Kakashi patrzy na płatki śniegu opadające czule, jak dotyk matki, na jasne włosy Naruto. Przygląda się podobieństwom wyrytym w kościach policzkowych chłopaka. Patrzy ponad czasem, nakładając na siebie twarze i wydarzenia. Krople dawno przelanej krwi rozpryskują się na wspomnieniach. Zastanawia się dlaczego samotność i ból wymodelowały ich zupełnie inaczej. Być może mają to zapisane w genach. Światło i mrok płyną w nich krwią przodków. Być może Kakashi jest podgniłym jabłkiem, zbyt długo leżącym u korzeni drzewa. Oblepionym głodnymi muchami. Owoc Naruto rumieni się w promieniach słońca wśród zieleni liści.
Sensei jest ostatnim promieniem, który trzyma młodego Kakashiego przy dniu. Gorliwie i żałośnie powstrzymuje go przed upadkiem w bezkresne ramiona nocy. Mrok czai się w kącikach oczu młodego shinobi, ale Sensei bacznie wypatruje i powstrzymuje rozlew ostatnich kropli goryczy. Z nadzieją godną szaleńca, z obłędem jakim umierający chwyta się życia.
Kakashi patrzy na swojego mistrza, jakby chciał samym wzrokiem obrócić go w pył.
— Jak długo chcesz mnie tak pilnować? Do końca życia?
— Jeżeli będzie trzeba to nawet dłużej — odpowiada bez zająknięcia.
Kakashi denerwuje się, bo przecież ma prawo umrzeć z rozpaczy i nikt nie powinien mu w tym przeszkadzać. Wbija w swojego nauczyciela wzrok, jeszcze intensywniej, jeszcze bardziej gniewnie, a pożyczone oko piecze z irytacji. Musi być coś, co powstrzyma tę żałosną nadzieję, której trzyma się Minato. Słowa, czyny, czas. Cokolwiek.
— Przydzieliłeś mnie do ANBU tylko po to, żeby mieć na mnie oko? — pyta, bo uwielbia rozdrapywać swoje rozdrażnienie. Minato przytakuje, bez słowa przekładając dokumenty z kupki na kupkę. Kakashi nie potrafi nie zastanawiać się nad tym, czy Hokage w ogóle czyta papierzyska, czy tylko zwraca na siebie uwagę irytującym szelestem. — Przydziel mi inną misję. Trudniejszą — dodaje dziwnie dojrzałym, zmęczonym głosem.
Młody Kakashi chce upaść w noc. Zapomnieć i nie czuć tego wszystkiego, co czuje. Bezdźwięcznie i bezboleśnie się poddać. Zatracić się w zimnym ostrzu, wtłaczać w siebie misję za misją. Nie myśleć o niczym innym, tylko iść i iść. Przed siebie. W ciszy przecinanej dźwiękiem rozrywanej skóry.
Tłusta czarna mucha brzęczy obok jego ucha, bezmyślnie uderza w miękką skórę małżowiny. Odbija się od niego i pędzi wiedziona słodkim zapachem nadgryzionego jabłka leżącego na biurku Minato. Sensei odgania ją ruchem dłoni. Mucha zatacza się wściekle, siadając tuż obok. Przyczajona czeka na swoją kolejną szansę.
Kakashi już wie, że umierają wszyscy, na których mu zależy. Zawsze i bez wyjątków.
Czasami nie potrafi pozbyć się wrażenia, że świat nigdy się nie zmieni. Że życie będzie masowo produkować sieroty i wojenne kaleki. Hatake, podobnie jak wszyscy, którzy już umarli, marzy o innym świecie. Delikatnie lepszym, mniej splugawionym. Świecie, w którym dorośli nie przelewają krwi dzieci w swoich wojnach.
Mimo wszystko nie żałuje, że pozwolił się trzymać na powierzchni wtedy, gdy najbardziej ze wszystkiego pragnął utonąć. Wierzy, choć może nie powinien, że gdyby Minato nie opuścił życia tak wcześnie, byłby w stanie spełnić marzenia o innym świecie. Została po nim odrobina nadziei.
Hatake Kakashi – zimnokrwisty.
CZYTASZ
Naruto: Strach na wróble
FanfictionHatake Kakashi o wszystkich, których stracił. Czas i miejsce akcji są względne.