Prolog.

9.5K 552 95
                                    

,,Czarna dziura - obszar czasoprzestrzeni, którego z uwagi na wpływ grawitacji, nic - łącznie
ze światłem i informacją - nie może opuścić. "

-

- Nie ma, kurwa, mowy.

Zapewne nie powinienem odzywać się tak do swojego ojczyma, ale zupełnie go pogięło. Niepotrzebnie otwierałem mu drzwi. Kiedy zobaczyłem jego wymuskaną gębę przez wizjer, mogłem udawać, że mnie nie ma. Mogłem, ale tego nie zrobiłem bo jestem idiotą. A teraz musiałem zachować się jak ostatni cham. 

Trudno. 

Mogłem być największym dupkiem na świecie, ale w życiu nie spełnię jego prośby. Nie po to wyniosłem się na drugi koniec miasta, żeby teraz przygarnąć do domu jakąś przybłędę.

- Rose jest dobrą dziewczyną, nie będzie Ci wchodzić w drogę- zapewnił, jakby mógł ostry ton do niego nie dotarł - to potrwa tylko chwilę, najwyżej kilka tygodni. Musi mieć gdzie się zatrzymać zanim wszystko sobie poukłada.

Rose McMillan była córką męża mojej matki. Nie byliśmy rodziną, w żadnym razie. Nawet jej nie spotkałem. Widziałem ją jedynie na kilku fotografiach, które Phill miał porozstawiane w salonie. Była wysoką, szczupłą kobietą, z dość ładną twarzą. Pamiętałem, że miała długie, proste włosy w kolorze miedzi. Można było nazwać ją wręcz piękną, w końcu nie bez powodu pracowała jako modelka, lecz zupełnie nie była w moim typie. Była zbyt idealna, zbyt wymuskana, zbyt zrobiona. Nie, zdecydowanie nie była w moim typie. I nie chciałem jej mieć pod swoim dachem.

- Weź ją do siebie. - poradziłem. - Masz piękny duży dom, nieprawdaż?

Matka, wraz z Philem, mieszkała na obrzeżach miasta. Zaraz po ślubie kupili duży dom z czterema sypialniami. Byłem pewien, że znaleźliby miejsce dla córki Phila, gdyby tylko chcieli. A jednak mąż mojej matki, którego nawet nie znałem zbyt dobrze zjawił się z tym problemem właśnie u mnie. Tak po prostu zapukał do moich drzwi, zjawiając się z ogromną prośbą, jakbyśmy byli jakąś wielką szczęśliwą rodziną. Co z tego, że moja twarz nie pojawiała się w żadnym albumie ze zdjęciami, nigdy nie dostałem zaproszenia na choćby głupie święta, a moje imię matka wymawiała tylko, kiedy była do tego zmuszona. Nawet nie pamiętałem, kiedy ostatnio z nią rozmawiałem. Gdyby minęła mnie przypadkiem na ulicy najpewniej udawałaby, że mnie nie widzi. Nigdy nie lubiła na mnie patrzeć. W zasadzie nie lubiła nawet faktu, że oddychałem. 

- Twoja matka niedawno urodziła, Hope ma dopiero trzy miesiące a Leila... - urwał spuszczając wzrok.

Miał zabolała minę. Prawie warknąłem, słysząc imię swojej nowo narodzonej siostry. Nawet jej jeszcze nie spotkałem. Gdyby nie facebook nie wiedziałbym nawet, że matka była w ciąży. Nie żebym specjalnie chciał, lecz fakt, że matka tak się przed tym wzbraniała pozostawiał jakiś gorzki posmak w moich ustach. 

Musiałem się kurwa napić. Ta rozmowa zbyt wytrącała mnie z równowagi.

- Twoja matka nie czuję się najlepiej. Znasz ją. Ostatnio znów jest trochę... niestabilna. To pewnie przez te całe hormony.

Starał się brzmieć nonszalancko, niemal żartobliwie, ale nie był w stanie całkiem ukryć napięcia w swoim głosie. Jeszcze mocniej mnie to rozeźliło.

- W dupie mam wasze problemy. - warknąłem.

Phil wrócił spojrzeniem do mojej wykrzywionej gniewem twarzy. Nie byłem w stanie dłużej zachować obojętności. W środku aż się zagotowałem. Miałem ochotę czymś rzucić. Najlepiej w twarz Phila, która jak dla mnie przyjęła zbyt oceniający wyraz.

- Nie mów tak, Killianie... - powiedział pochylając się do przodu - to twoja matka. Jesteśmy rodziną...

- Nie jesteś moją rodziną! - wycedziłem przez zęby.

Byłem już dorosły, gdy związał się z matką. Już z nią wtedy nie mieszkałem. Phil nic dla mnie nie znaczył. Był obcy. Jego słowa znaczyły dla mnie tyle co bezsensowny jazgot. A jednak ten cichy głos, który zawsze błądził gdzieś na skraju mojej świadomości znowu zaczął dawać o sobie znać. Przypominał, że to moja wina. Matka była ,,niestabilna" przeze mnie i nigdy nie dała mi o tym zapomnieć. Każdego dnia mojego pierdolonego życia przypominała mi, że to właśnie ja jestem powodem jej niedoli. 

- Być może. - stwierdził Phil mrużąc oczy - ale kocham twoją matkę, a ona...

- Nie przygarnę twojej córki. - przerwałem mu zanim powiedziałby coś czego absolutnie nie chciałem słyszeć- mój dom to nie schronisko dla zbłąkanych duszyczek.

- Killian, proszę- spróbował ponownie- nie mogę zaprosić Rose do nas, gdy Leila jest w takim stanie. Jest ostatnio bardzo krucha, każda kolejna zmiana może ją złamać. Potrzebuje czasu. Wiesz dobrze jak się zachowuje, kiedy wpada w ten swój stan...

Phil urwał, jakby ważył kolejne słowa. Nie musiał nic więcej mówić.

Wiedziałem.

I chciałem się złamać. Ostatecznie wszystko co działo się teraz z moją matką miało swoje źródło we mnie. Zniszczyłem ją. Byłem bolesnym przypomnieniem przeszłości, a do tego chodzącym rozczarowaniem. Być może byłem jej to dłużny. Może zasługiwałem na męczenie się przez kilka tygodni z jakąś wymuskaną panną. Na pewno na to zasługiwałem. To nie była nawet dostateczna kara za to czym byłem. A jednak nie mogłem się zgodzić. Mój dom był moim azylem. Jedynym miejscem, poza studiem, gdzie mogłem uciec i czuć się w miarę normalnie.

Kurwa. Byłem okropnym synem, ale to nie była żadna niespodzianka. Gdyby matka wiedziała o planach męża zapewne od razu, by go uprzedziła, że to zły pomysł. Powiedziałaby, że na mnie i tak nie można liczyć i prawdopodobnie przestrzegła przed złem sączącym się z każdej komórki mojego ciała. Jeżeli zależało jej w jakiś sposób na córce Phila, nigdy nie pozwoliłaby jej że mną zamieszkać. Kazałaby jej trzymać się ode mnie z daleka. Prawdopodobnie użyłaby wszelkich środków, by nasze drogi nigdy się nie przecięły. Tak jak to zrobiła że swoim dzieckiem. Tym, które faktycznie kochała.

- Wiem, i to lepiej niż myślisz. - odpowiedziałem ponuro, zanim Phil porządnie zebrał myśli- ale to nic nie zmienia. Twoja córka nie może tu zamieszkać. Jak zależy ci na jej dobru, będziesz ją trzymał ode mnie z daleka.

Phil zmarszczył brwi. Zaraz później jego twarz przybrała współczujący wyraz. Miałem ochotę dać mu w mordę. Nie chciałem jego pieprzonego współczucia.

- Killian... Rozumiem, że twoja relacja z matką jest odrobinę... skomplikowana, ale to nie oznacza, że...

- Radzę ci zamilknąć. - przerwałem mu grobowym tonem - i to natychmiast. Moja relacja z Leilą to nie twoja sprawa.

Jego twarz ściągnęła się w wyrazie mieszaniny litości i bólu, gdy usłyszał jak nazywam jego żonę. Nie miałem pojęcia czemu w myślach wciąż nazywałem ją matką. Nigdy nie pozwoliła, bym tak się do niej zwracał. Kontynuowałem, zanim miał szansę powiedzieć cokolwiek więcej. Szczególnie, że ten jego współczujący wyraz twarzy wskazywał na to, że cokolwiek opuściłoby jego usta, nie przypadło by mi do gustu.

- Wracając do twojej córki, chyba wyraziłem się dość jasno. Nie ma, kurwa mowy.

To powiedziawszy zamknąłem mu drzwi przed nosem. Nie byłem dobrym samarytaninem. Byłem potworem. I nikt nie wiedział o tym lepiej niż moja matka. Phil może tego nie rozumiał, ale lepiej będzie jeśli ta dziewczyna będzie się trzymać jak najdalej ode mnie.

Black Hole | wydaneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz