Krótka historia o miłości

248 17 16
                                    

Budzik zadzwonił punktualnie o 7.30. Leniwie przeciągnęłam się na łóżku i odwróciłam twarz do leżącego obok mnie Bartka. Nie spał. Patrzył na mnie wygłodniałym wzrokiem i zanim otworzyłam usta, żeby zapytać, czy ma na mnie chęć, oparł nas o siebie czołami i patrząc mi w oczy, włożył rękę pod kołdrę.
–Szybki jesteś – westchnęłam i automatycznie wyprężyłam ciało.
–Nie śpię od godziny. – Całował mnie głęboko, aż traciłam oddech. – Nie mogłem dłużej wytrzymać.
–Trzeba było mnie obudzić. – Rozchyliłam nogi, gdy jego dłoń wsunęła się w moje majtki.
–Podnieca mnie twój widok, kiedy śpisz. – Zaczął mnie rozbierać, ale nie przerywał pocałunku.
–A jak nie śpię?
–Jak nie śpisz, to zbieram owoce tego podniecenia. – Zerwał ze mnie bieliznę i mocno podciągnął koszulkę. Mój biust po ciąży i długim karmieniu nie wyglądał już tak rewelacyjnie jak kiedyś, ale Bartek nigdy nie dał mi odczuć, że mu się nie podoba. Zawsze poświęcał mu wiele uwagi i robił to z ochotą.
Leżał między moimi nogami z twarzą przyciśniętą do piersi, a ja drapałam nieustannie jego kark i plecy. Ciche mrukniecia mnie nakrecaly i w końcu sama zainicjowalam dalszą część tego przedstawienia. Kiedy zaplotłam na nim nogi, przygryzł mój sutek i podpierając się na rękach, zawisł nad moją twarzą.
–Mówiłem już, że cię kocham?
–Zdarzyło się.
–A, że jesteś piękna?
–Owszem. – Przyciągnęłam go i musnęłam smakowite wargi.
–A, że jesteś kobietą mojego życia?
–Również.
–A czegoś ci nie powiedziałem?
–Wszystko wiem – szepnęłam, czule się uśmiechając i znów przyciągnęłam go do siebie. Tym razem dłużej go całowałam. – To raczej ja powinnam zapytać, co chcesz usłyszeć.
–Tylko jedno bym chciał. – Zmrużył oczy i seksownie się uśmiechając, dotknął ustami mojego ucha. – Chciałbym usłyszeć, jak jęczysz w orgazmie moje imię.
–Daj mi taki orgazm, a usłyszysz. – Specjalnie go podpuszczałam i wypięłam mocniej biust. Zasłonił go dłońmi i klękając między moimi udami, złapał mnie za biodra i pociągnął na siebie. Powoli dociskał do siebie moje ciało, a potężna erekcja rozpychała mnie przyjemnie i boleśnie. Lubiłam, kiedy dominował, robił to stanowczo, ale z pełnym wyczuciem. Kiedy wszedł do samego końca, zatrzymał się i przesunął palcem po łechtaczce. Głośno westchnęłam  i odgięłam się bardziej w tył. Umiał mnie zdobyć. Palcem robił kółka na najwrażliwszym punkcie, a kiedy zaczęłam drżeć, zabrał rękę i przesunął ją po moim brzuchu aż między piersi. Dopiero wtedy zaczął mną poruszać. Najpierw delikatnie tylko mnie do siebie dociskał, jednak po kilku ruchach pogłębił pchnięcia. Przymknęłam oczy i dałam mu się prowadzić. Sam wszystko robił i wiedziałam, że to lubił. Ja tylko mu się poddawałam i czekałam na błysk. Kiedy znów się na mnie położył wiedziałam, że kończy. Napinał i tak twarde mięśnie, a jego oddechy znacząco się skróciły. Objęłam jego talię nogami i jeszcze bardziej uniosłam ciało.
–Kocham cię Majka – szepnął mi prosto do ucha i zaraz po tym docisnął biodra do mnie. Zastygł na kilka sekund i zanim opadł z sił, potarł moją kobiecość tak intensywnie, że błagałam, żeby przestał. Męczył mnie, aż zaczęłam kopać. – Jeszcze ci mało? – Zaśmiał się i chwycił zębami odstający sutek.
–Też cię kocham – jęczałam i wyginałam zmęczone ciało. – Bartosz, błagam, skończ…
–W końcu… – Głośno oddychając, zwolnił tempo i zamiast tego zaczął mnie głaskać. Najpierw wilgotne uda, później brzuch i biust, aż dotarł do twarzy. – Chcesz jeszcze?
–Nie. – Udawałam złą. – Muszę wstać i jechać z Zosią do lekarza na kontrol, dość tego chorowania.
–Podwieźć cię? – Ułożył się obok mnie i obejmując ramieniem, położył mnie na sobie.
–Nie. – Oparłam przedramiona na jego obojczykach. – Po przychodni jadę do fryzjera.
–Mmm… Szykują się zmiany?
–Nie wiem co Kacha dla mnie wymyśli, myślałam o zmianie koloru.
–W każdym będziesz piękna. – Wodząc wzrokiem po mojej twarzy, poprawił mi luźne włosy.
–Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że cię mam. – Oparłam o niego usta.
–Nawet nie wiesz, jak mi z tego powodu miło.
–To jak już sobie osłodziliśmy dzień, to do roboty.
–Aleś ty romantyczna. – Patrzył jak wstaję z łóżka i okrywam się szlafrokiem.
–Nie narzekaj, bo zamknę plac zabaw i poczujesz, co to brak romantyzmu. – Pomachałam mu palcami i zamknęłam się w łazience.
Patrząc w lustro, zastanawiałam się, jak to możliwe, że trafił mi się taki facet, że pokochał mnie i Zosię. Każdego dnia dziękowałam Bogu i jemu, i wyrzucałam sobie, że zajmuję mu czas, że nie zasługuję na takiego mężczyznę.
Gdy wyszłam z łazienki, moje miejsce w łóżku zajmowała córka. Oboje spojrzeli na mnie i Bartek szybko schował rękę pod kołdrę.
–Widziałam, co oglądacie?
–Filmiki ze zwierzątkami, księżniczka tak rozkazała.
–Księżniczka była siku? – Położyłam się między nimi.
–Yyy… – Młoda zrobiła duże oczy.
–To śmiga, bo zaraz wychodzimy. Dziś przedszkole.
–Mamo!
–Żadne mamo. – Szarpnęłam kołdrą. – Raz, dwa, raz, dwa! – Klaskałam w dłonie i patrzyłam, jak Zośka gramoli się z pościeli.
–Tyranka. – Bartek wtulił twarz w moją szyję, jak tylko mała wyszła.
–Taką mnie kochasz.
–Żebyś wiedziała. – Cmoknął mnie ostatni raz i poszedł się ogarnąć.
Po szybkim śniadaniu i kawie wyszliśmy z domu. Każde z nas miało swoje zajęcia i na szczęście swój samochód. Bartek jechał do biura, a ja z Zochą do lekarza. Ostatnia angina wlekła się strasznie długo i skomplikowanie, więc zanim miała wrócić do przedszkola, chciałam się upewnić, czy jest zdrowa. W przychodni nie było wielu osób i nie musiałyśmy długo czekać. Na szczęście lekarz zezwolił na powrót do placówki i jak na skrzydłach odwiozłam ją do dzieci. Mogłam odetchnąć. Kochałam tego mojego szatana, ale siedzenie z nią prawie trzy tygodnie w domu trochę nadwyrężyło mi psychikę. Teraz miałam czas na kawkę z przyjaciółką. Zaparkowałam samochód przed salonem fryzjerskim i z głośnym okrzykiem weszłam do środka.
–O! – Kaśka zawołała z drugiego końca sali. – Kogo to moje piękne oczy widzą! Pani Zalewska znalazła dla mnie czas! Kredą w kominie zapisać! – Objęła mnie za szyję i lekko zakołysała. –Jak Zośka?
–W porządku, poszła dziś do ludzi.
–A ty jak?
–Wracam w końcu do pracy. – Zatupałam jak mała dziewczynka. – Z Bartoszem ustaliłam już nowy grafik.
–Zazdroszę ci go. – Zmarszczyła czoło, a widząc moje szeroko otwarte oczy, pomachała dłońmi. – Nie w tym sensie! Takiego faceta ci zazdroszczę, dobry, kochający, ogarniający dziecko. Ideał.
–No, nie wierzę, że to mnie się trafił.
–Szczęściara. – Trąciła mnie łokciem. – Siadaj, co robimy? – Odsunęła mi fotel przed lustrem.
–Rób, co chcesz, tylko daj mi kawki.
W lustrze zobaczyłam jak zadziornie rusza brwiami. Dostałam swoje latte, a Kaśka w tym czasie zasłoniła lustro. To znaczyło tylko jedno, będzie mega zaskoczenie.
Na fotelu spędziłam prawie trzy godziny i sama nie wiedziałam, ile warstw farb i tonerów na mnie nałożyła. Kiedy kończyła suszenie, moje serce przyspieszyło i z zamkniętymi oczami czekałam na odsłonięcie lustra. W końcu mogłam uchylić powieki i wstrzymałam oddech. Nie wierzyłam, że to ja, to był istny obłęd.
–Osz ty! – zawołałam. – Cudo!
–Tak?
–Laska, to kosmos jakiś, wow!
–Serio? Nie przesadziłam?
–E tam! Nie mam trzydziestki, mogę czasem zaszaleć.
–A kolor? – Serio się stresowała.
–Boski, Boże marzyłam o czymś takim. – Poruszyłam szare pasemka mieniące się różowymi refleksami. – Prze-pięk-ne!
–Cieszę się. – Kaśka wyglądała w końcu na zadowoloną. – Tylko odrost będzie dość szybko.
–Oj tam! Ważne, że teraz śliczne.
Po zapłaceniu, poszłyśmy na lunch. Znałyśmy się od zawsze i cieszyłam się, że mimo wszystko kontakt się między nami nie urwał.
Kiedy byłam już wolna, pojechałam do Bartka. Zawsze lubił jak do niego wpadałam, a dziś miałam szczególną ochotę na kawę w jego towarzystwie. Wjechałam windą na ostatnie piętro wieżowca i weszłam do biura.
–Dzień dobry pani Iwonko – odezwałam się do sekretarki. – Jest u siebie?
–Tak, ale ma klienta.
–To zaczekam. – Uśmiechnęłam się i usiadłam w fotelu pod ścianą.
Nie czekałam długo, minęło może dziesięć minut jak usłyszałam szybkie kroki, ale zanim się wychyliłam zza ściany, gość zniknął na schodach. Bez pukania weszłam do gabinetu Bartka i z udawaną skromnością poprawiłam włosy.
–Noo! – Wstał zza biurka i podszedł bliżej. – Nie liczyłem na takie odwiedziny. – Oparł usta na mojej tętnicy. – Tylko szybko panienko, bo Majka nas nakryje.
–Grabisz sobie delikwencie. – Odchyliłam głowę, dając mu możliwość całowania szyi.
–Wyglądasz obłędnie. Sam sobie zazdroszczę.
–No i masz szczęście. – Po szybkim buziaku usiadłam na jego miejscu przy biurku.
Przez chwilę rozmawialiśmy o niczym. Nagle ktoś zapukał i do gabinetu wszedł mężczyzna, którego widok zatrzymał bicie mojego serca. Wysoki blondyn o niebieskich oczach i zaczesanych do tyłu włosach przyglądał mi się badawczo i z lekkim uśmiechem odwrócił się do Bartosza.
–Pozwólcie, to moja… – zawiesił lekko głos i wskazał mnie dłonią – partnerka? – Zerknął na mnie z dziwnym uśmiechem. – To mój najnowszy wspólnik.
–Tomasz Michalski. – Mężczyzna podał mi dłoń i nie przestawał mi się przyglądać.
–Maja Zalewska. – Niepewnie odwzajemniłam uścisk i czekałam aż mnie puści. Chyba nie miał na to ochoty. Patrzył na mnie jak zahipnotyzowany i dopiero kiedy szarpnęłam dłonią, zabrał rękę. – Pójdę, nie będę panom przeszkadzać.
–Kochanie, możesz zostać, my już kończymy.
–Nie. – Zmarszczyłam lekko brwi i uniosłam dłonie. – Mam jeszcze parę spraw na mieście. – Przenosiłam wzrok z jednego na drugiego. – Do widzenia.
–Miło było panią poznać – odezwał się Tomasz, kiedy byłam już przy drzwiach i odwróciłam nieznacznie głowę w jego stronę.
W samochodzie wzięłam kilka głębokich oddechów i uspokajając skołatane nerwy, przekręciłam kluczyk. Wcale nie miałam planów, pojechałam na zakupy, żeby móc przestać o nim myśleć i łaziłam bez celu aż do odebrania Zosi z przedszkola. Całą drogę do domu słuchałam wrażeń z pierwszego dnia, i wyrzucałam sobie, że tak mało mnie to obchodziło. Miałam w głowie tylko jego i jego wzrok świdrujący mój. Nie sądziłam, że jeszcze kiedyś to poczuję, a jednak on przypomniał mi to, o czym codziennie starałam się zapomnieć.
Po powrocie zamknęłam bramę i z zakupami weszłam do domu. Zosia została jeszcze chwilę na podwórku. Kiedy wbiegła do kuchni, bezwiednie zaczęłam się jej przyglądać. Była bardzo do mnie podobna. Przygotowałam jej podwieczorek, bo była już po obiedzie, a dla nas zrobiłam lasagne.
Kiedy wrócił Bartek, od razu zauważyłam, że coś jest nie tak. Nie odzywał się, tylko siedział z laptopem. Postawiłam przed nim talerz z parującym daniem i czekałam, aż na mnie spojrzy.
–No powiedz – odezwał się z wzrokiem utkwionym w ekran.
–Co?
–Nie wiem, samochód widziałem, cały.
–Nie rozumiem.
–Zrobiłaś lasagne. – Podniósł na mnie swoje uśmiechnięte oczy. – Zazwyczaj robisz ją, jak chcesz mi powiedzieć coś niefajnego.
–Tak? – Byłam naprawdę zaskoczona jego słowami.
–Tak. – Wskazał mi głową krzesło i od razu usiadłam. – No to mów.
–Nie jesteś zły za ten róż na włosach?
–Żartujesz? – Złapał moją dłoń i podciągnął do swoich ust. – Jest świetny, bardzo ci w nim dobrze i jak dla mnie możesz go nie zmieniać. A w pracy nie będą mieli nic przeciwko?
–Będą. – Wzruszyłam ramionami. – Ale mnie potrzebują.
–Kocham cię. – Przechylił się przez stół i dotknął moich ust.
Miałam do siebie pretensje, bo powinnam powiedzieć mu całą prawdę, jednak naiwnie wierzyłam, że wszystko samo się poukłada i nie będzie konieczności tłumaczenia niczego.
Do końca tygodnia przyzwyczajałam się do obowiązków, bo tak długa przerwa w pracy nie jest niczym dobrym. Na szczęście moje stanowisko w banku dawało mi możliwość pracy w swoim tempie. Przed końcem dnia drzwi mojego biura się uchyliły i stanął w nich jeden z moich podwładnych. Jego przepraszający wzrok mówił mi wystarczająco dużo.
–Nie – burknęłam, zanim zdążył się odezwać.
–Bo klient…
–Nie – powtórzyłam. – Ja nie jestem od klientów, od tego są ci na dole.
–Tak, ale to biznesowy, chce…
–Też nie do mnie. – Przerwalam mu i nie odrywałam wzroku od zestawień na ekranie. – Od tego są ci na prawo od windy.
–On przyszedł do pani dyrektor, powiedział, że pani mąż go przysłał.
Dopiero teraz podniosłam wzrok na Maćka i przewracając oczami, pokręciłam głową.
–Ostrzegam, że jeśli to pierdoła, którą mógł ktoś za mnie zrobić, to pożałujesz. – Wskazałam go palcem, ale wiedziałam, że się mnie nie bał, zawsze go lubiłam.
Zeszliśmy schodami na parter i już z daleka zobaczyłam siedzącego przy stoliku Tomasza. Wszystkie kasjerki się do niego śliniły, a ja, zbierając w sobie całą niechęć i chłód, podeszłam i wyciągnęłam do niego dłoń.
–Podobno chciał się pan ze mna widzieć.
–Nawet pani nie wie jak bardzo. – Złapał moją dłoń w dwie swoje i patrząc mi w oczy, pochylił się i delikatnie musnął ją ustami. – Bartek mówił, że jest pani w tej branży najlepsza.
–Przecenia mnie. Co pana sprowadza? – Wiedziałam, że wszyscy na nas patrzą i nie chciałam, żeby ktoś sobie cokolwiek pomyślał.
–Potrzebuję kogoś zaufanego do udzielenia kilku informacji o koncie.
–Świetnie, ale ja jestem od fuzji i przejęć, nie od kont.
–Poradzi sobie pani, niewiele oczekuję.
–To może jednak ktoś z właściwego działu mógłby panu pomóc? –  Byłam bardziej oziębła niż normalnie.
–Ja chcę panią. – Podszedł tak blisko, że prawie mnie dotykał. Odsunęłam się i wskazałam mu dłonią wolne stanowisko.
Kiedy zamknęłam za nami drzwi niewielkiego pomieszczenia, Tomasz od razu objął mnie ramieniem i próbował przytulić.
–Daruj sobie. – Odepchnęłam go i usiadłam za biurkiem. – Czego chcesz? Tylko szybko, bo zaraz kończę pracę.
–Wow. – Pokiwał głową. – Aż tak miłego powitania się nie spodziewałem. Może chociaż co u ciebie, jak minął dzień?
–Nie jesteśmy na pogaduchach. Słucham, czego ode mnie oczekujesz? Masz u nas konto, czy chcesz dopiero założyć?
–Założyć. – Usiadł naprzeciwko mnie i nie przestawał na mnie patrzeć. Otworzyłam wszystkie potrzebne programy i kolejno uzupełniałam dane, by móc coś mu powiedzieć. Tłumaczyłam mu wszystkie możliwości związane z konkretnymi opcjami, zwłaszcza że chciał od razu otworzyć linię kredytową. W ciągu kilkunastu minut przedstawiłam mu wszystkie oferty, jakie były dostępne i wytłumaczyłam niejasności. Długo zastanawiał się co wybrać, a z każdą mijającą minutą bardziej się denerwowałam. Kiedy wreszcie podpisał papiery, wstałam i otworzyłam drzwi.
–To mógł zrobić każdy pracownik tego działu – warknęłam cicho, żeby nikt poza nim tego nie usłyszał.
–Nieprawda, mogłem przynajmniej na ciebie popatrzeć.
–Uprzedzam, że nie życzę sobie żadnej poufałości.
–Nawet najmniejszej? – Oparł plecy o framugę i zaplótł ręce na klatce piersiowej.
–Żadnej. – Powtórzyłam stanowczo i po skinięciu głową na pożegnanie wróciłam do swojego biura.
Nie miałam już ochoty na pracę, zresztą nie miałam na nią energii. Ten facet zbyt intensywnie na mnie oddziaływał. Po upewnieniu się, że nie ma go przed budynkiem wsiadłam do auta i zadzwoniłam do przyjaciółki. Nie mogła się ze mną spotkać, a przez telefon nie chciałam niczego opowiadać. Wróciłam do domu i z uśmiechem patrzyłam jak Bartek z Zośką urzędują w ogrodzie.
–Grill będzie? – zawołałam na widok wystawionego sprzętu.
–Na jutro zaprosiłem Tomka. Myślałem, że jest okazja bliżej się poznać, skoro będziemy współpracować.
–Co? – szepnęłam chyba bardziej do siebie, bo on mówił wyraźnie.
–Masz plany?
–Nie, w zasadzie nie.
–Mama powiedziała, że weźmie Zosię. Odpoczniemy. – On był zadowolony, a ja słyszałam tylko bicie własnego serca.
–No, skoro tak. – Uśmiechnęłam się i po pocałowaniu go w policzek wróciłam do domu.
Nie mogłam się pozbierać. Chodziłam z kąta w kąt, nie wiedząc w co włożyć ręce i przez drzwi na taras przyglądałam się Bartkowi. Nie wiedziałam czy robił to wszystko specjalnie, czy nie był niczego świadomy, ale bałam się zapytac wprost. Nie chciałam poddawać mu pod rozwagę niepotrzebnych pomysłów.
–Zła jesteś? – Podskoczyłam na dźwięk męskiego głosu i z udawanym uśmiechem odwróciłam się do stojącego w drzwiach Bartka.
–No skąd.
–Jak ci nie pasuje, to…
–Pasuje! – Podniosłam głos i natychmiast zamilkł. – Powiedz, dlaczego nie uprzedziłeś, że przyślesz do mnie tego swojego wspólnika?
–Kiedy?
–No dzisiaj. Przychodzi jak do siebie, żąda od pracowników, żebym to ja go obsługiwała, no co to jest? Czy ja jestem od latania za panem Tomaszem jakimś tam? – Specjalnie udałam, że nie pamiętam jego nazwiska.
–Majka, dobrze się czujesz? Nikogo do ciebie nie wysyłałem.
–Jasne, sam przyszedł.
Z głośnym westchnieniem podszedł bliżej mnie i kładąc dłonie na moich biodrach, lekko mną poruszył.
–Kochanie, nikogo do ciebie nie wysyłałem, może to przypadek.
–Tak? – Szerzej otworzyłam oczy i próbowałam ochłonąć. – Może tak. Przepraszam, nie mam humoru dzisiaj, może faktycznie to przypadek. Nie gniewaj się.
–Nie gniewam. – Pociągając mnie za pośladki, uniósł mnie i posadził sobie na brzuchu. – Na co masz ochotę?
–Na kebaba. – Zmrużyłam oko i skrzywiłam lekko usta. Bartosz parsknął głośnym śmiechem i od razu oparł usta na moim dekolcie.
–Od kiedy lubisz kebaby?
–Nie wiem, tak jakoś chodzi za mną cały dzień.
Po tych słowach odstawił mnie na podłogę i delikatnym ruchem odgarnął mi włosy do tyłu. Długo mi się przyglądał, ale nie bardzo wiedziałam do czego zmierza.
–Maja, a może ty w ciąży jesteś?
–Żartujesz?
–Wiem, tabletki, ale to przecież nie niemożliwe – mówił coraz szybciej. – Kiedy masz okres?
–Nie wiem jakoś za niedługo, ale…
–Chciałabyś? – Bez przerwy patrzył mi w oczy i dotarło do mnie, że on tego chce.
–Nie myślałam o tym – westchnęłam.
–Zosia ma już pięć lat.
–Tak, tylko ja… Ja nie wiem czy…
–Rozumiem – Nie był zadowolony z mojej odpowiedzi. Nie wiedziałam, że chce mieć dzieci, nie rozmawialiśmy o tym. – A gdybyś teraz była?
–Pytasz o aborcję? – Oburzyłam się być może trochę na wyrost. – Serio? Planujesz ze mną dzieci, a nie wiesz o mnie podstawowych rzeczy? Zośki nie usunęłam i gdybym była w kolejnej niechcianej ciąży, to też bym tego nie zrobiła! – wykrzyczałam mu w twarz. Nie zareagował, przez chwilę na mnie patrzył, po czym pokiwał głową i zostawił mnie samą.
Nie wiedziałam, co się ze mną działo. Serio nie miałam dobrego nastroju, a on dokładał mi od siebie, nie licząc już pojawienia się Tomasza. Wszystko mnie irytowało i nic nie zapowiadało rychłych zmian. Wkurzona na siebie poszłam do sypialni i przebrałam się w dresowe spodnie i top. Zanim wyszłam z domu, włączyłam w telefonie aplikację do śledzenia cyklu. Nigdy nie pamiętałam, kiedy mam okres, i to mi ułatwiało życie. Tak, jak myślałam, nowy cykl powinien rozpocząć się za cztery dni, więc jeszcze nie było czasu na panikę i testowanie. Nie wiedziałam czy bardziej nie byłam gotowa na dziecko, czy na tak długi urlop. Nie lubiłam siedzieć w domu.
Przygotowałam w kuchni trochę przekąsek na zimno i ciepło, i z pełną tacą wyszłam do ogrodu. Bartek z Zośką rozkładali meble i musiałam przyznać, że fajnie wyglądali. Cieszyłam się, że mają tak dobry kontakt. Odstawiłam tacę i ze skruszoną miną podeszłam do nich. Kiedy Zosia zajęła się rozkładaniem leżaka, złapałam dłoń Bartosza.
–No przepraszam. – Oparłam czoło o jego ramię. Nie reagował, ale wiedziałam, że to chwilowe. – Nie chodziło mi o to, że żałuję, że urodziłam Zosię i że nie chcę dzieci.
–To o co chodziło?
–Kocham cię. – Czekałam, aż na mnie spojrzy. – Jeśli chcesz mieć dziecko, to porozmawiajmy o tym, ale nie wymuszaj tego na mnie.
–Przepraszam. – Pocałował mnie w głowę. – Jestem już dużym chłopcem. – Delikatnie mnie objął i postawił przed sobą. – Chciałbym mieć w domu małego chłopca.
–Obiecuję, że pomyślę. – Wspięłam się na place i zarzucając mu ręce na szyję, przyciągnęłam do siebie. Oparł nas o siebie czołami i zakołysał do melodii z radia. Patrzył na mnie wciąż z takim samym zachwytem, jak podczas naszego pierwszego spotkania, trochę zachłannie, trochę uwodzicielsko. Lubiłam to i w duszy dziękowałam opatrzności, że postawiła go na mojej drodze.
Oderwaliśmy się od siebie, słysząc klakson i oboje spojrzeliśmy na bramę. Mama Bartka pomachała do nas, a kiedy brama zaczęła się odsuwać, wsiadła z powrotem do auta i wjechała na posesję.
–Nie mówiłeś, że dziś zabierze Zochę – szepnęłam, zanim podeszła.
–Bo miała być jutro w południe – mruknął, prawie nie otwierając ust.
–Co za charakter ma ta kobieta. – Uśmiechałam się sztucznie i patrzyłam na wielkiego miśka, którego niosła.
–Gdzie moja Zosieńka? – zawołała i pomachała pluszakiem.
Zaczęłam się głośno śmiać i po pocałowaniu jej w policzek poszłam zrobić kawy. Siedzieliśmy do wieczora w ogrodzie, korzystając z pięknej pogody, a kiedy Zosia zaczęła marudzić, spakowałam jej plecak i odprawiłam z babcią.
–Czy twoja mama chociaż raz mogłaby uszanować twoje zdanie? – zapytałam w żartach, kiedy wyszłam z łazienki.
–To źle, że ją kocha?
–Dobrze, nawet bardzo dobrze, ale mogłaby od czasu do czasu dostosować się do tego, co mówimy. – Wcierając w dłonie krem, usiadłam na brzegu łóżka.
–Czepiasz się.
–Tak? – zawołałam. – A czy kiedyś zrobiła tak, jak chcieliśmy? Miała być jutro, przyjechała dziś. Prosiłam, żeby nie dawała jej brzoskwiń ze skórką, bo po nich wymiotuje, podała, mówiąc, że w skórce są witaminy. Mówiłam, żeby nie puszczała jej bajek krótko przed snem, bo później budzi się w nocy, bajki leciały na okrągło. Wymieniać dalej?
–Chce ją trochę porozpieszczać.
–Ale to nasze dziecko! – krzyknęłam, bo miałam dość.
–Twoje – szepnął z żalem i wbił we mnie wzrok.
Przez chwilę się nie odzywałam. Nie sądziłam, że kiedyś to usłyszę, a jednak to była tylko kwestia czasu.
–To o to chodzi? – Przełknęłam ślinę i hamowałam łzy. – Boli cię, że nie jest twoja? W porządku. Mogłeś już wcześniej mi to powiedzieć. – Z drżącym podbródkiem wstałam z łóżka i nie pozwoliłam mu mnie zatrzymać.
–Kochanie, to nie tak.
–Jestem idiotką – powiedziałam do siebie. – Wierzyłam, że to miłość, że kochasz nas obie, a ty chciałeś tylko mnie. Teraz chcesz syna, a Zosia co? Do domu dziecka, bo nie twoja? – Płakałam już w głos.
–Kocham Zosię! – Stanął mi na drodze do drzwi.
–Ale nie uznajesz jej za swoją. – Głos łamał mi się tak, że ledwo siebie rozumiałam. – Mówisz, że to moja córka, dobrze. – Odtrąciłam jego rękę. – Nie zmuszę cię do niczego. Dobranoc.
–Maja, proszę! – Złapał mnie za rękę i zatrzymał. Czekałam aż mnie puści, a że tego nie zrobił, sama wyciągnęłam rękę z uścisku.
–Jest mi przykro – odezwałam się cicho. – Ufałam ci, powierzyłam ci dziecko wierząc, że przy tobie będzie bezpieczna…
–Jest bezpieczna.
–Nigdy nie myślałam, że powiesz o niej, że jest tylko moja. – Odwróciłam się i poszłam spać do pokoju Zosi.
Nie przyszedł do mnie i dobrze. Chciałam pobyć sama. Może przesadziłam, ale od czterech lat zapewniał mnie, że traktuje ją jak swoją, że nigdy nie będzie inaczej, a tu proszę, wystarczyło powiedzieć coś, czego nie chciał usłyszeć i wyszło, co myśli naprawdę.
Z samego rana poszłam do kuchni zrobić sobie kawy i zastałam w niej Bartka. Na mój widok podniósł się z krzesła i podszedł do ekspresu.
–Z mlekiem? – zapytał i podstawił czarną filiżankę pod dyszę.
–Zapomniałeś przez noc jaką piję? – Stanęłam obok niego i sama wcisnęłam guzik na panelu.
–Nie zapomniałem. Chciałem jakoś zagadać.
–Niepotrzebnie. – Uśmiechnęłam się. – Nie mam zamiaru urządzać cichych dni. Ty powiedziałeś co chciałeś i ja też, nie będziemy tego roztrząsać. – Złapałam napełnioną filiżankę i usiadłam przy stole. – No co? – dopytałam, kiedy nie przestawał na mnie patrzeć.
–Tomek przyjedzie koło siedemnastej.
–I co? Mam go witać chlebem i solą?
–Nie lubisz go.
–A ty? Znasz go niecały tydzień i już wielki przyjaciel?
–Znam go sporo dłużej, ale do tej pory był podwykonawcą.Teraz postanowiliśmy połączyć siły.
–Nie mówiłeś wcześniej.
–A ty mówisz mi o zmianach kadrowych w banku? – Uniósł jedną brew.
–Masz rację.
–Mam. – Upił łyk kawy. – Mam sam przygotować tego grilla?
–Pomogę ci.
–Dziękuję.
–Proszę.
Na tym skończyła się nasza pełna uczuć rozmowa. Dopiliśmy w milczeniu kawę i zebraliśmy się do wyjścia. W sklepie też nie gadaliśmy. Bartek zajął się jedzeniem i alkoholem, ja warzywami do mięcha.
Cały dzień tak spędziliśmy, mijając się i burcząc. Nie sądziłam, że pojawienie się Tomasza tak źle na nas wpłynie.
Zanim przybył nasz gość, Bartosz rozpalił grilla, a ja zaczęłam nosić jedzenie na ogród. Miałam złe przeczucia co do tej wizyty. Dźwięk otwieranej bramy poruszył wszystkie moje nerwy. Niechętnie odwróciłam głowę w stronę podjazdu, na którym stała taksówka i zawiesiłam wzrok na idącym w moją stronę Tomaszu. Najpierw podszedł do Bartka i po oddaniu mu przyniesionych rzeczy wyciągnął do mnie dłoń.
–Dobry wieczór – odezwał się lekko zachrypniętym głosem, kiedy tylko Bartek zniknął w domu.
–Dobry wieczór.
–Nie cieszy cię mój widok? – Nadal trzymał moją dłoń.
–Mam skłamać?
–To wystarczy za odpowiedź.
–Cóż za ulga. – Zabrałam rękę, zanim ją pocałował.
–Wiesz co mnie sprowadza.
–Nie wiem i nie chcę wiedzieć. – Nie udawałam zadowolenia i specjalnie usiadłam tak, by widzieć wyjście z domu. – Skoro umówiłeś się z Bartkiem, to trudno.
–Miła jesteś. – Usiadł obok mnie i specjalnie trącił mnie pod stołem nogą.
–Jestem miła, gdyby nie to, już byś wyleciał na kopach. – Przeniosłam wzrok z jego niebieskich oczu na drzwi tarasowe. – Nie odzywaj się do mnie, nie zbliżaj się do mnie, nie myśl o mnie.
–To ostatnie będzie cholernie trudne.
–Dasz sobie radę. – Zadrwiłam. – Nie mów, że nie umiesz olewać ludzi.
Zgromił mnie spojrzeniem, a kiedy na taras wyszedł Bartek, od razu do niego podeszłam i po szybkim buziaku, który miał być na złość Tomaszowi, poszłam do domu. Chciałam opanować emocje. Złapałam telefon i napisałam do Kaśki, że musimy się zobaczyć. Narzuciłam na siebie bluzę z kapturem, i z szerokim uśmiechem godnym szczęśliwej pani domu poszłam do chłopaków. Gadali już o piłce i ostatnim meczu, ale nie pokazywałam znudzenia, zresztą lubiłam jak Bartek coś opowiadał, był przy tym bardzo podekscytowany. Wpatrywałam się w niego z nieukrywaną radością, bo mimo kłótni moje uczucia się nie zmieniły. Dopiero kiedy na mnie spojrzał spoważniałam. Na szczęście on pierwszy skruszył lód między nami i podniósł do ust moją dłoń. Kiedy spletliśmy palce, znów poczułam się przy nim dobrze i nie przeszkadzała mi nawet obecność Tomka.
Z godziny na godzinę chłopaki byli weselsi, za to ja bardziej zmęczona. Już nie nadążałam za ich pomysłami i głupimi dowcipami. Serio zachowywali się jak dzieci. Kiedy dopili whisky i sięgnęli po piwo, zrezygnowałam z towarzystwa. Nie chciałam patrzeć na to, co z siebie zrobią. Pożegnałam się z gościem i wyswobodziłam z nieco zbyt pewnego uścisku Bartka. Po prysznicu położyłam się od razu do łóżka i starałam jak najszybciej zasnąć.
W środku nocy usłyszałam hałas i drzwi sypialni skrzypnęły. Nie reagowałam. Bartek, idąc do łóżka już zaczął się rozbierać, ale nie dał rady dokończyć tego jakże trudnego procesu i rzucił się obok mnie w spodniach. Litościwie pokręciłam głową i okryłam go kocem.
Rano miałam kaca od samych wyziewów tego pijaka. Jak można się do takiego stanu doprowadzić, serio. Owinięta szlafrokiem zeszłam do kuchni i podeszłam do ekspresu.
–Dzień dobry.
–A! – pisnęłam i przestraszona odwróciłam się w stronę stołu. – Co tu robisz? – Zakryłam dekolt i porawiłam pasek.
–Leczę się, nie widać? – Tomek podniósł do ust butelkę z kefirem. – Ma ten twój chłop głowę, szacun. – Jakoś nie miałam sumienia go dręczyć i po zrobieniu sobie kawy usiadłam po drugiej stronie stołu. Niepewnie się czułam i odruchowo rozejrzałam się po kuchni, czy nie było tam czegoś, czego nie powinien widzieć. – Czemu ode mnie uciekasz?
–Ja? – Zaśmiałam się. – Nie uciekam.
–Uciekasz. Przed moim wzrokiem, przed dotykiem. Przyznaj, że tylko przed myślami o mnie nie możesz się schować.
–Pochlebiasz sobie.
–Być może, ale ja wiem, że to prawda. Od naszego spotkania w biurze Bartka nie przestałaś o mnie myśleć, prawda? Ciągle boisz się, że mnie spotkasz albo że powiem twojemu facetowi, co jest między nami.
–Między nami niczego nie ma. – Oparłam łokcie o stół i lekko sie pochyliłam. – Nie snuj planów, bo ci to nie wyjdzie.
–A co jeśli jesteśmy sobie przeznaczeni? – szeptał na tyle przyjemnie, że zacisnęłam uda.
–Nie wierzę w przeznaczenie od sześciu lat. Sami tworzymy swoje historie, popełniamy błędy i ponosimy ich konsekwencje. Przeznaczenie to bajka dla dużych dzieci, które nie potrafią wziąć swojego losu w swoje ręce i zwalają niepowodzenia na innych.
–Śmiało. A czemu akurat od sześciu lat?
–Bo wtedy porzucił mnie ten, który pierdolił mi farmazony o miłości po grób, o przeznaczeniu i dwóch połówkach jednej duszy.
–A gdyby cię teraz szczerze przeprosił?
–To bym szczerze wybaczyła. – Dostrzegłam na ustach Tomka delikatny uśmiech. – Ale nigdy bym nie zaufała. Nawet nie wiesz, jak długo trzeba pracować na zaufanie kogoś, kto został potraktowany tak, jak ja przez ciebie, więc zejdź mi z oczu, zerwij umowę z Bartoszem i nigdy więcej nie wchodź w moje życie! – Gryzłam wnętrze policzka, próbując panować nad wybuchem emocji i nie odwracałam od niego spojrzenia. Sześć lat czekałam na to, by mu to powiedzieć.
Chyba go zaskoczyłam, bo odstawił butelkę i po prostu wyszedł z domu. Miałam nadzieję, że dotarło do niego to, że zamknęłam tamten rozdział. W samotności dopiłam kawę, a kiedy wróciłam do sypialni, zastałam Bartka pochylonego nad umywalką.
–Żyjesz? – Podeszłam bliżej i wzięłam szczoteczkę do zębów.
–Jeszcze nie wiem – mówił tak, jakby już umierał.
–Brawo! – Klasnęłam głośno w ręce. – Dorosły facet.
–Dobrze nam się gadało i tyle.
–No, domyślam się. Te drugie zwłoki już poszły.
–Dobry jest, że miał siły.
–Ja też lecę, umówiłam się z Kaśką. – Odwróciłam się na pięcie i poszłam się ubrać.
Do mieszkania przyjaciółki dojechałam w kilka minut i cały czas rozglądałam się czy ktoś mnie nie śledzi. Laska otworzyła mi w szlafroku, ale nie marudziła.
–No to mów. – Postawiła przed nami kawę i ciasto. – Coś się stało?
–Najgorsze co mogło.
–Bartek cię zdradził? – Podniosła się z krzesła i ponownie na nim usiadła.
–Zwariowałaś?
–No to co jeszcze mogło… – Nieprzerwanie patrzyłyśmy sobie w oczy i nagle jej twarz pobladła. – Tomek?
Przytaknęłam głową i chcąc dać sobie chwilę, upiłam kawę.
–Pracuje z Bartkiem, weszli w spółkę.
–Wie o tobie? – Znów przytaknęłam. – A o Zosi?
–Chyba nie. Nic nie wspomniał, na szczęście jak u nas był, to Zośka była u babci, a Tomek nie wszedł dalej jak do kuchni.
–Powiesz mu?
–Nie – odpowiedziałam bez zawahania. – Nie chciał mnie, nie chciał mnie nawet posłuchać. Pisałam mu o ciąży, ale mnie zablokował. Najwyraźniej nie odblokował aż do dziś. To nie jest jego córka, to moja córka, tylko moja i nikogo więcej! – Otarłam szybko spływające łzy.
–Majka, rozumiem twój żal do Tomka, rozumiem, że nie chcesz niczego zmieniać, ale to długo się nie ukryje. Co Bartek na to wszystko?
–Nie powiedziałam mu.
–Co?
–Jak? Miałam przyjść i powiedzieć, że jego wspólnik to mój były i ojciec Zosi?
–To on jest jej ojcem. Ty go nie zdradziłaś i nie zaszłaś z kochankiem, on cię poznał już z dzieckiem, to różnica.
–Różnica jest taka, że on chce mieć ze mną dziecko, bo Zosi nie uznaje za swoją, sam powiedział, że to moje dziecko! – podniosłam głos.
–Pokłóciliście się.
–Jak mógł powiedzieć, że Zosia nie jest jego, powiedz mi. – Położyłam się na stoliku. – Wierzyłam, że da jej prawdziwą miłość, a teraz co?
–Nie wiem co ci poradzić, ale wiem jedno, nie ukrywaj przed nim Tomka, on się prędzej czy później dowie, będzie miał żal i słuszny. To nie są sprawy, które zamieciesz pod dywan.
Miała rację, ale ja sama nie wiedziałam czy mój związek przetrwa. Nie po tym co powiedział.
Po południu wróciłam do domu i zastałam Bartka leżącego w salonie na kanapie.
–Dogorywasz? – zapytałam cicho i usiadłam na szezlongu.
–Zdrowieję. – Mlasnął. – Mogę już mówić.
–To kiedy poprawiny?
–Nawet tak nie żartuj. – Trochę się podciągnął i zasłaniając twarz dłońmi, cicho warknął. – Więcej nie piję.
–Chciałam z tobą porozmawiać.
–Dziś? Zlituj się.
–To ważne.
–Jeśli chodzi o naszą ostatnia sprzeczkę… – Urwał i odwrócił głowę w stronę dzwoniącego telefonu. Nie zwracając na mnie uwagi, odebrał i od razu poznałam, że rozmawia z Tomaszem. Nie chciałam tego słuchać, bo gadali o pierdołach, więc skoro to było dla niego ważniejsze niż rozmowa o nas, to trudno. Wróciłam do sypialni i położyłam się do łóżka. Kiedy drzwi się uchyliły, udawałam że śpię. Bartek usiadł obok mnie, ale nie poruszyłam się, kiedy poprawił mi włosy.
–Kochanie, wracam za dwie godzinki. Potrzebujesz czegoś? – szepnął mi do ucha.
–Nie.
–Jesteś zła?
–Nie.
–To o co chodzi?
–Nic, daj mi spać. – Strąciłam z siebie jego rękę. – Odbierz Zosię, jeśli możesz.
–Czemu mam nie móc?
–Nie wiem, może dlatego, że nie jest twoja. – Spojrzałam na niego z wyrzutem. Wiedziałam, że go to zaboli, ale chwilowo miałam gdzieś jego uczucia, skoro on miał w dupie moje.
–Jesteś niesprawiedliwa. – Pocałował mnie w głowę i wyszedł.
Byłam zła i rozżalona, chyba bardziej na siebie i nie potrafiłam sobie z tym poradzić. Tomek miał rację, że nie potrafię pozbyć się go z myśli. To był ten rodzaj mężczyzny, o którym się nie zapomina.
Obudził mnie hałas na dole. Od razu usłyszałam śmiech córki i wyszłam spod ciepłego koca. Źle się czułam i coraz częściej nachodziły mnie myśli o ewentualnej ciąży. Bałam się robić test i dałam sobie czas do terminu miesiączki. Owinięta kocem zeszłam na dół i usiadłam na kanapie. Zosia od razu zaczęła streszczać mi pobyt u babci i za każdym razem, kiedy ją tak nazywała, spoglądałam na Bartosza. Wiedziałam, że to zauważał, bo nawet jak stał tyłem do mnie, to się zatrzymywał. Przed nią udawaliśmy normalność i nawet ze sobą rozmawialiśmy, ale kiedy tylko poszła do swojego pokoju, zamilkliśmy.
Poniedziałek przyniósł mi oderwanie od codzienności. Zajęłam się pracą, nowymi projektami i czas leciał mi bez większych problemów. Kończyłam tego dnia godzinę wcześniej i pojechałam po córkę. Czuła, że coś jest nie tak, bo bacznie mi się przyglądała. Po przedszkolu zabrałam ją na ulubiony plac zabaw, chcąc jej jakoś zrekompensować te zawirowania emocjonalne.
–Zjemy lody? – zawołała na widok budki.
–Kochanie, nie dzisiaj. Mogą być gofry.
–Tak! – Podskakiwała i pędziła za zapachem. Niewiele zjadła. Odgryzła kilka kęsów i pobiegła na drabinki.
Ja usiadłam na ławce i z radością jej się przyglądałam. Była bardzo energiczna i przebojowa, nie było niczego, czego by się bała lub wstydziła. Moja mała gwiazda.
–Co za spotkanie! – Usłyszałam za plecami znajomy szept i niechętnie odwróciłam głowę.
–Co tu robisz? – Nerwowo rozejrzałam się za Zosią, ale na szczęście była po drugiej stronie placu.
–Patrzę na ciebie. – Tomasz dotknął moich włosów. – Jesteś tak samo piękna jak kiedyś, może nawet piękniejsza.
–Odpuść.
–Dlaczego mnie nie chcesz? – Przysiadł się i od razu się odsunęłam.
–Ty mnie nie chciałeś. I dobrze, dzięki temu zrozumiałam co się w życiu liczy. Kocham innego, a ty jesteś rozmazującym się wspomnieniem.
–Nie takim znowu rozmazującym, skoro wciąż na ciebie działam.
–Skromny jak kiedyś. – Zaśmiałam się. – Dalej myślisz, że wystarczy powiedzieć dwa komplementy, pobawić się włosami i szepnąć, jak bardzo działa na ciebie mój zapach, żebym uległa. Nie ma już tamtej łatwowiernej Majki, nie chciałeś jej.
–Teraz jest pewna siebie, twardo stąpająca po ziemi Maja, która kręci mnie jeszcze bardziej. – Zmrużył oczy i lekko zassał wargę. Był pociągający i nie mogłam temu zaprzeczyć.
–Wiele przeszłam, żeby stać się właśnie taką i lubię siebie.
–Tylko co taka twarda kobieta robi przy placu zabaw? Lubisz patrzeć na cudze dzieci?
–Każdy ma jakieś hobby.
–Twój mąż nie chce dzieci?
–Nie jest moim mężem – odparłam chłodno.
–Dlaczego? – Na to pytanie zatrzymałam oddech. Nigdy nie mówił o ślubie, a ja nie czułam się uprawniona do naciskania. Rozumiałam, że się wahał.
–To chyba nie twoja sprawa, nie sądzisz?
Zanim odpowiedział, podbiegła do mnie Zosia.
–Mamo daj gryza! – Wyciągnęła rękę po leżącego na tacce gofra, a ja patrzyłam na reakcję Tomasza. Widziałam w jego spojrzeniu kłopoty. Zosia chapnęła gofra, ale nie odeszła, nadal mierzyła się wzrokiem z siedzącym przy mnie Tomkiem.
–Jak masz na imię? – zapytał ją.
–Kochanie, leć jeszcze, bo zaraz wracamy do domu. – Chciałam przerwać tę rozmowę.
–Mam na imię Zosia i mam pięć lat. – Niespodziewanie Tomek się zaśmiał, a Zosia pobiegła do koleżanek.
–Fajna mała. – Oparł łokcie o kolana i ciągle się jej przyglądał. – Czemu nie powiedziałaś, że macie dziecko? – Odwrócił się do mnie i nagle dotarły do niego słowa Zosi. – Jak może mieć pięć lat, skoro Bartek mówił, że jesteście razem cztery? – zapytał z uśmiechem. – Po za tym, przecież my… Nie… – Przełknął ślinę i znów rzucił okiem na plac zabaw. – Co ty chcesz powiedzieć?
–Nic nie mówię. – wstałam i zabrałam nasze rzeczy. – Zosia!
Tomek złapał mnie za przedramię i nie pozwolił zrobić kroku.
–To moje dziecko?
–Nie!
–Moja córka do cholery? Umiem liczyć, jeśli ona ma pięć lat, to… Kurwa – szepnął i odwrócił na sekundę wzrok. – No powiedz! Jest moja?
–Tak! – wysyczałam wściekła. – Nie zgrywaj teraz zainteresowania. Zostawiłeś mnie, porzuciłeś bez słowa jak niepotrzebną szmatę i nie chciałeś słuchać tego, co chciałam ci powiedzieć! Byłam nikim, dokładnie jak ona! Zablokowałeś mnie gdzie się dało i wyjechałeś! Masz ten sam numer co kiedyś? Masz?
–Tak.
–To mnie odblokuj. No już, na co czekasz? Na kolejne sześć lat?
Patrzyłam jak niepewnie wyciąga telefon z kieszeni, a kiedy tylko odblokował mój dawny numer, zaczęły przychodzić kolejne wiadomości. Chyba sam nie spodziewał się, że tyle ich ode mnie dostał. Mnie to nie ruszało. Czekałam, aż pipczenie ustanie i przyglądałam się Tomaszowi. Z każdą kolejną wiadomością bardziej zaciskał zęby, aż w końcu otarł palcami oczy.
–Dalej to ja jestem ta zła? Błagałam cię o powrót, bałam się o ciebie, bo nie dałeś znaku życia, później dowiedziałam się o ciąży i liczyłam, że to zmusi cię do odezwania się do mnie, ale ja się nigdy dla ciebie nie liczyłam. Byłam zdobyczą dokładnie jak teraz, a zdobyta nie przedstawiam żadnej wartości. Nie niszcz nam życia drugi raz. Bartek kocha Zosię jak córkę, a ona jego.
–Chcesz, żebym teraz zrezygnował?
–Zniknij i nigdy nie wracaj.
–Nie zrobię tego, może wtedy zachowałem się jak nieodpowiedzialny gnój, ale teraz jestem inny.
–Wydaje ci się. Jesteś dokładnie taki sam. Ona zasługuje na prawdziwego ojca i prawdziwe uczucia, nie tylko misia dwa razy do roku. Nie burz jej świata.
–Nie zostawię tego tak.
–Błagam cię. – Głos mi się łamał, ale jego to nie wzruszało. Oboje odwróciliśmy się do podbiegającej do nas Zosi i od razu złapałam ją za rękę i pociągnęłam za sobą. – Proszę… – szepnęłam ze łzami w oczach i uciekłam do samochodu.
W drodze do domu próbowałam się uspokoić. Zosia na szczęście o nic nie pytała, ale wiedziałam, że muszę o tym spotkaniu powiedzieć Bartoszowi, zanim ona coś powie. Zaraz po wejściu do domu zajęłam się obiadem i czekałam na Bartka. Długo nie wracał i zaczęłam się niepokoić. W końcu drzwi trzasnęły i udając całkowity spokój, wstałam do kuchenki po obiad. Bez słowa postawiłam przed nim talerz i usiadłam naprzeciwko.
–Widziałam się dziś z Tomaszem – rzuciłam bez wstępu.
–Po co?
–Po nic. Byłam z Zosią w parku, przechodził i się przysiadł.
–To czemu mi to mówisz?
–Żebyś wiedział. To chyba dobrze, że tego nie ukrywam. Jakby on ci jutro o tym wspomniał, miałbyś pretensje, że nie powiedziałam.
–Jasne, bo ja nie mam ostatnio niczego poza pretensjami.
–Nie niczego poza, tylko przyznaj, że miałbyś!
–No chyba, bo odkąd się pojawił, coś ci się w głowie porobiło. – Popukał się palcem w skroń. – To może ty przyznaj o co masz do mnie żal, może ja ci po prostu przeszkadzam?
–To nie fair – szepnęłam i obejrzałam się czy Zosi nie ma. – Kim ja jestem? Ani żona, ani narzeczona, nikt. Sam nie wiesz jak mnie nazwać. Mówisz o dziecku, ale Zośki nie chcesz.
–Chcę! – krzyknął i wskazał mnie palcem. – Kocham ją, a to, co powiedziałem nie tyczyło się moich uczuć, a tego, co mi wolno, a raczej czego nie wolno. O wszystkim ty decydujesz, o tym co je i kiedy chodzi spać. Ja jestem ojcem, ale nie mam praw. Ty mnie nie traktujesz jak jej ojca.
–Nieprawda! – Odsunęłam talerz. – Bronię ci decydowania? Robisz, co chcesz!
–To tobie się tak wydaje. Robię co chcę, pod warunkiem, że zgadza się to z twoimi poglądami! Dobrze, decyduj, ja kocham was obie i na wszystko się dla was zgodzę, ale nie mów mi, że jej nie chcę!
–Tomek, proszę… – Podniosłam na Bartka wzrok, ale on tylko głośno westchnął.
–Czyli jednak Tomek. – Pokręcił głową. – Nie wierzę. Nie wierzę, że dałem się tak zrobić.
–Bartek, to nie tak. Kłócimy się ciągle, tak palnęłam, nie mylę cię z nim.
–Podoba ci się?
–Daj spokój, to naprawdę nie jest dobry…
–Podoba?
–Nie. Nie śnię o nim i nie mam motyli w brzuchu.
–A jednak o nim myślisz. – Jego spojrzenie było pełne miłości i wyrzutu. – Bo myślisz nie? Odkąd jest, to na ciebie działa, dlatego byłaś niezadowolona z jego odwiedzin i z wizyty w banku. Teraz przynajmniej wiem, po co do ciebie przyszedł. Ty najwyraźniej działasz na niego równie mocno.
–Bartek, muszę ci powiedzieć, bo…
–Nie. – Przerwał mi i odszedł od stołu. – Nic nie musisz, a ja nie chcę słuchać. Nie dzisiaj.
–Kochanie proszę, daj mi powiedzieć.
–Nie. – Odtrącił moje ręce i już wiedziałam, że go straciłam. – Nie czekaj na
mnie. – Zostawił mnie samą i wyszedł z domu, a po chwili usłyszałam wyjeżdżający z garażu samochód.
Wszystko zniszczyłam. Chciałam dobrze, chciałam to załatwić jak najciszej i w tajemnicy przed wszystkimi, by uniknąć kłótni i sama tę kłótnie sprowokowałam.
Poranek był dla mnie wyjątkowo ciężki. Bartek nadal nie pojawił się w domu. Przed pracą pojechałam do jego biura, ale tam też go nie zastałam. W końcu musiałam zająć się swoimi obowiązkami. Nic mi tego dnia nie szło, wszystko myliłam i ostatecznie zaczęłam udawać, że pracuję. Po ośmiu godzinach pracy pojechałam po córkę, a z nią do mamy Bartosza. Była trochę zaskoczona naszą wizytą, ale nie wyglądała, żeby wiedziała o naszej sprzeczce, co oznaczało, że u niej Bartosz również nie nocował. Po wypiciu kawy i udawaniu, że wszystko jest w porządku, zabrałam Zosię i wróciłam do domu. Nie rozstawałam się z telefonem, ale jak dotąd nie dostałam nawet krótkiej wiadomości. Byłam przerażona. Przed Zosią zgrywałam spokojną i po opowiedzeniu jej kilku bajek położyłam ją spać. Sama usiadłam w kuchni z butelką wina. Bez przerwy patrzyłam na wskazówki wielkiego zegara i odliczałam kolejne minuty w samotności. Gdy usłyszałam trzaśnięcie drzwi, wybiegłam do korytarza.
–Po co przyszedłeś? – Podniosłam głos na stojącego przede mną Tomka. – Nie zapraszałam cię.
–Chciałem porozmawiać, chyba powinniśmy.
–Nie powinniśmy, poza tym nie chcę, żeby takie rozmowy odbywały się bez udziału Bartka, a nie ma go teraz w domu. – Dopiero po wypowiedzeniu tych słów pomyślałam, że to nie był najlepszy pomysł.
–Mamy dziecko, nie sądzisz, że mamy teraz kilka tematów do omówienia?
–Jakich niby? – Szczerze się zaśmiałam.
–Chcę uczestniczyć w jej życiu, widywać, zabierać na wakacje…
–Te, ojciec! – zawołałam, ironizując jego doniosły ton. – Nie za późno na takie ofiary? Może jeszcze chcesz jej opowiedzieć, jak bardzo miałeś ją w dupie? A może wytłumaczysz jej, dlaczego nie chciałeś pokochać mamusi, skoro tak cię kręciła, co? Zapowiadam, że nie będziesz jej widywał, nie pozna ciebie i nie oczekuję od ciebie niczego poza zostawieniem nas w spokoju! – Chciałam krzyczeć, ale, ze względu na porę, opanowałam się. Kiedy moje emocje osłabły, zrobiłam krok w stronę Tomka i skrzyżowałam na piersiach ręce. – Tomasz, przecież ty tego wcale nie robisz z miłości. Znam cię przecież. Czekałam na ciebie całą ciążę i pierwszy rok życia Zosi. Wystarczyło żebyś zadzwonił, a ja bym za tobą poszła, ale ty mnie nie potrzebowałeś. Nie śniłam ci się po nocach, nie tęskniłeś. Teraz zacząłeś? Też nie. Chcesz się pokazać jako dojrzały, odpowiedzialny facet, ok, w takim razie pozwól nam żyć jak do tej pory. – Nie zwracałam uwagi, że się do mnie zbliżył. – Dobrze nam było bez ciebie i nadal będzie nam dobrze. Ona ma rodziców, kochających i pewnych swoich uczuć – szeptałam coraz ciszej, a jego twarz była coraz bliżej mojej. – Daj nam spokój, błagam cię. – Ostatnie słowa były prawie bezdźwięczne.
–Nie masz racji. – Jego wzrok przesuwał się po mojej twarzy, aż zatrzymał się na ustach. – Masz słuszne pretensje, bo zachowałem się wobec ciebie jak ostatni sukinsyn. Nic mnie nie usprawiedliwia, ale chcę to naprawić. Chcę na was patrzeć, chcę się wami cieszyć i być w waszym życiu. Może mnie już nie pokochasz, ale daj nam szansę. Obiecuję, że nie będę gorszy od Bartka. – Oparł nas o siebie czołami. – Potrafię o ciebie zadbać, potrafię dać wam bezpieczeństwo i zaopiekować się wami.
–Nie potrzebujemy tego. – Zaczęłam się odsuwać z obawy, że zaraz zdarzy się coś, czego bardzo bym nie chciała.
–Ja potrzebuję was. – Przyparł mnie delikatnie do ściany. – Potrzebuję ciebie Majka. Chcę do ciebie wracać po pracy i witać się z naszą córką. – Nie byłam w stanie na niego patrzeć, bo nasze twarze już się dotykały, a jego usta co chwile zahaczały moje. – Pozwól mi pokazać, że warto mi ufać.
–Nie kocham cię.
–Nieprawda, gdybym był ci obojętny, nie reagowałabyś tak na mnie, powiedziałabyś już o wszystkim Bartkowi, i nie pozwoliłabyś mi na to… – Urwał zdanie i przyciskając moje ręce do ściany, zaczął mnie całować. Od razu robił to mocno i głęboko. Wszystkie wspomnienia wróciły. Każde szeptane mi do ucha wyznanie, każdy komplement i zapewnienie, że będziemy już razem. Tak bardzo w to wierzyłam, a jednak dla niego były to tylko słowa. Nie oddawałam pocałunku, ale też go nie przerwałam. Wyrzucałam sobie, że uległam i pozwoliłam, żeby się do mnie zbliżył i kiedy dotarło do mnie, jak wielki błąd popełniam, drzwi domu się otworzyły.
Odepchnęłam od siebie Tomka i zacisnęłam dłoń na ustach, patrząc przepraszająco w oczy Bartka. Nie odezwał się. Przeniósł powoli wzrok ze mnie na Tomka i znów zatrzymał go na mnie. Nie potrafiłam się odezwać i tkwiliśmy w ciszy całą trójką. Tomasz pierwszy zrobił ruch. Pokiwał głową i po prostu uciekł.
–To nie tak – odezwałam się, kiedy Bartosz mnie ominął.
–Nie obchodzi mnie jak.
–Proszę, daj mi powiedzieć. – Chciałam go zatrzymać, ale na siłę oderwał od siebie moją rękę.
–A ty daj mi spokój. Masz tydzień na wyprowadzenie się stąd. Do tego czasu ja się wyprowadzę. – Wszedł na schody, a ja stałam wpatrzona w jego plecy. Kiedy zniknął, zasłoniłam twarz i zaczęłam w głos płakać. Nie mogłam przestać i nie mogłam pozwolić mu odejść. Pobiegłam na górę i nie zwracając uwagi na to, że nie chciał na mnie nawet patrzeć, stanęłam mu na drodze do otwartej walizki.
–Posłuchaj mnie! – krzyknęłam, ale mnie odsunął.
–Nie.
–Błagam, daj mi dwie minuty, później zrobisz, co zechcesz.
–I tak zrobię, co zechcę, po co tracić na ciebie dwie minuty?
–Kochałeś mnie – westchnęłam ze smutkiem. Nagle dotarło do mnie, że straciłam go na zawsze.
–Kochałem. – Stał do mnie tyłem, ale przestał się pakować. – Nie sądziłem, że tak mnie wykorzystasz.
Powoli stanęłam przed jego twarzą i czekałam, aż na mnie spojrzy. Długo tego nie zrobił, ale nie traciłam nadziei. Kiedy nasze spojrzenia się spotkały, poczułam ulgę i miłość większą niż czułam dotychczas. On był moim przeznaczeniem.
–Jeśli każesz mi się wynieść, to tak zrobię i nigdy więcej mnie nie spotkasz. Daj mi tylko powiedzieć coś, co powinieneś wiedzieć już dawno. – Nie przerwał spojrzenia, co wyglądało na zgodę. Wzięłam głęboki oddech i opuściłam wzrok na dłonie. – Nie poznałam Tomasza w twoim biurze, znaliśmy się już dawno. – Podniosłam wzrok, ale jego twarz nie zdradzała emocji. – To on jest ojcem Zosi. Kiedyś chciałam ci o nim powiedzieć, ale powiedziałeś, że skoro on nie poczuwa się do roli ojca, to nie chcesz znać jego imienia. Od tamtej pory nie wróciłam do tematu. Dopiero kiedy się ponownie pojawił… – zawiesiłam głos i otarłam nos. – Chciałam to wszystko ukryć i przed nim, i przed tobą. Ty jesteś ojcem Zosi, tylko ty i nikt więcej. Nikt się dla nas nie liczy.
–Ja widziałem coś zupełnie innego. Nie będę wnikał, co robiliście, kiedy nie widziałem.
–Uwierz mi. – Złapałam jego dłonie, ale je odtrącił. – Zaskoczył mnie, nie całowałam go, po prostu… Po prostu…
–Po prostu on na ciebie działa inaczej niż ja. – Wyczuwałam w jego głosie niezmierzony żal i jeszcze bardziej było mi go szkoda.
–Kocham cię. Jesteś dla mnie jedyny. Proszę, przecież wiedziałeś, że ona ma ojca!
–Mogłaś mi to powiedzieć od razu, a nie robić ze mnie idiotę.
–Następny. – Pokręciłam głową. – Jak miałam ci to powiedzieć? Przy grillu razem z nim?
–Następny? – Powtórzył za mną. – To on też tak mówił?
–Kaśka.
–Proszę! – Rzucił koszulę na łóżko. – Psiapsiółka też wiedziała, tylko mnie nie raczyłaś poinformować i mówisz mi, że jestem ważny, że jestem ojcem?
–Bartek, postaw się na moim miejscu. On jest nieodpowiedzialny, znam go, pobawiłby się w ojca kilka miesięcy i zniknął. Dlatego nie chciałam niczego mówić. Po co miałam wszystkich obarczać tą wiedzą?
–Bo mówiłaś, że mnie kochasz?
–Kocham.
–Nie sądzę. – Zapiął walizkę i ściągnął ją z łóżka. – Ale przynajmniej wiem, dlaczego nie chciałaś dziecka, może on będzie miał ten przywilej. Masz wolną rękę, życzę szczęścia.
–Zostań. – Złapałam jego dłoń i oparłam czoło o bark. Tak bardzo chciałam, żeby wszystko wróciło do normy.
–Wracam za tydzień i ma cię tu nie być. – Nie zwracając uwagi na mój płacz, zostawił mnie samą. Wiedziałam, że miał do mnie żal. Ani razu nie powiedział, że MAMY się wynieść, za każdym razem mówił, że mam to zrobić ja. Zosię nadal bardzo kochał i ogarniała mnie rozpacz na wyobrażenie tego co poczuł.
Próbowałam się do niego dodzwonić, ale po godzinie wyłączył telefon. Pisałam smsy, wierząc, że w końcu uruchomi telefon i je przeczyta. Tłumaczyłam się i przepraszałam, ale coraz mniej wierzyłam w jego powrót.
Szef nie ucieszył się z mojego kolejnego urlopu, ale mój wygląd pozostawiał wystarczająco wiele do życzenia, żeby miał nie uwierzyć w kłopoty. Zosi nic nie mówiłam, ale to była bystra dziewczynka i wiedziała, że szykują się zmiany. Obwiniała się o to i przy każdej okazji przepraszała mnie za wszystko i popłakiwała w nocy. Z wynajęciem mieszkania nie miałam żadnego kłopotu, ale na razie wybrałam trzypokojowe. Na razie, bo w planach miałam wyjazd do innego miasta, mieszkanie w tym samym co Bartek nie byłoby dla nas komfortowe.
Byłyśmy w większości spakowane. Zosia bawiła się w swoim pokoju, a ja wpatrywałam się w salonie w nasze zdjęcia z wakacji. Nie zabrałam ich, miałam sporo innych, które i tak chciałam zakopać głęboko, by nie ranić sobie serca. Kiedy rozległo się pukanie do drzwi, pobiegłam do nich i bez zastanowienia otworzyłam. Za progiem stał Tomasz. Przez chwilę patrzyłam mu w oczy, po czym chciałam zamknąć drzwi. Nie pozwolił mi na to. Przytrzymał je dłonią, ale nie wszedł.
–To prawda? – zapytał spokojnie.
–Idź stąd i nigdy nie wracaj – szepnęłam obojętnie.
–Maja, czy ty naprawdę nie umiałabyś ze mną być?
–Nie.
–A z nim?
–On mnie już nie chce. Nie zasługuję na niego. – Po moich policzkach spłynęły dwie krople. – Był dla mnie wszystkim, przyjacielem i wsparciem, a ja nie potrafiłam ofiarować mu zwykłej szczerości. Nic prostszego, a jednak dla mnie to było za wiele. Strach – podniosłam lekko głos. – To był strach, że odejdzie, że nie będzie mnie takiej chciał.
–Jakiej?
–Wybrakowanej. Nie każdy chce kobietę z dzieckiem i z tatusiem tego dziecka.
–Gdyby cię naprawdę kochał, to nigdy by nie pozwolił, żebyś wyglądała tak jak teraz.
–Po rozstaniu z tobą wyglądałam gorzej.
–Bo ja też cię nie kochałem tak, jak na to zasługiwałaś. Byłem egoistą, myśląc, że to ty masz się o mnie starać, nie odwrotnie. Teraz wszystko przepadło. Przepraszam cię. – Pogładził mój policzek i lekko się uśmiechnął. – Masz rację, nie nadaję się na ojca i nie będę domagał się od ciebie niczego. Jeśli chcesz, możemy to załatwić przez sąd. – Pokręciłam głową. – Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć, jak na dobrego kumpla.
–Nie ma takiej potrzeby. Nauczę się być sama. – Zaplatając ręce na piersiach, cofnęłam się o krok. – W końcu nie ja jedna. Dobranoc.
–Dobranoc. – Zniżył głos i odszedł kilka kroków. – Przepraszam, że cię spotkałem.
Nie odpowiedziałam, zamknęłam drzwi i przekręciłam w nich klucz. Do rana nie spałam. Wpatrywałam się w ekran telefonu, czekając na jedną wiadomość, ale jej nie otrzymałam. To była ostatnia noc w tym domu i w tym łóżku. Wdychałam głęboko znajomy zapach pościeli połączony z zapachem ciała Bartka. To był zapach mojego życia i szczęścia, zapach, którego już nigdy miałam nie poczuć.
Z samego rana zniosłam walizki na parter i przygotowałam Zosi śniadanie. Nie miała apetytu. Grzebała w talerzu i co chwilę na mnie spoglądała.
–A tata przyjdzie? – spytała cicho, odsuwając od siebie talerz z naleśnikiem.
–Chyba nie. – Powstrzymywałam płacz i upiłam łyk kawy. – Tata musiał wyjechać i nie wiem, czy zdąży wrócić.
–A dlaczego musimy się wyprowadzić?
–Bo to już nie jest nasz dom, kochanie. – Poprawiłam jej włosy i podsunęłam z powrotem talerz. – Będziemy miały inny, trochę mniejszy, ale blisko twojego ulubionego parku.
–A tata?
–A tata… – zawiesiłam głos i zmarszczyłam brwi. – Tata, jeśli tylko będzie chciał, to będzie mógł nas odwiedzić.
–A będzie chciał? – Na to pytanie odwróciłam głowę, bo nie mogłam znieść jej spojrzenia. Co miałam powiedzieć, że tata nas już nie kocha i nas nigdy nie zobaczy? Że przez pomysły mamy, tata już nigdy jej nie przytuli i nie powie, że ją kocha? Mógł mnie nienawidzić, ale czy mógł stracić uczucia do niej? Najwyraźniej, żeby przestać kochać dziecko, wystarczy przestać kochać matkę dziecka.
Do południa zebrałyśmy z domu wszystkie nasze rzeczy. Nie zabierałam niczego, co dostałyśmy w prezentach, nie uznałam tego za konieczność. Wystawiłam przed dom walizki i wróciłam po klucze do salonu. Ostatni raz rozejrzałam się po ścianach, na których było mnóstwo naszych wspólnych fotografii i na samo wspomnienie tego pięknego czasu zaczęłam płakać. Nie potrafiłam tak po prostu wstać i wyjść, zostawiając za sobą przeszłość. Kiedy usłyszałam za plecami kroki Zosi, otarłam oczy i złapałam ze stołu pęczek kluczy. Po zamknięciu drzwi odwróciłam się w stronę zaparkowanego samochodu i właśnie wtedy pod bramę podjechał Bartek. Zosia na jego widok aż zapiszczała, ale nie pozwoliłam jej podejść bliżej. Nie wiedziałam, czy on sobie tego życzył. Poczekałyśmy, aż sam do nas podejdzie i kiedy tylko to zrobił, Zośka mi się wyrwała i wręcz wskoczyła mu na ręce. Nie kryłam wzruszenia. Płakałam, ocierając co chwilę policzki, a kiedy mocniej ją objął, odwróciłam się i otworzyłam bagażnik. Kiedy walizki były już w środku, Bartek podszedł do mnie. Wyciągnęłam do niego dłoń z kluczykami i czekałam aż je weźmie.
–Zabrałaś wszystko? – Nie oczekiwałam czułego powitania, ale mógł chociaż powiedzieć cześć.
–Tak mi się wydaje. – Wyciągnęłam ręce po Zosię i trochę na siłę mu ją zabrałam. – Jeśli coś zostało, to nie fatyguj się, wyrzuć albo spal.
–Wynajęłaś coś, czy…
–Przestań, przecież wcale cię to nie obchodzi. Nie musisz udawać zatroskanego. – Odwróciłam się i posadziłam Zosię w foteliku. Nie przypięłam jej, zamknęłam tylko drzwi, żeby nie słyszała naszej rozmowy. – Przepraszam cię. Nie chciałam, aby tak się to skończyło. Myślałam, że najlepiej wiem co zrobić, że wszystko uda mi się ułożyć i nikt się o niczym nie dowie. Nie udało mi się. Masz rację, powinnam być lojalna, a nie byłam. Ja też miałam rację, bo Tomasz już zrezygnował z bycia ojcem.
–Przykro mi. – Spojrzał w szybę, za którą siedziała Zosia.
–Mi nie. – Starałam się uśmiechać. – Nabroiłam, poniosę tego konsekwencje. Jej mi szkoda, bo będzie jej trudno to wszystko zrozumieć.
–Majka, posłuchaj… – Urwał i otworzył drzwi auta. – Zosiu, skarbie, leć się chwilę pobawić, a ja porozmawiam z mamą.
Zośka przez chwilę tylko na mnie patrzyła, po czym niepewnie poszła w stronę ogrodu.
–Bartek, to nie ma sensu. Nie tłumacz mi niczego, nie zapewniaj, że mogę na ciebie liczyć i że będziesz się odzywał. Nie chcę, żebyś to robił. Jeszcze w tym roku wyprowadzimy się, prawdopodobnie do Wrocławia. Mam tam objąć stanowisko. Zośka raz dwa zapomni, a ja… – Podniosłam na niego wzrok. – Ja w końcu też zacznę żyć. Najwyraźniej tak miało być. Dziękuję za te cztery lata razem, za to, że pokochałeś Zosię. To wszystko moja wina. Nie przypuszczałam, że to się tak posypie przez jedną głupią tajemnicę. Żałuję. Cholernie żałuję, bo nikt nigdy nie będzie dla nas ważny jak ty. – Dostrzegłam w jego oczach łzy i od razu przeniósł wzrok na bawiącą się w ogrodzie Zośke.
Kiedy się do niej odwróciłam, poczułam na nadgarstku uścisk. Nie poruszyłam się. Opuściłam głowę i zacisnęłam wargi, nie chcąc pozwolić sobie na płacz. Bartek mnie nie puścił, pociągnął mnie do siebie trochę bardziej, a gdy się do niego odwróciłam, objął mnie ramieniem i mocno przytulił. Nie dałam rady dłużej. Płakałam w głos, trzęsąc się i krzycząc, a jego ręce coraz mocniej się na mnie zaciskały.
–Nie odchodź – szepnął i wtulił mnie w siebie jeszcze bardziej. – Przeprasza za wszystko, za to, co przeszłaś w ostatnim czasie, nie powinienem do tego dopuścić. – Schował mnie w swoich ramionach i nawet na chwilę nie poluźnił uścisku. – Kocham cię. – Oparł usta na mojej skroni. – Kocham cię i zawsze będę kochał. Ciebie i Zosię uwierz mi. Chcę być dla niej ojcem, dlatego… – Odsunął mnie od siebie i klęknął na jedno kolano. Zaniemówiłam i natychmiast przestałam płakać. Po prostu patrzyłam jak wyjmuje z kieszeni czerwone pudełko  i otwarte podał mi. – Chciałbym… – Przestał na chwilę mówić i poczekał, aż dobiegnie do nas Zosia. – Chciałbym was prosić, abyście już zawsze ze mną były. Żebyście nigdzie nie wyjeżdżały. – Spojrzał na Zosię. – Chciałbym cię prosić o rękę twojej mamy, pozwolisz? – Zośka z uśmiechem przytaknęła, a Bartek spojrzał na mnie. – A ciebie, kochanie, chciałbym prosić o rękę i o Zosię.
–Co? – Zmrużyłam oczy.
–Czy pozwolisz mi na sądowe uznanie Zosi za moją córkę? – Na jego słowa moje usta same wygięły się w uśmiechu, a z oczu pierwszy raz od tygodnia spłynęły łzy szczęścia.
–Tak – wydukałam przez łzy.
–Tak, wyjdziesz za mnie, czy tak, chcesz mnie na ojca Zosi? – Zaśmiał się i wstał z kolan.
–Tak i tak. – Wciąż płakałam i nie potrafiłam przestać. Otarł moje policzki, po czym wyjął z pudełka pierścionek i wsunął mi go na palec. Nawet na niego nia patrzyłam. Objęłam Bartosza za szyję i mocno przytuliłam. Znów było mi dobrze, znów czułam się kochana i potrzebna.
–Przepraszam za wszystko – wyszeptałam.
–Nie wracajmy do tego, ważne, że jesteś. Ja też nie pomyślałem, że nie czułaś się przy mnie pewnie. – Chwycił moją twarz i przez chwilę patrzyliśmy sobie w oczy. Też płakał i jeszcze bardziej mnie tym ujął.
–No całujcie się – odezwała się Zosia i z głośnym śmiechem złączyliśmy nasze usta. Było wyjątkowo, było zmysłowo i czule. Tak, jak chciałabym już zawsze go całować. Nie liczyłam chwil, nie zastanawiałam się nad przyszłością. Czerpałam garściami z tego, co po burzy przyniósł mi los. W jednej chwili mogliśmy wszystko stracić i w tej samej chwili dotarło do nas jak wiele i niewiele potrzeba nam do życia.

Koniec

Krótka historia o miłości [Zakończona]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz