Hej jestem Jackson dla przyjaciół Jack, właśnie jestem we włoszech. Opowiem wam co przytrafiło mi się na lotnisku...
Wszystko zaczęło się od tego że miałem jechać do włoszech na studia. Spakowałem więcej książek niż ubrań i pojechałem na lotnisko. Nie jestem dobry z włoskiego bo uczyłam się go 4 lata temu i przez to zapomniałem trochę. Gdy byłem już na lotnisku podszedłem do kasierki żeby sprzedała mi bilety. Dlaczego bilety ponieważ mój przyjaciel Magdyn, jak zwykle się zpóźnia a miał jechać ze mną na studia do włoszech. Gdy przyjechał to poszliśmy do rewizora żeby skasował nam bilety. Czekaliśmy bo samolot miał przyjechać o 21, co mnie ździwiło że się nie spóźnimy na samolot. Myliłem się i to bardzo. Gdy czekaliśmy na samolot za zasnołem bo pakowałem się do późna. Magdyn chyba też zasnoł, nie wiem bo zastołem pierwszy. Obudziłem się i zobaczyłem że na lotnisku, nie ma nikogo oprócz mnie i Magdyna. Spojrzałem na telefon ze złością była godzina 24, spałem 5 godzin. Wstałem żeby obudzić Magdyna, jednak jakaś postać przykuła moje zainteresowanie. Widział bym ją lepiej gdyby nie fakt że było strasznie ciemno. Podszedłem żeby zobaczyć tą postać lepiej, jednak ona powiedziała ''Że nie powinienem być o tej godzinie na lotnisku'', to postać miała racie. Jedna rzecz mnie przeraziła że gdy to powiedała, straciłem przytomność nie wiem co się dzało dalej. Rano obudziłem się w szpitalu koło mnie siedział Magdyn, mama i tata. Zwolnili się z pracy tylko gdy dowiedzieli się że trafiłem do szpitala. Jedna rzecz mnie zastanawia dlaczego ta postać była sama o 24 na lotnisku. I czemu powiedała te słowa po których zemdlałem. Gdy to powiedałem mamie to ta powiedała że kiedyś na tym lotnisku co byłem zmarł młody żołnierz który jechał na wojne do Niemiec. Niestety zmarł na tym właśnie lotnisku, jego ciało zabrano i pochowano ale jego dusza została tam i pilnuje lotniska.