ROZDZIAŁ 01

78 19 7
                                    

Od jakiegoś czasu Ji-sung zaczął miewać dziwne sny, które nie były takie zwykłe, jak mu się wydawało. Tym bardziej, że tak naprawdę prawie z nich niczego nie pamiętał. Co nie znaczyło, że uczucie wszechogarniającego smutku i żalu go nie opuszczały z niewiadomego powodu. Podczas których nie wiedzieć czemu po jego twarzy spływały łzy. Łzy, których za żadne skarby nie był w stanie powstrzymać ani zatrzymać.

A im bardziej próbował tego dokonać, tym bardziej one nie chciały przestać płynąć mu po twarzy. Nic więc dziwnego, że powoli zaczynał odchodzić od zmysłów. Co było w jego przypadku bardzo zrozumiałe i nikt nie był w stanie mu pod tym względem pomóc. Stąd wieczorem, przed jego 18-stymi urodzinami miał jakieś dziwne wrażenie, że lepiej jednak tej nocy nie zasnąć. Jednakże nieważne czego by próbował to i tak jego głowa w końcu dotknęła miękkiej poduszki.

━━ Tylko nie zasypiaj! ━━ mówił do siebie Ji-sung, ale nic na to poradzić nie mógł.

Od tego momentu niczego już nie był w stu procentach pewny, co jeszcze bardziej potęgowało jego mętlik w głowie. A tym bardziej, czy to była jawa, czy to jednak był sen a może jeszcze zupełnie coś innego? Nie wspominając o tym, czy to, co właśnie przeżywał, było prawdziwe. Czy jednak było jedynie głupim zmęczeniem materiału?

Co raczej nie było możliwe, bo niczego o takiej tematyce nie czytał ani tym bardziej oglądał. Stąd jeszcze bardziej miał cichą nadzieję, że tym razem ten głupi i niedorzeczny sen go nie nawiedzi. I w końcu będzie mógł Ji-sung spokojnie przespać tę ważną na niego noc bez żadnych problemów. Co jak wiadomo nie było od niego zależne i to mocno go denerwowało.

Chociaż czuł, że jego wcześniejsze obawy i przeczucia, które od dłuższego czasu się w nim kumulowały. Nie wiedzieć czemu, z powodu tych durnych snów, nie były one przypadkiem. Jednego był pewny, że w końcu odnajdzie odpowiedzi na pytania, które go od bardzo dawna męczyły, tego był w 100 procentach pewny. Dlatego tylko teraz pozostało mu jedynie je przetrwać, ślę w takim razie jakim kosztem?

Bo z każdą nocą było coraz gorzej, co nie napawało go optymizmem i to go dobijało w tym najbardziej. Ji-sung patrzył bezgłośnie, jak macki ciemności rozpoczynały otulać jego ciało. A im bardziej się on wyrywał, tym mocniej i gęściej go one oplatały, nie mając zamiaru go tak łatwo z nich wypuścić. Krzyczał, ale jego głos wcale się nie wydobywał, tak jakby ktoś go mu zabierał.

Nic więc dziwnego, że jeszcze mocniej wierzgał, bo tylko tak mógł się wyswobodzić. Zarazem zaś tocząc walkę z niewidzialnym przeciwnikiem i nikt nie był w stanie mu w tym pomóc. Po dłuższym czasie w końcu zmęczony rozdzielającą jego umysł walką. Opadł po raz ostatni, spoglądając się na swój pokój. Jakby co najmniej miał go zobaczyć po raz ostatni. Nic więc dziwnego, że zachowywał się tak. A nie inaczej w takim przypadku, w jakim obecnie się znajdował.

━━ Czyżby to był mój koniec? ━━ spytał Ji-sung samego siebie, mając cichą nadzieję, że tak właśnie nie było.

Chociaż zdawał sobie sprawę z tego, że nikt mu na nie nie odpowie. Wówczas po jego pytaniu zapadła zupełna cisza, którą można było kroić nożem. A on w tym czasie spoczywał zawieszony, nie dostrzegając ani góry, ani tym bardziej dołu. A jedynie nieposkromioną ciemność, która otuliła go szczelnie i nie chciała wypuścić.

Do czasu, kiedy poczuł się, jakby porwał go prąd rzeki, której jak wiadomo, dostrzec nie mógł. Sunął, lecz zarazem stał w miejscu, ale w tym samym czasie czuł, że się jednak poruszał. To było według Ji-sung’a dość dziwnym doświadczeniem, którego słowami nie był w stanie tak od razu opisać. Nie miał bladego pojęcia, o co tym wszystkim chodziło, co jak wiadomo, poniekąd go zaczęło irytować.

Po jakimś czasie sceneria zaczęła nieco się zmieniać, co trochę poprawiło humor Ji-sung'owi. Chociaż zarazem ta zmiana według niego była nieco przesadzona. A to dlatego, że niewidzialna i bezgłośna tafla wody, która jak dotąd go niosła w nieznanym przez niego kierunku. Zaczęła się iskrzyć różnokolorowymi barwami.

Barwami, które niczym jak ogniki radośnie tańcowały na jej właśnie powierzchni w nieznanym mu rytmie. Stąd, nie mogąc się oprzeć pokusie, zgarnął jednego z nich do ręki, aby lepiej mu się przyjrzeć. Wówczas ów ognik po prostu zniknął, robiąc ciche "puff" i tyle po nim było. Ponownie Ji-sung spojrzał się przed siebie, aby po chwili ujrzeć z oddali jasne radosne światło.

Nigdy niczego się nie bał, jak owego właśnie radosnego światła, do którego zbliżał się z niewyobrażalną prędkością. I nic na to, jak wiadomo, zrobić nie mógł i to wcale nie napawało go optymizmem. A jeszcze chwilę temu, nurt niby rzeki niósł go powoli i ospale. Jednakże teraz jakby jak na złość nie wiedzieć czemu przyśpieszył.

Wyglądało to tak, jakby to światło przyciągało go do siebie z niewidzialną, jak dla niego mocą. Zarazem z każdą chwilą strach i obawa, co zastanie, jak dotrze do niego, zaczęły powoli maleć. Chociaż jeszcze chwilę temu wzmagała się do niewyobrażalnej formy. Nie wiedzieć czemu, ale zaczął czuć, że jest ono mu skądś znajome, lecz nie mógł pojąć skąd.

Nim się zorientował, prąd rzeki ustał, a iskry również tak, jak się pojawiły tak też i również zniknęły. Stał tuż przed samym światłem, które było mieszaniną tak sprzecznych ze sobą emocji, że aż trudno było się w nich połapać. A czuć w nich było płacz bezsilności, goryczy ciepła, radości, ale też utraconej miłości i bólu z tym związanej.

Nic więc dziwnego, że zrobiło się Ji-sung'owi jego żal, bo nikt nie był w stanie mu pomóc. Chociaż byli blisko niego, nikt nie miał zamiaru mu pomóc się z tym uporać. Stąd też bez namysłu wyciągnął rękę, aby dotknąć tego światła, które z początku nie miało zamiaru wpuścić go do środka. Tak jakby właściciel owego światła, nie pozwalał, aby nikt się, do niego nie zbliżał.

Po kilkunastu próbach, w końcu udało mu się pokonać barierę spowijającą to światło. A co za tym idzie, na chwilę oślepiło go przeraźliwie jaskrawe światło. Trwało to zaledwie chwilę, nim się ono w końcu uspokoiło, co było mu na rękę. Dopiero wtedy jego stopy dotknęły twardego podłoża, którym jak się potem okazało, była kostka brukowa.

Niedługo po tym dotarło do niego, że była to ścieżka okraszona po obu stronach pięknymi kwiatami. Nic więc dziwnego, że na ten widok zaparło Ji-sung'owi dech w piersiach. Zarazem wyczuwając, że nie po to został tutaj sprowadzony, aby podziwiać te piękne widoki. Tego był w stu procentach pewny i jak później się okazało, miał pod tym względem zupełną rację.

Nie mając nic innego do roboty, ruszył żwawym krokiem prowadzony niewidzialną siłą przed samego siebie, bo i tak nie miał nic już zupełnie do stracenia. A nuż może na końcu tej ścieżki znajdzie odpowiedź na jedno z jego pytań, które go męczyły? Myśl ta nadawała mu odwagi, aby brnąć dalej, w nieznane, bo jakby nie patrzeć nie miał bladego pojęcia, gdzie tak właściwie się znajduje.

A tym bardziej, po co go tutaj tak naprawdę ściągnęło i co miał w tym miejscu zrobić. Z każdym mijanym krzakiem, a tym bardziej mijanym kwiatem miał wrażenie, że były one mu skądś znajome. Tak jakby Ji-sung je już wcześniej gdzieś widział, ale nie wiedział gdzie. Przemierzał on wolnym krokiem, z każdą chwilą coraz bardziej czując się niczym jak Dorotka w Krainie Oz.

Eoduun Unmyeong [ chenji / PL ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz