Rozdział 2

40 6 0
                                    

Ascher:
Siedziałem właśnie na koniu. Ojciec kazał mi obstawiać tyły, mimo iż mam tylko 14 lat to i tak zabrał mnie na napaść na sąsiednie królestwo. Nagle moje przemyślenia przerwał kształt, który przed chwilą śmignął mi przed nosem. To był jeździec w pelerynie na brązowym koniu, jechał na oklep. Ruszyłem za ów jeźcem, który widząc złotą zbroję mego ojca sięgnął po łuk. Próbowałem go dogonić, ale był za szybki. W pewnej chwili się gwałtownie zatrzymał przy jednym z ogromnych głazów. Zeskoczył z konia i zaczął się wspinać na skałę, dzierżąc przy tym w ręce łuk. Zatrzymałem konia i podbiegłem natychmiast do skały, powoli i po cichu się na nią wspinając. Podszedłem do niego i chwyciłem za ramiona krzyżując jego ręce na plecach.
- Kim jesteś?- zapytałem ostrzegawczym głosem. Ale odpowiedziało mi tylko to, że ni stąd ni z owąd przeleciałem nad jego głową. Ale zamiast wylądować na skale poczułem, że spadam. O nie! Tylko nie to! Nie mogę umrzeć! W tej samej chwili moje ciało zaliczyło bliskie spodkanie z ziemią. Z powodu paraliżującego bólu, aż jęknąłem. Nagle obok mnie wylądowała postać, którą goniłem a ponieważ kaptur podczas skoku się trochę zsunął mogłem się przyjrzeć tej postaci. Była to dziewczyna z tak zielonymi oczami, których nie zapomnę do końca życia. Nagle ona przybliżyła się do mnie, chyba sądziła że zemdlałem bądź zginąłem. Złapała za mój nadgarstek i szukała pulsu, który wyczóła natychmiast. Odetchneła z ulgą i szepneła.
- Kimś kogo nie powinieneś znać.

Dziwna istotaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz