Pomogłem Panu Starkowi wstać. Nie wyglądał najlepiej, z resztą pewnie nie najlepiej się czuł. Przegraliśmy, więc wiedziałem, że niedługo Thanos usunie połowę ludzkości. Przełknąłem nerwowo ślinę i patrzyłem w ciszy, jak miliarder przesuwa się powoli do przodu.
Rozejrzałem się wokoło. Pełno zniszczeń i same zgliszcza, a nasza drużyna - o ile można było tak to nazwać - w samym centrum. Nagle usłyszałem głos tej lasencji z czółkami.
- Stało się coś strasznego - powiedziała przestraszona, po czym nagle się przykurzyła i zniknęła.
Wszyscy stanęliśmy zaskoczeni i przerażeni, a ja poczułem, że moje serce zaczyna przyspieszać. Co się działo? Czy to już był koniec?
Dosłownie chwilę potem to samo przytrafiło się koledze Star Lorda.
- Quill - rzucił żałośnie i zniknął.
- W porządku Quill? - zapytał Pan Stark z czystym strachem w oczach.
- O rany - odparł, przeobrażając się w pył.
- Tony - sapnął pan Strange. - Nie było innego wyjścia - dodał i podzielił los reszty.
Nawet nie zwróciłem uwagi, kiedy ta niebieska również rozpłynęła się w powietrzu. Popatrzyłem na miliardera,a moje oczy wypełniły łzy.
- Panie Stark? - zacząłem, bojąc się, że za moment to samo przytrafi się któremuś z nas.
- Tylko mi tu bez takich Parker - zagroził balgalnie.
Podszedłem w jego stronę, a on bez wahania wziął mnie w objęcia. Staliśmy tak przez dłuższy czas, kiedy w końcu udało nam się uspokoić na tyle, by zacząć myśleć, co dalej?
- Obieca mi Pan, że nie zniknie? - zapytałem łamiącym wciąż głosem.
- Nie zniknę Peter, ale ty też nie waż się nawet tego robić. Nie dam rady samemu.
- N-nie zrobię tego, nie mógłbym... Panie Stark - jąkałem wciąż będąc w szoku.
- To koniec dzieciaku, nikt już więcej nie zniknie, okej? Jestem tu tylko ja i Ty.
Wyswobodziłem się z ramion Iron Mana i odszedłem kawałek, łapiąc się za włosy.
- A May? A Happy? A pani Pepper? - pytałem nie mogąc uzyskać odpowiedzi.
- Nie wiem... Naprawdę nie wiem.
Odetchnąłem trochę płyciej. To faktycznie był już koniec.
***
Dłuższy czas plątaliśmy się po Tytanie, nie wiedząc, jak się z niego wydostać. Chciało mi się pić i spać, bo byłem okropnie zmęczony po bitwie i trzymaniu pana Starka na nogach. Tak właściwie to nie wiedział, że utrzymywałem na sobie prawie cały jego ciężar, żeby lepiej było mu się poruszać.
Idąc w milczeniu, cały czas zastanawiałem się, dlaczego pan Strange dał kamień Thanosowi. Gdyby nie to złoczyńcy by nie wygrali, ale miliarder zostałby pozbawiony życia. Sam już nie wiedziałem, co było lepsze.
- Parker, poczekaj chwilę - sapnął mężczyzna. - Muszę odpocząć, bo dłużej nie dam rady - dodał, siadając na kamieniu.
- Proszę panie Stark, niech się Pan nie poddaje - szepnąłem półgłosem i z lekkim grymasem kucnąłem przed nim. - Star Lord ze swoimi przyjaciółmi na pewno musiał się tu jakoś dostać, tak? Więc może gdzieś niedaleko zostawili swój statek?
Geniusz uśmiechnął się lekko, mimo przeszywającego bólu i popatrzył prosto w moje oczy.
- Jesteś genialny - powiedział i poklepał mnie po ramieniu. - Ale musisz zrobić to sam Peter.
- Nie ma opcji, bez pana nie idę! - sprzeciwiłem się. - Przecież...
- Proszę cię, to nie pora na żarty - przerwał mi. - Znajdź ten statek i się stąd wynośmy.
- Ale...
- Żadnych ale. Leć Spider-Manie.
Odetchnąłem i pozwoliłem nanotechnologii zasłonić moją twarz. Zacząłem biec, dokładnie zapamiętując, gdzie zostawiłem pana Starka. Grawitacja na tym księżycu działała coraz słabiej, więc gdy tylko wystrzeliłem sieć, od razu uniosłem się w powietrze, nawet tego nie kontrolując.
Nie miałem ochoty na jakieś głupie popisywania się, dlatego szybko znalazłem statek i kilka minut później byłem już w środku. Z resztą, jak miałem się cieszyć, skoro tyle dziś straciłem?
Usiadłem za sterami i zastanawiałem się chwilę nad działaniem tej maszyny, aż w końcu stwierdziłem, że dam radę i bez instrukcji. To nie mogło być trudne, zwłaszcza, że widziałem tyle filmów o kosmosie i statkach kosmicznych. Kaszka z mleczkiem.
Wypuściłem powietrze i nacisnąłem pierwszy guzik, który wydał się najbardziej prawdopodobny. Udało mi się, lecz z lataniem nie poszło już tak łatwo. Cała obsługa sterowania zajęła mi chwilę, ale dałem radę.
Wzbiłem maszynę w powietrze i znalazłem miejsce, gdzie zostawiłem miliardera. Wyskoczyłem ze statku, po czym zobaczyłem leżącego na ziemi, półprzytomnego geniusza. Przeraziłem się nieco i podbiegłem do niego.
- Co się stało panie Stark? Zabieramy się stąd, sam Pan tak powiedział - oznajmiłem, próbując postawić mężczyznę na nogi.
Po pierwszej nieudanej próbie wiedziałem, że jest coś nie tak, dlatego zabrałem go na pokład i położyłem na pierwszym lepszym łóżku, jakie znalazłem. Zdjąłem z niego pozostałości zbroi, po czym starałem się zlokalizować problem.
Okazało się, że samopoczucie miliardera zepsuło się poprzez wdanie się w ranę infekcji. Musiałem ją zastopować, ale totalnie nie wiedziałem jak.
- Panie Stark, co ja mam zrobić? - zapytałem, ale w odpowiedzi dostałem jedynie niewyraźny bełkot.
Wziąłem się w garść i znalazłem coś podobnego do apteczki. Wygrzebałem z niej lawaseptyk, bandaże i przyniosłem trochę chłodnej wody z ręcznikiem, żeby zbić gorączkę. Wiedziałem jedynie, że należy odkazić taką ranę, ale nie byłem medykiem, żeby móc się tym profesjonalnie zająć.
Wziąłem wdech i odsunąłem kawałek koszulki, żeby zobaczyć, jak to wygląda. Nie było najgorzej, ale i tak należało się tym zająć. Odkręciłem buteleczkę, po czym wylałem trochę na rozciętą skórę pana Starka. Nie minęła nawet minuta, kiedy wszystko się wchłonęło i mogłem opatrzyć ranę.
Nieco później wykręciłem materiał i ułożyłem na czole geniusza. Miałem nadzieję, że wszystko zadziała i nie zostanę tutaj sam.
Ruszyłem do sterowni i zdjąłem nanotechnologiczny kostium, zostając w tym starszym. Przemyłem twarz i napiłem się wody. Nie było jej za wiele, co oznaczało, że tą brudną też będę musiał wypić, ale teraz mnie to nie ruszało.
Ważniejszym stało się, czy ta maszyna będzie w stanie zabrać nas z powrotem do domu i czy przeżyjemy w kosmosie wystarczająco długo?
Otrząsnąłem się i poszedłem pozwiedzać statek. Liczyłem, że znajdę jedzenie, wodę i jakieś lepsze ubrania, niż kostium Spider-Mana. Chciałem też poznać choć trochę budowę tej maszyny, bo w końcu tylko ona nam została.
Jednak zanim gdziekolwiek poszedłem, musiałem odrobinę ochłonąć. Miliarder miał rację, że kosmos to nie miejsce dla mnie, ale i tak nie posłuchałem. Tylko, czy teraz poradziłby sobie sam, beze mnie? Los zdecydował, że to my przetrwamy, więc powinniśmy się wspierać. Bo od teraz byliśmy też rodziną.
_____________________
Hello Peter :)
Pov. zaczynasz pisać kolejną książkę, mimo iż masz dwie inne :*
A teraz tak serio. To tylko kolejny irondad, trochę inny od moich pozostałych, ale każdy w końcu jest wyjątkowy.
Brakowało mi pisania o ciapowatym Peterku, więc wraca tego typu styl :3
Liczę, że fani tego typu historii będą zadowoleni ;)
Miłej pory dnia, w której czytacie <3
CZYTASZ
BLIP
FanfictionThanos wygrał. W blipie znika połowa ludzkości, w tym May, Ned, Mj, Happy i ukochana Tonego - Pepper. Peter i Stark nadal tkwią w kosmosie, a pozostali Avengersi zbierają się po porażce. Jak dalej potoczy się ta historia? Kolejny irondad w moim wy...