Rozdział 2

26 0 0
                                    

Następnego dnia Mizu normalnie wstał by zdarzyć na zajęcia. Pomimo, iż każde z jego rodzeństwa było w innym wieku mieli razem lekcje. W dodatku były one indywidualne, tylko dla nich czterech.
Wstając z łóżka przeciągnął się i ziewnął. Gdy otworzył oczy ujrzał karakala wskakującego przez okrągłe okno. W swoim rudym pyszczku trzymał kawałek papieru. Mizu zastanawiał się jak to się stało, że go jeszcze nie zjadł. Pewnie przysłała go tu jego siostra. On jako jedyny nie mógł wysyłać do innych swoich przyjaciół.
Karakal zwinnie wskoczył na łóżko, usiadł i położył kopertę. Zaczął się intensywnie wpatrywać w Mizu swoimi jasnozielonymi oczami. Po krótkiej walce na wzrok chłopak postanowił zabrać kopertę. W środku była niebieska kartka papieru. Jego siostra do każdej okazji wysyłała inni kolor. Biała kartka to normalna wiadomość, zielona to impreza lub jakieś wydarzenie, różowa coś prywatnego, a niebieska sprawę najwyższej wagi (prawie życia). Dlatego, gdy ujrzał niebieski papier trochę się przestraszył. Chyba nie zapomniał o czymś, prawda?
Na kartce było napisane:
Mam nadzieję, że pamiętasz o najważniejszym święcie jakie istnieje. Zaczyna się o Alubis (godzina 17), nie spóźnij się.
Niestety prawda była brutalna, bo naprawdę zapomniał. Może i miał dużo czasu, bo przed nim były jeszcze całe zajęcia, ale nie miał nic przygotowanego. Szybko zeskoczył z łóżka i zaczął grzebać w szafce. Było w niej dosłownie wszystko, dlatego mógł nawet nie znaleźć kartki. Kamienie, kryształy, karty, sieć, piasek, gąbka, sznur, futro, czapka. Wszystko oprócz kartki. Po chwili wrócił się w stronę łóżka, bo wpadł na idealny pomysł. Może przecież napisać wiadomość na drugiej stronie kartki. Już miał zacząć pisać, a zauważył, że zapomniał wziąć pióro. Znowu wrócił się w stronę białej szafki, wygrzebał je i ruszył do zwierzaka, który zaczął się wylegiwać na jego łóżku. Gdy tylko usiadł karakal zaczął ocierać się o jego plecy prosząc by go pogłaskać. Prawą ręką pisał na kolanie list do siostry, a lewą głaskał zwierzaka. Gdy skończył wręczył mu list i padł plecami na łóżko. Zwykle umiał znieść rozłąkę z ciepłą i miękka kołdrą, ale gdy wiedział, że będzie miał kłopoty wolał w niej zostać. Chociaż ta wizja nie wydawała mu się ciekawa, bo po chwili się znudził i wstał. Promienie światła wpadającego przez okno dodatkowo pobudzały go do życia. Gdy podszedł do okna i upewnił się, że rudy pieszczoch już poszedł zwrócił się w stronę szafy. Otworzył ją tak żwawo, że drzwiczki prawie wypadły z zawiasów. Jej zawartość dało się opisać jednym słowem: jasnoniebieski. Były to dosłownie losowe, jasnoniebieskie ubrania. Kiedyś musiał kupić na szybko jakieś ubrania, bo inaczej od tamtego czasu brat mógłby o tym decydować. Chiru zawsze chciał mieć kontrolę nad rodzeństwem tak jak surowy ojciec. Wszystkie ubrania od Mizu były kupione potajemnie w mieście do którego nie mógł wchodzić. Przeważnie pomagała mu w tym siostra lub jego znajomi. Co do znajomych to pomimo zakazu wychodzenia miał ich wielkie grono. Nikt nie mówił przecież, że w wolnych chwilach jest tam gdzie powinien.
Jeszcze raz spojrzał na ubrania w szafie i wyjął jasnoniebieską bluzkę z krótkim rękawkiem i granatowa falbanką na wysokości klatki piersiowej. Druga ręka zabrał morskozielone spodnie i zaczął się przebierać. Lubił tą bluzkę, bo była bardzo nietypowa. Miała kaptur w kolorze falbany i biały kołnierzyk. Dobrze pamiętał historię jej kupienia. To był pierwszy raz, gdy jego brat znalazł go w mieście i dostał za to karę. Przepisywanie wszystkich zasad 10 razy nie było przyjemne. Tym bardziej, że było to monotonne zadanie, a takich najbardziej nienawidził. W dodatku był ciągle pilnowany przez swojego nauczyciela, dlatego nikt nie mógł mu pomóc. Wspominał ten dzień jako jeden z najnudniejszych w życiu.
Z szafy wyciągnął jeszcze pasek w białoniebieską kratkę i białe skarpetki. Zamknął szafę i jednym susem znalazł się już na schodach. Schodząc prawie się wywrócił i uderzył czołem w poręcz.
- Mizu!!! - ktoś głośno zawołał z drugiego końca sali.
Mizu od razu spojrzał w kierunku z którego pochodził głos. Kilka metrów od schodów zrobionych z jakiegoś rzadkiego kamienia stał chłopak niewiele starszy od niego. Pierwsze co rzucało się w oczy był jakiś dziwny kapelusz, który musiał nosić z rozkazu Chiru. Chłopak był jego "służącym". Nazywał się Yomaru. Teorytycznie to głównie sprzątał całą posiadłość, ale praktycznie robił o wiele więcej. Mizu zawsze się zastanawiał dlaczego liczba osób w jego domu musi być ograniczona. Czy brat nie ufał większej ilości osób czy starannie dbał o to by Mizu nie miał z kim rozmawiać. To drugie też było całkiem prawdopodobne.
Mizu spojrzał na Yomaru, który był jedyną osobą, która widział codziennie. Stał tak samo wyprostowany jak jego brat tylko, że w fioletowym surducie i czarnych spodniach do kolan. Miał granatowe włosy upięte w niski kucyk też tak samo jak jego brat. Tylko, że w jego piwnych oczach nie było widać wyroku śmierci.
- Gdzie tak wczoraj rano pędziłeś? - zapytał Yomaru.
- Pędziłem oblać swoje rodzeństwo na Śmigus-dyngus. Ciebie przecież też oblałem. Nie zrozumiałeś?
- Nie...znaczy tak - Yomaru skrzywił się trochę ze swojej głupoty lub po wspomnieniu wczorajszego ranka. - To... - przedłużył trochę jakby nie będąc pewnym czy zapytać- Udało się?
- Niestety nie, ale następnym razem się uda!
Mizu znowu zaczął zbiegać po schodach po czym znalazł się tuż przed chłopakiem. Hol w którym się znajdowali był o połowę mniejszy od holu jego starszego brata, ale i tak był bardzo duży. Był jednak pewien, że jego dom nie równał się z domem Chiru, bo tamten był jak pałac. Mizu potrzebował dużego domu, bo prawie nie mógł z niego wychodzić (oczywiście teorytycznie). Często zastanawiał się jak Yomaru codziennie go całego sprzątał.
Gdy już zwrócił się w stronę wysokich drzwi obrócił się na pięcie z powrotem twarzą do lokaja. Przypomniał sobie o bardzo ważnej rzeczy o której znowu zapomniał.
- Yomaru. Wiesz...zapomniałem ci o czymś powiedzieć - uśmiechnął się trochę niezdarnie i zaczął kołysać się przechodząc z pięt na palce. Chwycił obie ręce za plecami i uważnie obserwował wyraz twarzy Yomaru - Potrzebuję stroju na dzisiejsze święto.
Chłopak nie stał już tak prosto i pewnie jak wcześniej. Nerwowo wędrował wzrokiem po chłopaku, który wydał mu coś na wzór wyroku śmierci z rąk jego brata. Miał lekko uchylone usta, jakby chciał coś powiedzieć. Po słowach które wypowiedział Mizu nastała taka cisza, że Mizu nawet nie wiedział czy Yomaru oddycha. Możliwe było też, że naprawdę przestał oddychać. Patrzyli się na siebie przez kilkanaście sekund w ciszy. Mizu starał się wyglądać jakby naprawdę było mu przykro za to, że zapomniał o wszystkim, a chłopak stał i pewnie modlił się lub żałował za grzechy. W końcu potrząsnął głową na boki jakby chcąc się wybudzić ze snu i wziął głęboki wdech.
- Zajmę się tym - powiedział na wydechu trochę się jąkając, ale udając jednak opanowanie.
Mizu postanowił szybko uciec by nie stwarzać mu większej ilości problemów, ale zanim dotknął klamki znowu usłyszał wołanie.
- Ej! Śniadanie!
- Nie potrzebuję. Promienie słońca mi wystarczą!
- Wymyśl lepszą wymówkę!
- Ale to prawda!
- Nie uwierzę puki nie zobaczę!!! - zawołał głośniej, bo już widział, że Mizu otwierał drzwi.
Za to Mizu widział lekko uśmiechającego się i machającego mu Yomaru zanim zdąrzył zamknąć drzwi.
Biegnąc w stronę miejsca w którym mieli lekcje mijał prawie wszystkie domy od swojego rodzeństwa. Wszyscy do "szkoły" chodzili osobno, chociaż zajęcia odbywały się razem. Najstarszy brat często o tym przypominał co było według Mizu głupie. To tak jakby celowo izolował każdego. W drodze zobaczył siostrę, która właśnie wychodziła ze swojego domu.
- Sio-stra!!!
Wydarł się na całe gardło biegnąc w jej stronę. Tenka odrazu spojrzała na niego i zatrzymała się przy drzwiach by zaczekać.
Mizu dobiegł do niej szczerząc się od ucha do ucha. Nie wiadomo czy to z uśmiechu czy też z całej jego twarzy, ale parowała od niego aura dziecięcego szczęścia. Był jak drugie słońce dla każdego kto go znał, dlatego też od razu serdecznie uśmiechnęła się na jego widok.
- Chcesz iść razem na zajęcia? - zapytała, gdy stali już obok siebie.
- Jasne! - podskoczył po czym klasnął w dłonie.
- Poza tym dostałam już twoją wiadomość z rana.
Mizu zaczął wpatrywać się w podłogę jakby próbując ukryć swoją winę, ale siostra kontynuowała dalej.
- Proszę cię byś postarał się nie zapomnieć do Alubis (17-nastej).
- Postaram się!
Ruszyli razem w stronę "szkoły" idąc o wiele wolniej niż wcześniej. Z jednej strony było to zbyt flegmatyczne dla Mizu, ale miał chociaż czas na odpoczynek.
Po drodze nie minęli nikogo. Gdy weszli na teren "szkoły" zobaczyli starszego człowieka stojącego na schodach. Był to ich nauczyciel którego mieli nazywać mistrzem. Jako najmłodszy z rodzeństwa uczył się u niego najkrócej, ale 7 lat wystarczyło mu by go poznał. Wiedział, że nienawidził, gdy się spóźniał, nie słuchał na lekcjach oraz lekceważył naukę. Z całej czwórki Kaze najmniej słuchał i się starał, ale on chyba się urodził mądrzejszy od Mizu. Słyszał kiedyś jak ich siwy nauczyciel prosił by go przepisać gdzieś indziej. Pewnie nie chciał uczyć kogoś kto i tak nie chce. Tylko, że niestety musiał, bo Mizu pochodził z tej samej rodziny.
Tak więc stojąc przed buddyjską świątynią, która była stylizowana na wzór tych co są na Ziemi, wyszedł kilka schodów do góry i powitał się z mistrzem. Zwrócił uwagę na to, że patrzył się on na niego trochę dłużej niż zazwyczaj więc postanowił zapytać czy coś się stało.
- Mizu, chciałbym z tobą trochę porozmawiać. Wiem, że nie bierzesz niczego na poważnie, ale niech w tym dniu mnie chociaż posłuchasz. Tenka możesz już wejść do sali.
Po lekkim skinieniu głową udała się w górę mijając stojąca na nich dwójkę. Mizu był pewny, że Chiru też już czeka na górze. Zawsze przychodził jako pierwszy więc tym razem też nie powinno być inaczej.
Gdy siostra się oddaliła mistrz powrócił do rozmowy.
- Wiesz jakie jest dzisiaj święto?
- Wiem. Święto Przebudzenia Hastorii.
- Chociaż tyle. - westchnął ciężko.- Czy muszę zrobić ci dodatkową lekcję o zasadach panujących na ceremonii.
- Nie trzeba.
- Jestem święcie przekonany, że trzeba więc zostaniesz na dodatkową godzinę. - zaczął się przez chwilę zastanawiać po czym znowu rzekł - Może lepiej przypomnę wszystko przed zajęciami by każdy wiedział. Muszę mieć pewność, że najwyższa rodzina zachowa się należycie.
Mistrz zaczął iść w stronę sali, a za nim szedł Mizu. Wywrócenie się idąc tak wolno było o wiele łatwiejsze niż przy zabieganiu ze schodów.
Mijając dwa filary weszli do pokoju w którym przy niskich, drewnianych stolikach, siedząc prawie na ziemi czekała reszta. Każdy siedział na małej beżowej "poduszce". Z przodu były dwa stoły: Chiru i Tenki, a za nimi Mizu i Kaze. Nauczyciel siedział na lekkim podwyższeniu przed nimi. Gdy Mizu usiadł zobaczył, jak zawsze, wyprostowane plecy brata. Chiru nazywał to poprawną postawą siedzącą. Wszyscy powinni siedzieć na łydkach z wyprostowanymi plecami, ale ostatecznie on i Kaze robili co chcieli. Kaze lewitował kilka centymetrów nad ziemią ''siedząc'' po turecku. Mizu ostatecznie nie siedział w jednej pozycji dłużej niż minutę.
Gdy mistrz usiadł wyprostowany tak samo jak Chiru wyjął jakiś zwój i zaczął go czytać.
- Pierwsze i najważniejsze. Nie przerywamy ceremoni- i tu ukradkiem spojrzał na Mizu co ten zauważył i szybko odwrócił wzrok by udawać, że to nie prawda. - Po drugie zachowujemy się tak jak przystało na Rodzinę Katashi. Wiem, że do tego jest osobny zbiór zasad, dlatego przeczytacie go potem osobno. Po trzecie zakazuje się biegania na Rynku Nivi oraz w pobliskiej świątyni. Po czwarte przychodzimy w specjalnie przygotowanych strojach.
Tenka spojrzała kątem oka na Mizu, by dał jej znak, że ubranie nie jest już problemem. On odwrócił się w jej stronę i pokazał nisko przy blacie kciuka w górę. Jego uśmiech nie był chyba zbyt szczery, bo siostra wpatrywała się w niego jeszcze chwilę. Gdy się obróciła wypuścił z płuc całe trzymane dotychczas powietrze. Zwrot powietrza zauważył lub raczej usłyszał nauczyciel. Jego brat siedzący obok z powrotem wepchnął mu je do ust udając, że ten nic nie zrobił. Po krótkiej przerwie w czytaniu zasad nauczyciel znowy zaczął.
Przez siłą wepchnięte do ust powietrze Mizu prawie się zakrztusił. Wypuścił je jak najciszej tylko umiał i spojrzał na znowu śpiącego brata. Pod względem energi do życia różnili się tak bardzo, że u jednego się ona wylewała, a u drugiego ledwo przyswajała.
- Po dwudzieste nie należy rozmawiać od Kiruhy do Rusako (od 19 do 20)
Mizu wzdrygnął się i zadławił wodą, którą bawił się z nudów w ustach. Szybko zerwał się na równe nogi.
- Co?!? - po krzyknięciu zdał sobię sprawę, że to było nie na miejscu. W dodatku chodziło o nie odzywanie się przez godzinę więc jego zaskoczenie było chyba zbyt wielkie.
Rozejrzał sie po sali oglądając zdziwione twarze wszystkich. Nawet Kaze otworzył oczy. Do połowy, ale i tak. Spojrzał na swojego nauczyciela i przypomniał sobie, że on nie odzywał się kiedyś miesiąc. Zrobiło mu się bardzo głupio.
- Przepraszam - wypowiedział tak cicho, że nie wiedział czy na pewno go usłyszeli.
Uśmiechnął się delikatnie, chociaż wyglądało to bardziej dziwacznie i usiadł z powrotem. Postanowił lub raczej postarał sie nie odzywać do końca zajęć. Było to bardzo trudne słysząc zasady takie jak: ''Istnieje kategoryczny zakaz spotykania się z kimś innym niż rodziną i kapłanem''. Tym bardziej, że przy świątyni miał odbywać się wielki festiwal i jarmark. Mizu zawsze marzył by znaleźć się tam drugi raz.
Pierwszy raz wyszedł na festiwal razem z Kaze rok po śmierci rodziców. Był tam zaledwie 10 minut i jako czterolatek nie powinien dużo pamiętać.
Tylko, że ulica na której stał była najpiękniejszą jaką w życiu widział. Czerwone lampiony rozwieszone na sznurkach pomiędzy budynkami. Gwar ludzi, których nigdy nie widział w takiej ilości. Było to trochę przytłaczające, ale każdy wyglądał na szczęśliwego. Zapach jedzenia i przekąsek unosił się w powietrzu i sprawiał wrażenie jakby właśnie w tej chwili się coś jadło. W ten jeden dzień zapadała tak zwana przez ludzi noc i było by ciemno jak w jaskini, gdyby nie lampy i wszelkiego rodzaju światła na festiwalu. W tamtym momencie światło stało się dla niego tysiąc razy jaśniejsze i cieplejsze. Był to też pierwszy raz kiedy wyszedł poza teren swojej rodziny. Uliczka była całkiem wąska jak na te co wcześniej widział, ale przez to, że mieściła tłumy ludzi wydawała się ogromna. Kaze, który miał wtedy 7 lat trzymał go na plecach by mógł więcej zobaczyć. Pamiętał, że gdy znaleźli się już w samym środku tłumu Mizu spojrzał w górę. Zobaczył zwierzęta zrobione ze światła, które przebiegnęły i przepłynęły nad głowami wszystkich zgromadzonych. Każda twarz był zachwycona widząc takie zjawisko. Wszyscy zaczęli składać innym jakieś życzenia, a oni usłyszeli krzyki ich siostry. Po tym jak znalazła ich w tłumie wrócili na ceremonię i tak oto zakończył się ich pierwszy i ostatni festiwal w mieście.
W tym roku nie da tak łatwo za wygraną. ''Po wystepie'' całej rodziny chce oddalić się i zniknąć gdzieś w tłumie. Wejdzie na tyły świątyni gdzie prześlizgnie się przez płot i znajdzie dokładnie na festiwalu. Najtrudniej będzie jednak zmylić i zgubić ochroniarzy, ale na to ma już plan.
Wychodząc z sali mistrz znowu go zatrzymał.
- Mizu. Jestem pewien, że dzisiaj też chcesz opuścić zajęcia z obrony i walki.
- Co? Nie ja... - po czym zaczął się zastanwiać czy kłamanie ma w ogóle sens. Przez całe siedem lat był na treningu zaledwie dziesięć razy. Dziesięć! Tylko, że mistrz mu odpuszczał i nie zmuszał go do zostawania na siłę. - Mistrz ma rację. Po co mam w ogóle zostawać? Woda nie nadaje się do walki. - po czym stworzył kulkę wody unoszącą się w powietrzu. Machnął w nią ręką tak, że się rozpryskała i woda spadła w kropelkach na ziemię. - To nie ma najmniejszego sensu.
Mistrz westchnął ciężko po czym znowu zaczął mówić kreśląc w powietrzu znaki ręką.
- Widzisz woda nie jest taka bezużyteczna jak ci się wydaje. Co byś zrobił, gdybym powiedział ci, że wodą pod wysokim ciśnieniem możesz przeciąć twarde materiały?
- Nie uwierzył bym.
- No widzisz. Gdybyś słuchał na moich lekcjach to, może byłbyś już w stanie walczyć wykorzystując swoją moc. Przyjdziesz dzisiaj na zajęcia?
Mizu już chciał się zgodzić, gdy pomyślał, że coś miał zrobić. Stał przez chwilę w ciszy próbując wymyślić co to konkretnie było. No tak, strój!
- Mistrzu przyjde jutro. Wie mistrz, że dzisiaj święto więc trzeba się przygotować i w ogóle.
- Rozumiem. Będę jutro czekał przy drzewie przy którym się poznaliśmy.
- Dobrze, dowidzenia - ukłonił się lekko po czym z szybkością światła pobiegł w stronę drzwi. Im szybciej znajdzie się w domu tym szybciej może zacząć się przygotowywać.
Znowu biegnął przez tą samą ulicę. Z resztą była to najszybsza droga do domu. Pomimo wszystkich kłopotów czuł się tak jak zwykle. Może dlatego, że zwykle miał kłopoty i nie było to dla niego niczym nowym. Już się przyzwyczaił do różnhch komplikacji, bo większość z nich i tak nie była bardzo poważna. To, że dzisiaj może mieć inny strój niż powinien nie rozsypie świata w miliony kawałków. Nie była to złośliwa ignorancja tylko cała prawda. Nie ma tak wielkiego stausu jak jego najstarszy brat, który każdym kiwnięciem głowy może przebudować miasto.
Otwierając drzwi zobaczył wyraźnie zaskoczonego i spiętego Yomary stojącego z notesem w rece.
- Mizu jesteś! Potrzebuję cię natychmiast.
- Podejrzewam - powiedział Mizu zanim został pociągniety za rękę i zawleczony do jednej z sal.
W pokoju z dużym lustrem stała okoł 20 letnia dziewczyna. Obok niej leżały rożne przybory krawieckie, a ona wyglądała podobnie do Yomaru. Miała bardzo podobny, granatowy kolor włosów. Jej rysy twarzy też były podobne, a karnację miała identyczną co chłopak.
- To moja starsza siostra. Uszyje ci na szybko strój albo raczej przerobi zeszłoroczny tak byś się w niego zmieścił.
- Okej.
- A imię? - zapytała dziewczyna - Podszkol się w przedstawianiu ludzi.
- Nie musi znać twojego imienia, ale jeśli, aż tak ci zależy - przeciągnął trochę końcówkę z irytacją i dodał - Lisa - wskazując prosto na twarz dziewczyny, a ona zbyła to pretensjonalnym spojrzeniem.
- Często robisz się bardzij wyluzowany, gdy się z kimś podroczysz. - zauważuł Mizu.
- Och, przepraszam.
- To nic.
Dziewczyna wzięła miarę krawiecką i zaczęła mierzyć obwód jego tali, klatki piersiowej i tak dalej.
- Wiesz jak wyglądają kimona ze świata ludzi? - zapytał brat.
- Wiem. Ciężko będzie takie zrobić samemu w zaledwie trzy godziny. Musisz mi pomóc. - mówiąc to wstała po wykonaniu wszystkich pomiarów.
- Jesteś pewna, że o to prosisz? Nie umiem szyć.
- Nie szkodzi, bo to tylko pomoc w stylu ''potrzymaj coś''.
- No dobra.
- Mizu u góry czeka na ciebie stylistka, która ogarnie ci włosy. Jak skończy to wróć tutaj. - powiedział Yomaru, który właśnie oberwał materiałem rzuconym mu przez siostrę.
- Dobra.
Wyszedł zamykając drzwi i słysząc narastającą kłótnię rodzeństwa.
Na drugim piętrze czekała stylistka z którą planował wdać się w dyskusję o zostawieniu jego włosów w spokoju. Chciał oszczędzić jej dodatkowych męczarnni bo był pewien, że nawet najtłustszy żel ich nie uklepie.
Tak jak się spodziewał stylistka dała sobie spokój i przeprosiła go o to, że zmarnowała jego czas. On odpowiedział, że jest całkowicie na odwrót i się pożegnał machając żwawo ręką. Schodząc po schodach z daleka słyszał dyskusje rodzeństwa. Gdy wszedł do pokoju Lisa trochę się przestraszyła, a jej koci ogon i uszy stanęły dęba.
- Proszę cię nie strasz tak!
- Jak idą przygotowania?
- Gdybyś powiedział mi wcześniej to zrobił by to profesjonalista, a nie moja siostra. Ale to też moja wina, bo nie pomyślałem o tym albo raczej zapomniałem.
- Jeszcze mamy dwie godziny.
- Co ze stylistką włosów?
- Poddała się.
- Typowe.- Yomaru przewrócił oczami i się zaśmiał.
- Ej chłopaki może bardziej się skupicie na robocie?
- Sorki.
Po około 2 godzinach kimono było skończone. Gdy je ubrał tylko jego skóra nie była niebieska. Haori na dole miało wzory w fale i prezentowało się bardzo ładnie jak na ubranie uszyte w dwie godziny.
- Yomaru jak nazywają się te białe spodnie przypominające długą spódniczkę?
- Hakama.
- Warto zapamiętać, jeśli ktoś zapyta.
- Lepiej ruszaj, bo się spóźnisz.
- Dobra to pa i bardzo dziękuję za pomoc.
- To mój obowiązek.
Wyszedł z sali i szybkim krokiem, ale tak by się nie potknąć w tych długich spodniach udał się w stronę swojego sekretnego przejścia. Idąc przy ścianach domu zobaczył jak powoli niebo się ściemnia. Miał nadzieję, że dzisiaj znowu uda mu się zobaczyć scenę, którą widział 11 lat temu.Od czasu ''zgubienia się w tłumie'' był bardzo dobrze pilnowany przez swojego brata. Praktycznie przez te jedenaście lat nie miał szans opuścić boku rodziny podczas ceremonii. W tym roku jest trochę inaczej. Przez najbliższe lata nie wydało się ani jedno jego wymknięcie, więc pomyślano, że pewnie odpuścił sobie ten pomysł. Tym razem ma też lepszy sposób ucieczki i ucieknie przed ceremonią.
Gdy stanął za domem wyciągnął czarną portmonetkę, którą zawsze miał przy sobie. Mieściło się w niej wszystko. Można powiedzieć, że wsadzając do niej rękę, wsadzało się ją w nieograniczoną przestrzeń. Mizu trzymał w niej wszystko, ale w tym momencie potrzebował ubrań do przebrania. Zabrał ze sobą to co ubrał rano na zajęcia. To, że nie będzie ubrany ''uroczyście'' pewnie też zwróci uwagę, ale nie tak wielką jakby ubrał kimono i odsłonił swoją twarz i włosy. W bluzce miał jednak kaptur co było wielkim plusem.
Po przebraniu się ruszył w stronę muru. Nie zdziwił go widok straży, która patrolowała ten teren 26 godzin na dobę (w tym świecie dzień trwa 26 ''godzin''). Ukrył się w krzakach i zaczął obserwować ilu jest strażników. Dwóch chodziło przy części do której chciał się dostać. Stworzył więc z wody sztucznego królika, który miał pobiec w przeciwną stronę i odciągnąć ich uwagę. Tak jak się spodziewał dwójka od razu pognała w stronę hałasu. Miał nadzieję, że królik nie straci swojego kształtu tuż przed oczami strażników, bo już było by po nim. Szybko i bezgłośnie wyślizgnął się z krzaków i po chwili znalazł przed murem. Odszukał w nim małą szparę przez którą przeszedł i znalazł się w jednej z uliczek. Nie pierwszy raz tędy wychodził więc wiedział jak dojść na rynek. Zbliżając się coraz bardziej do głównych ulic serce zaczęło mu bić z rytmem słyszanej muzyki. Naprawdę chciał jak najszybciej ujrzeć festiwal więc zaczął biec. Czuł jak uczucie bardzo podobne do radości wysadza mu klatkę pierwsiową. Był tak podekscytowany, że siotra pewnie by powiedziała, że ''świecą mu się teraz oczy''. Im więcej widział przebłysków świateł z ulicy tym nieświadomie szerzej się uśmiechał. Już tylko kilkanaście kroków dzieliło go od tego co tak bardzo chciał zobaczyć. Przed wpadnięciem na główną ulicę założył na swoją głowę kaptur. Zanim zdążył cokolwiek zobaczyć oślepiło go żółtopomarańczowe światło. Gdy zaczął dostrzegać kontury budynków, stoisk i ludzi wydobył się z jego gardła prawie niesłyszalny odgłos zachwytu.
- Wow- nie zdąrzył jeszcze dokończyć westchnienia, a poczuł coś twardego wbijającego się w jego żebra. Jego i tak ledwo widzialny obraz zaczął się przechylać w bok, a on sam stracił grunt pod nogami. Po przewróceniu się był tak oszołomiony, że czuł tylko ból. Siedząc na chodniku znowu próbował wyłapać kontury uliczki, gdy zobaczył zbliżający się w jego stronę cień.

Pomyłka z innego wymiaru (zawieszone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz