Rozdział 1

26 1 0
                                    


Mizu gwałtownie otworzył masywne, lodowe drzwi w iglo, które z trzaskiem uderzyły o ścianę. Z zewnątrz była to dosyć mała lodowa kostka, ale po otwarciu drzwi ukazywał sie wielki hol zrobiony z lodu. Był prawie tak obszerny jak boisko do piłki nożnej. Jego ściany w świetle błyszczały jak kryształy i diamenty. Wysokie filary, eleganckie schody na których znajdował się biały dywan wyglądały jak pałac księcia. W pewnym sensie to nawet tym był. Po tym jak lodowe wrota niemal rozpadły się na kawałki Mizu spotkał morderczy wzrok swojego brata stojącego pośrodku sali. W ręce trzymał jakiś dokument i był pewien, że prawie go zgniótł gdy tylko zobaczył kto przyszedł. Ani na chwilę nie przestał patrzyć się na Mizu lodowatym wzrokiem, który swoim chłodem przypominał niektóre puste ściany tego pałacu. Po plecach przeszedł mu dreszcz, ale nie zapomniał, dlaczego zakłuca spokój swojego brata. Próbując złagodzić atmosferę oraz dzielacą ich odległość podszedł do tego sztywnego kamienia, który o dziwo jest żyjącym stworzeniem.
- Cześć Chiru! - zawołał trochę za głośno na co jego brat wykrzywił twarz.
- Już ci mówiłem, że nie chcę byś zwracał się do mnie po imieniu. Trochę kultury. - przerwał mu Chiru zanim w ogóle zdąrzył powiedzieć coś jeszcze. - Po co tutaj przyszedłeś?
- Chciałem się przywitać.
- Jestem zajęty. - po czym odwrócił się by odejść.
Mizu za żadne skarby nie pozwolił by tak tego zakończyć, bo przecież nie po to tu przyszedł. Jego brat pewnie nawet nie zdaje sobie sprawy z tego jaki jest dzisiaj dzień. Przesuwając swoją prawą nogę do przodu machnął ręką w kierunku swojego brata, który oddalił się od niego o jakieś 4 metry. Z jego dłoni wypłynął strumień wody skierowany prosto w głowę Chiru. Mizu był już przygotowany na następny atak, ale niespodziewanie woda, która powinna zmoczyć białe włosy z błekitnymi pasemkami spadła na ziemię w postaci lodu przypominającego kształtem łódkę. Następny atak został tak samo odparty tylko tym razem przez inne pociągnięcie ręką kształt przypominał łuk. Chiru stał do swojego młodszego brata plecami, lecz miał lekko skierowaną głowę w bok i patrzył sie przez ramię przez co widział jego ruchy. Jego spojrzenie nie tyle zgasło na chwilę, a zrobiło się dwa razy bardziej zabójcze. Pomimo strachu przed bratem Mizu nadal kontynuował próby zmoczenia go. Skrycie miał nadzieję, że oberwie on chociaż raz. Gdy lodowy książe się odwrócił i spojrzał na swojego brata było pewne, że ten dostanie ochrzan. Teraz zmienił strategię i zamist otwarcie odbierać ataki zaczął chłodzić powietrze wokół siebie do tego stopnia, że woda lecąca w jego stronę zamrażała się w locie. To się naprawdę nazywa lodową aurą. Mizu zastanawiał się kiedyś czy to Chiru był zrobiony na wzór lodu czy lód na wzór jego. Wszystkie ataki były nieskuteczne. Od tych z góry, boku i dołu do tych "od środka". Był coraz szybszy, ale to też nie było skuteczne. Przed nim nadal znajdował się nienaruszony brat. Stał on teraz jak słup z wyprostowanymi plecami, uniesionym podbródkiem patrząc z góry na wszystkie wybryki Mizu. Granatowy garnitur z czarnym krawatem mocno kontrastował z jego jasnoniebieską skórą i białymi włosami. Idealnie pasował do pomieszczenia w którym się znajdował. Wyglądał niemal identycznie co do posągów, które stały przy ścianach. Przez kilka minut Chiru nadal był atakowany, ale po jakimś czasie Mizu poczuł chłód na kostkach i po opuszczeniu głowy zobaczył, że został unieruchomiony. Jego stopy były przygwożdżone do podłogi naprawdę grubą warstwą lodu. Jego oprawca w końcu zaczął znowu mówić.
- Jak zrezygnujesz to mniej na tym ucierpisz.
- Nie zrezygnuję! - znowu odpowiedział zbyt głośno. Echo tego krzyku odbiło się od ścian i wróciło do nich jakby dwa razy głośniejsze. Prawdą było to, że czasem nie umiał zapanować nad tym jak głośno mówi.
- Ach dziecko. Ty naprawdę musisz dorosnąć.
Chiru rozkruszył lód po czym odszedł z ręką pod klatką piersiową, która była ustawiona idealnie pod kątem prostym. Mizu musiał przyznać, że wyglądł jak prawdziwy arystokrata. Nie chodził ani zbyt wolno, ani zbyt szybko. Wiedział też, że nie jest to takie łatwe. Widywał go czasem w jednej z sal, gdzie codziennie uczył się manier, poprawnego wypowiadania się czy też musztry, która raczej nie była mu potrzebna. W holu stali sami, ale nadal zachowywał pozory tak jak go uczono. Mówiąc szczerze Mizu nigdy nie widział go zgarbionego czy też ubranego w coś co nie jest eleganckie. Nawet ubranie w którym spał musiało mieć określony wygląd. W jego chodzie bardzo podobało mu się jak kucyk, który sięgał mu prawie do pasa kołysał się wraz z peleryną. Po tym jak jego brat odszedł i został sam postanowił odwiedzić nastepną ''ofiarę''. Ma nadzieję, że tym razem pójdzie lepiej.
Gdy wyszedł z iglo, które może być nazwane rezydencją minął ochronę i szedł prosto ulicą. Ochrona zawsze go wpuszczała, bo był bratem Chiru, a nie mógł mu zabronić przychodzić, jeśli nie sprawiał kłopotów. Ulica był całkowicie pusta, ponieważ był ranek oraz bardzo mało osób posiadało upoważnienie by wejść na ten teren. Jedynie on, jego rodzeństwo oraz ważniejsze osoby w mieście mogły tu przychodzić. Sam mieszka na tej ulicy, ale czasem zastanawia się czy jego starszy brat nie jest zbyt samotny, bo praktycznie prawie nie wychodzi. Jedynie gdy musi, ale to się nie liczy.
Wolałby mieszkać w innej części miasta niż w tej przeznaczonej dla członków ''głównej'' rodziny. Rzadko też powinien opuszczać ten teren, bo przecież może mu się coś stać. Zawsze wydawało mu się dziwne to, że jest tak samo ważny jak jego rodzeństwo. Jest z nich najmłodszy , czyli praktycznie najmniej ważny. Ma przecież najmniejsze szanse objąć władzę. Dlatego powinno się na niego zwracać mniej uwagi. Tylko, że w rzeczywistości to tak nie działało. Najbardziej skupiano się na nim i na Chiru. Może to dlalatego, że Chiru był teraz najważniejszą istotą, a on często się gdzieś szwendał i sprawiał mnóstwo problemów. To nic dziwnego, że chciał uciec od bycia ciągle kontrolowanym. Równie dobrze mógłby żyć jako ktoś inny. Nawet ulica, którą teraz idzie dla innych jest czymś czego nigdy nie doświadczą. Chodźby nie wiem co nigdy nie postawią na niej nogi, ale dla niego to była normalna ulica. Czarne kamienie na chodniku z lekkim połyskiem fioletu, niskie drzewa z jasnoniebieskimi liśćmi przypominającymi kształt serc. Co kilka metrów po obu stronach pojawiała się latarnia z dwoma neonowofioletowymi skrzydłami motyli po bokach. Nudniejszej ulicy w życiu nie widział. Po dziesięciominutowym spacerze znalazł się w końcu przed domem jego straszej i jedynej siostry, Tenki.

Pomyłka z innego wymiaru (zawieszone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz