieję wraz z siłą życiową. Przez chwilę myślałam, że go sobie wyobraziłam, że jest tylko projekcją mojego otumanionego umysłu. Ale wtedy znowu się odezwał:

- Przestań machać tym palcem!

Zadrżałam słysząc delikatna chrypkę w jego głosie. Ale zupełnie nie docierał do mnie sens jego słów. Zachwiałam się przechylając się w jego stronę. Wciąż poruszałam dłonią i prawie dźgnęłam go palcem w oko. Chwycił mnie za nadgarstek zanim do tego doszło jednocześnie drugą ręką przytrzymując mnie za ramię. Bardzo dobrze. W innym wypadku wylądowałabym na podłodze. W najlepszym możliwym scenariuszu na tyłku, w najgorszym - na twarzy.

- Możesz się przez chwilę nie ruszać? On - kiwnął głową w stronę rudowłosego barmana - i tak do ciebie nie przyjdzie. Jesteś tak pijana, że pewnie masz w żyłach więcej alkoholu niż krwi. Jedyne co możesz teraz dostać to woda.

Czy on na mnie warczy? Przyglądam się jego burzowemu spojrzeniu i zaciśniętym zębom. Tak, ten nieznajomy gość na mnie warczy. Wygięłam usta w podkówkę jak małe dziecko i odsunęłam się opadając tyłkiem na niewygodny drewniany stołek.

- Myślałam, że Georgie i ja jesteśmy przyjaciółmi- jęknęłam żałośnie opierając czoło o blat. - a ty nie możesz mi rozkazywać. Nie jesteś moim ojcem.

Mężczyzna zamilkł na chwilę. Mięśnie jego ramion się napięły. Na moment odwrócił wzrok.

- Gorgie? - spytał w końcu unosząc brew.

- No tak - wymamrotałam - Georgie czy tam Freddie. Jak George i Fred z Harrego Pottera. 

Odpowiedziała mi cisza. Odsunęłam dłoń, żeby na niego spojrzeć. Jego ostre rysy twarzy układały się w wyraz pełen dezorientacji. Sapnęłam. 

- Nie mów, że nigdy nie widziałeś Harrego Pottera?! 

- To jakiś obywatelski obowiązek? - uniósł brew. 

Prychnęłam i postanowiłam go zignorować. Nikt kto nie znał najlepszej serii w historii ludzkości nie zasługiwał na moją uwagę. Poza tym miałam przed sobą ważne zadanie. Musiałam się nad sobą trochę poużalać. W końcu właśnie po to przyszłam do tej obskurnej nory.

 Czułam się zdradzona przez tego podwójnego barmana. Co przypomniało mi o powodzie przez który w ogóle się tu znalazłam. A to z kolei przyczyniło się do tego, że moje oczy zaczęły przeciekać. Chyba też smarknęłam. Bardzo głośno i nieelegancko.

- Płaczesz?

Brawo Panie Spostrzegawczy. Nie rozumiałam czemu tak się mnie uczepił. Może miał jakiś kompleks niespełnionego Mesjasza. Albo planował właśnie moje morderstwo a ta cała gadka szmatka miała mnie skłonić do wyjścia, żeby mógł w spokoju wywieźć mnie do lasu. Na tak wielkie odludzie, że będę miała szczęście jak moje zwłoki znajdą za jakieś pięćdziesiąt lat.

- Chcesz o tym pogadać?

Jego dłoń zacisnęła się wokół mojego ramienia. Delikatnie, ale stanowczo. Zastanawiałam się. Czy chciałam o tym rozmawiać? Nie bardzo. Ale z drugiej strony czułam się, jakbym miała zaraz wybuchnąć.

Siedziałam w najgorszym barze w mieście z głową na blacie, na którym na bank rozwijał się nowy ekosystem. Wolałam nie myśleć dlaczego się tak klei. Do tego widziałam podwójnie, kręciło mi się w głowie i nie mogłam przestać płakać. A nie było nawet dwudziestej drugiej.

Pociągnęłam nosem i podniosłam głowę. Spojrzałam w górę w szare oczy nieznajomego. Wydawało mi się, że gdzieś już go widziałam. Ale z drugiej strony wydawało mi się też, że barman to postacie z Harrego Pottera, dwie w jednej do tego, więc nie myślałam nad tym zbyt wiele.

Niezgrabnie wyciągnęłam telefon z torebki i postawiłam go mu pod nos. Na tapecie wciąż miałam uśmiechniętą twarz Connora. 

- Widzisz go? - zapytałam - to mój narzeczony. Zrobił mi dziś prezent przedślubny.

Zaśmiałam się niewesoło.

- Przeleciał moją siostrę. 

Black roses | wydaneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz