~By służyć i chronić obywateli Los Santos~
6 Czerwca 2022 roku, Los Santos
Czerwiń z zachwytu, wewnętrzny niepokój, strach przed zmianą trybu życia, jak przed akademią, lecz nasilony. Brązowowłosy siedział w trzecim rzędzie po prawej stronie wyczekując odprawy, a tym samym przydziału do jednostki. Lance ma 25 lat i mieszka w Los Santos, pracuje w Policji od roku, od pół roku jako pełnoprawny funkcjonariusz.
Po przejściu z trybu rekrutacji szukał swojego miejsca w departamencie, nie mógł go odnaleźć. Mimo jego umiejętności prowadzenią nie lubiał SEU, jako oficer patrolowy również nie czuł ekscytacji. Dlatego dwa tygodnie wcześniej złożył rekrutację do bycia detektywem. Tamten dzień miał pokazać czy spełni się prośba Trencha.
- Cholera, długo jeszcze? - Westchnął Montanha spoglądając na zegarek. - Powinno się zacząć pięć minut temu. - Dodał ponownie wzdychając. Nagle z drzwi obok wyszedł białowłosy Dante. Kapitan stanął przed mównicą i otworzył teczkę.
- A więc... informacje na dziś, ballasi wzmożyli aktywność w ich rejonie także bądźcie gotowi i czujni. - Powiedział. - No i wyniki rekrutacji Lancea Trencha i Montanhy. - Odparł na co Gregory zdziwił się lekko. Capela spojrzał na niego gniewnym wzrokiem. - Trzeba nie było atakować tamtej baby, idziesz do patrolówki i koniec. - Powiedział stanowczo. - A ty Lance, od dzisiaj jesteś detektywem, ALE, jak na razie pochodzisz sobie jeszcze trochę w mundurze bo garnituru od razu ci nie damy. - Rzekł. - I poznaj swojego nowego podszefa. - Wskazał na mężczyznę siedzącego w piątym rzędzie po lewej stronie. - Dobra, miłego patrolu. - Powiedział po czym wyszedł.
Lance wstał z krzesła jak reszta i skierował się w stronę wyjścia. Gdy wyszedł z pomieszczenia zaczepił go policjant ubrany w mundur z palkietkami stopnia sierżanta.
- A więc Trench, Thomas Shelby. - Wystawił dłoń. Brunet uścisnął ją. - Nie licz na szybki awans. - Odparł oschle.
- Nie liczę na szybki awans a na dobrą pracę. - Oznajmił. Thomas obrócił się I zaczął iść korytarzem, Lance podążał za nim.
- Kolejny służbista i ratownik świata. - Westchnął cicho sierżant wchodząc do biura. - Wejdź. - Odparł w stronę Lancea. Czarnowłosy usiadł za biurkiem. - A więc, od dzisiaj jesteś pod moim dowództwem, łamanie regulaminu i zasad wiąże się z powrotem do patrolu, jasne?
- Tak.
- Dobra. - Odparł otwierając akta. - Co tu jeszcze robisz? Do radiowozu i wypierdalać. - Dodał po chwili. Lance podekscytowany a jednocześnie zażenowany postawą sierżanta zrobił co mu kazano.
Kilka godzin później
Lance po dwunastu godzinach wrócił na posterunek. Usiadł przy swoim starym biurku z patrolu, nie przydzielili mu nowego. Siedział wpatrzony w blat stukając palcem, był zmęczony i znudzony, nie miał ochoty dalszej pracy na dziś, dobrze się składało że to był koniec dziennej zmiany. Po chwili wyszedł biura i wszedł do szatni. Wszedł do środka i stanął przed szafką, rozpiął koszulę i pasek ze sprzętem które położył na ławce. Otworzył drzwiczki i wtedy zauważył że obok niego stoi sierżant bez koszulki. Pewnie on też kończy służbę, pomyślał po czym założył koszulkę, w sumie nawet dba o siebie. Brunet zdjął spodnie i buty, założył swoje i schował mundur do szafki po czym ją zamknął.
CZYTASZ
~ Test / Lance~Shelby / ONESHOT ~
FanfictionCiężkie dni dla chłopaka z pasją... Z kamieniem z napisem ,,love" pod nogami. ~ Czwarty oneshot o tym shipie (?) jeśli w ogóle ma jakieś prawdopodobieństwo.