Posiadając wiedzę prastarej Księgi Xen-lii czuła się silniejsza ale jej człowieczeństwo zanikało, czym bardziej zagłębiała się w wiedzę kturą posiadła tym mniej odczuwała emocji. Nie potrafiła odczuwać współczucia ani żałować ludzi, miłość traktowała jak coś nie potrzebnego.
Minęły trzy miesiące od tamtego momentu a ona nadal pragnęła więcej i więcej, pradawna wioska była juz prawie w jej zasięgu gdy na jej drodze ponownie pojawił się Gii.-Dlaczego to zrobiłaś,niszczysz siebie kosztem pokoju?
-Pokonanie Lucyfera jest ważniejsze!
-Nie pokonasz go niszcząc siebie, nie tego po tobie oczekiwałem.
-Czego się spodziewałeś, że pokonam ojca będąc małą dziewczynkom, nie miałam wsparcia nikogo wszyscy rzeście mnie porzucili. Musiałam sama sobie radzić.
-Gdybym mógł cofnąć to wszystko zrobił bym to, ale nie mogę nie potrafię!
-Więc zostaw mnie, i pozwól mi to zrobić po mojemu.
Do tej pory Gii czuł się potężny ale teraz nie wiedział jak ma pomóc Xen-lii,czuł się zagubiony i bezradny, wszystko co do tej pory robił, robił z myslom o niej. Pragnął chronić dziewczynę ale nic z tego nie wyszło.
Xen-lii wkraczając do starożytnej wioski byla pewna, że ludzie pomogą jej odkryć siebie samom ale stało się inaczej. Ludzie dostrzegli w niej zagrożenie gdyż wyczuwali w niej krew Lucyfera, mimo tłumaczenia i wyjaśnień nie chcieli jej słuchać, dla nich ważniejsze było jej pochodzenie a nie to jaka jest i co chce zrobić. Katastrofa nadeszła, ciemna strona Xen-lii zapanowała nad jej ciałem doprowadzając do wymordowania wioski, dziewczyna nie czuła się winna temu zdarzeniu gdyż uważała, że ludzie som sami sobie winni.
Szukając schronienia Xen-lii udała się w gury, liczyła że tam będzie bezpieczna, ale nie przypuszczała że spotka w tym miejscu ludzi.
Niska temperatura i ostry wiatr wyrządzały liczne szkody w organizmie dziewczyny, szybkie meczenie się, nie pomagało w koncentracji, czym wyżej się wspinała tym bardziej cierpiała doprowadzając swój organizm na skraj życia. Podążając szlakiem dziewczynie towarzyszyła jedynie cisza i chrabot ugniatanego śniegu ale było tam coś jeszcze,coś czego nie umiała rozpoznać czym bardziej wsluchiwała się w ten dźwięk tym bardziej stawał się wyraźniejszy, przypominał jej szelest liści na wietrze, gdy nagle dźwięk ucichł nie wiedząc skąd ani dlaczego stanoł przed niom młody młodzieniec który z drwiącym usmiechem wpatrywał się w nią swoimi zielonymi oczami, nie odczuwała zagrożenia z jego strony lecz nie rozumiejąc dlaczego mlodzieniec zabrał jom do siebie. Droga była stroma ale w miarę łagodna, co jakiś czas traciła przytomność wiec kiedy ponownie otwarła oczy dostrzegła, że znajduje się w lodowej jaskini a u jej boku siedzi starszy mężczyzna badawczo się jej przyglądając.-Skoro się juz obudziłaś to powiec mi moja droga czy było warto to robić?
-Nie rozumiem, co ma pan na myśli?
-Jesteś zbyt młoda jak na tak potężną moc, jeśli dobrze zgaduje toczysz w swoim ciele śmiertelnom wojnę, złe moce biorom kontrole nad twoim ciałem wiec powiec mi moje dziecko co to było?
-Cos co pomoże mi pokonać ojca.
-Chcesz kogoś pokonać, ale nie zrobisz tego jeśli przegrasz własną wojnę!
-Muszę tylko nad tym zapanować.
-Jak narazie nic z tego nie wychodzi!
-Brzmi pan jak Gii, zawsze twierdził że wie wszystko lepiej.
-A zatem dziecko znasz potężnego Gii, od wieków go nie widziałem, od kiedy oddał swojom dusze stał się słaby.
-Oddał dusze?