Rozdział ☯ 9

533 88 14
                                    

Dzisiejszego dnia Liz, widząc stan, w którym znajdował się jej syn, zaproponowała mu podwiezienie do szkoły. Luke był świadomy swojego zmęczenia wynikającego z bezsennej nocy. Jadąc autem nie miał siły, aby normalnie porozmawiać ze swoją mamą. Jedyne na co było go stać, to podgłośnienie radia, które grało jedną z piosenek Nirvany.

Hemmings po raz pierwszy cieszył się, iż mieszkał daleko od swojego liceum, dlatego pełne 15 minut drogi mógł poświęcić na relaks i odpoczynek. Naciągnął rękawy swojej bluzy na dłonie i oparł się o szybę, zamykając oczy. Jego oddech z czasem unormował się.

Chłopak był tak pochłonięty błogim snem, aż nie poczuł wibrującego telefonu znajdującego się w jego kieszeni. Liz widząc, iż blondyn nie reaguje, lekko uderzyła go w ramię, aby obudził się. Luke powoli otworzył swoje oczy, przecierając je. Ziewnął ociężale i spojrzał pytająco na panią Hemmings.

- Czemu mnie budzisz? - zapytał zaspany. - Jeszcze nie dojechaliśmy.

- Ktoś do ciebie dzwonił - odparła, a nastolatek jak na zawołanie sięgnął do swojej kieszeni, aby przekonać się, kto zaszczycił go połączeniem. Widząc imię Meg, położył telefon na kolanach i głośno wzdychając, powrócił do swojej wcześniejszej pozycji. - Kto dzwonił?

- Nikt ważny.

- Powinieneś oddzwonić, to nie jest grzeczne kogoś unikać w taki sposób. Może coś się stało?

- Mamo, nie dramatyzuj. Ona dzwoni z byle czym, nie żałując pieniędzy na połączenia - powiedział, a w tym czasie telefon jeszcze raz rozdzwonił się. - Znowu ona - westchnął, odrzucając połączenie. Widząc pretensjonalny wzrok matki szybko dodał - Zaraz z nią porozmawiam w szkole - skłamał.

- Jak chcesz - odparła Liz, zatrzymując auto przy szkole. - Mam nadzieję, że dasz radę sam wrócić do domu.

- Oczywiście - mruknął, wychodząc z samochodu jednocześnie lekko trzaskając drzwiami.

Idąc w kierunku głównego wejścia szkoły wziął do ręki swoją komórkę. Na wyświetlaczu pojawiła się informacja o siedmiu nieodebranych połączeniach od Margaret. Kiedy kolejny raz panna Gakath próbowała się do niego dodzwonić, Luke w końcu postanowił odebrać połączenie.

- Myślałem, że mówiąc, żebym do ciebie nie dzwonił, miałaś też na myśli kontakt w drugą stronę - przywitał ją.

- Proszę, daj mi szansę wszystko wytłumaczyć - jęknęła, jednak nie uzyskała żadnej odpowiedzi od Hemmingsa. - Tylko pięć minut, proszę. Później będziesz mógł zdecydować czy nadal chcesz ze mną rozmawiać.

- Zgoda - westchnął, zajmując pustą ławkę, znajdującą się na boisku szkolnym.

- Przepraszam cię za wszystko. Nie chciałam na ciebie nakrzyczeć. Mówiłam ci o moich problemach, - zaczęła łkać, ale stan, w którym się znalazła nie podziałał na Hemmingsa - to wszystko przez nie.

- Zechcesz mi o nich w końcu opowiedzieć czy już mam się rozłączyć?

- Luke, ja... - zatrzymała się na chwilę myśląc, jak powinna dobrać odpowiednie słowa. - Ja cierpię na napady paniki. Ostatnio bardzo często mnie dopadają i są coraz mocniejsze. Biorę leki, ale one nie działają. Przestaję panować nad swoimi emocjami. Tracę kontrolę nad sobą - rozpłakała się na dobre.

- To przez to przestałaś chodzić do szkoły? - zapytał spokojnie.

- Tak - westchnęła. - Podobno jestem niebezpieczna dla środowiska. Ja tak nie mogę dłużej żyć, nie dam rady.

- Spokojnie, Maggie. Wszystko będzie dobrze - zaczął ją uspokajać. - Twoje zachowanie nie jest twoją winą. Ja całkowicie rozumiem twoje problemy i chorobę.

- To znaczy, że nie zerwiesz ze mną kontaktu? - zapytała z nadzieją.

- Oczywiście, że nie - odparł. - Zawsze uczono mnie, że nie można zostawiać nikogo samego, zwłaszcza w potrzebie.

- Dziękuję - szepnęła wyraźnie szczęśliwszym tonem głosu. - Chciałabym się z tobą spotkać, Luke - powiedziała, a lekkie uczucie zaniepokojenia ogarnęło ciało chłopaka. - Przyjdziesz jutro do mnie?

W głowie Hemmingsa zapaliła się czerwona lampka ostrzegająca go o propozycji dziewczyny. Przypomniały mu się przestrogi znajomych. W duszy blondyna toczyła się walka. Mózg podpowiadał, aby odmówić spotkania, jednak serce krzyczało z podekscytowania. W końcu po długiej bitwie z samym sobą, Luke zdecydował.

- Oczywiście, że przyjdę.

Panika | l.h. ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz