II

433 38 57
                                    

~Peter Parker~

Obudził mnie radosny, przepełniony euforią głos pana Starka.

- Pete - powtarzał. - Peter, obudź się.

Poruszyłem się niespokojnie. Już umarłem i trafiliśmy do jakiegoś innego uniwersum? Niechętnie uchyliłem powieki i zobaczyłem Ziemię, która zbliżała się coraz bliżej nas. Musiały to być jakieś omamy, bo przecież nie mogliśmy pokonać kilu tysięcy lat świetlnych w parę godzin. Chyba, że przez ten czas, w którym spałem, pan Stark wymyślił coś błyskotliwego.

Podniosłem się leniwie. Przymrużyłem oczy, jakby chcąc sprawdzić wiarygodność tego, co właśnie widziałem. Z logicznego punktu widzenia nie miało to sensu, ale rozbudziłem się szybko i wstałem z miejsca.

- Panie Stark, co się dzieje i dlaczego jesteśmy tak blisko Ziemi? - zapytałem patrząc na swojego zmęczonego dwudziestodwudniowym lotem kosmicznym mentora.

- Wracamy do domu - odparł, a moje serce jakby na chwilę przestało bić.

W oczach pojawiły się prawdziwe łzy szczęścia, które zaczęły powoli skapywać po moich policzkach. Nie tego spodziewałem się zobaczyć po prawie miesięcznej męce na tym statku.

- A-ale jak to? - wyjąkałem podchodząc go głównej sterowni i przyglądając się przez wielkie okno naszej planecie.

- Fury wysłał wiadomość do jakiejś Kapitan Marvel. Uratowali nas.

Wtuliłem się w pana Starka i przymknąłem powieki. W końcu mogłem powiedzieć, że byłem szczęśliwy. Po tylu mękach w końcu się udało. W końcu wrócę do May i będzie dobrze. Jakoś uda nam się to wszystko przetrwać. Razem.

Już niedługo potem weszliśmy w atmosferę i wylądowaliśmy na placu lądowiskowym przed nową bazą Avengers, gdzie pierwszy raz przywiózł mnie tu Happy, bo pan Stark chciał zaproponować mi nowy strój i miano Avengera. Jak się okazało zostałem nim trochę inaczej, niż bym się spodziewał.

Pan Stark otworzył właz i po chwili poczuliśmy świeże powietrze. Uśmiechnąłem się i zacząłem je pochłaniać coraz łapczywiej. Pan Stark natomiast wyszedł ze środka i rzucił się na trawnik, jakby miał to być jakiś bóg.

Nie musieliśmy długo czekać, żeby zobaczyć naszą wybawicielkę i biegnących w naszą stronę Avengersów, a raczej tych, którzy pozostali. Była pani Natasha, pan Steve, pan Thor, a nawet pan Rocket. Nie mogłem uwierzyć, że Thanos tak bardzo zdziesiątkował ludzkość.

I wtedy jedna myśl uderzyła do mnie jak zimna bryza. Czy ciocia, Ned i Mj... Czy oni nadal żyli?

Pani Romanoff podeszła do mnie i delikatnie ujęła mnie pod ramieniem, żeby pomóc mi przejść do środka. Stanąłem jednak w miejscu, a moja siła od razu wstrzymała ją w miejscu.

- C-co z ciocią May? - zapytałem patrząc prosto w jej oczy.

Wyraz twarzy agentki diametralnie się zmienił, a moja dolna warga zadrżała.

- Czy ona żyje? - dopytywałem chcąc uzyskać odpowiedzi.

- Dzieciaku, tak mi przykro - odparła w końcu z takim smutkiem w głosie, że domyśliłem się wszystkiego.

Upadłem na kolana. Moje serce rozpadło się właśnie na tysiące kawałeczków. Nie miałem nikogo oprócz May i nikt oprócz niej nie kochał mnie tak bezgranicznie i bezinteresownie. Niemożliwe, że ona odeszła...

- Ale... Ale musiało się wam coś pomylić. Może... Może trzeba sprawdzić jeszcze raz?

- Ze względu na ciebie wysłaliśmy tam kogo się dało, żeby to zbadać. Tak mi przykro - odpowiedziała i pomogła mi wstać.

BLIPOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz