#1

281 33 4
                                    

-holy shit...- westchnął brunet opadając na łóżko. -dlaczego akurat on?- dodał cicho a jego oczy zaszkiliły się. -dlaczego akurat nick... -powiedział zakrywając głowę poduszką.
Karl nie mógł się pogodzić z tym że jego "przyjaciel" popełnił tydzień temu rzucił się pod pociąg na jego oczach. Za każdym razem, za każdym jebanym razem gdy ten tylko zamykał oczy w ciemności malował mu się obraz szatyna leżącego na torach i policji odciągającej Karla od zwłok. Brunet nadal nie wierzył że nie zdążył odepchnąć nika na bok i sam nie wpadł pod ten cholerny pociąg. Życie bez szatyna, mimo że trwało dopiero tydzień było całkiem inne. Brunet nie potrafił normalnie funkcjonować,a każde wyjście z domu kończyło się zamykaniem w publicznej toalecie i zbieraniu się do kupy przez kolejną godzinę, Przy takim obrocie wydarzeń powrót do szkoły był wręcz nierealny, a sam karl całe dnie spędzał w łóżku przeglądając ich wspólne zdjęcia i stare wiadomości.

-nie karl musisz wziąść się w garść- powiedział sam do siebie siadając na krawędzi łóżka. Brunet popatrzył na szuflady biurka obok i naszła go pewna myśl. -nie. obiecałem sobie że nie wrócę do okresu z przed poznania nicka...ale jego już nie ma...- powiedział uśmiechając się lekko po czym wstał i podszedł do biurka. Pociągnął za drzwiczki od szuflady i wyciągnął małe pudełko po zapałkach. -przepraszam Nicky- powiedział że łzami w oczach przykładając metalowe ostrze i robiąc nim parę kresek na przedramieniu.

-Karl?- chłopak usłyszał cichy głos za plecami. -Karl... Słonko dlaczego to zrobiłeś? - zapytał tajemniczy głos. Brunet odwrócił się ale nikogo za nim nie było, wziął głęboki wdech i wrócił do poprzedniej czynności -to tylko twoje sumienia idioto- powiedział sam do siebie.

-Karl... Proszę przestań... - chłopak usłyszał ten sam głos, ale tym razem słychać było w nim masę smutku i bulu. -proszę... Nie mogę patrzeć jak cierpisz- dodał głos i w tym samym czasie okno zamknął mocny powiew wiatru. Metalowe ostrze wypadło z ręki chłopaka a sam usiadł na łóżko nie wiedząc co się dzieje. -nick?- zapytał karcąc się w myślach za wypowiedzenie w imienia szatyna. -tak słonko, to ja- powiedział cichy głos tym razem słyszalny jakby ktoś właśnie siedział obok bruneta. -proszę, zabandażuj rękę Karl...- chłopak nie do końca wiedząc co się dzieje wstał z łóżka i wyciągnął z szuflady stary bandaż i zawinął nim krwawiący nadgarstek.

-tak cię przepraszam że musisz mnie teraz oglądać- powiedział patrząc przez okno licząc że szatyn właśnie przy nim jest. Minęła minuta. Dwie. Trzy, brak jakiej kolwiek odpowiedzi co jeszcze bardziej sfrustrowało bruneta. Karl zakrył się tylko kołdrą i zaczął histerycznie płakać. -on... On tu był... - powiedział przez łzy sam do siebie. Chwilę potem zamknął z wycięczenia oczy i zasnął.

I Can't Save You, Sorry // KarlnapOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz