|| #kaeyaalberich #comfort #fluff
---
Dłonie mężczyzny były tak zimne jak Kaeya we własnej osobie.♪ I've asked you to stop and go
I've burnt all my feelings so
So I can no longer see
The damage I've left in here ♪
Zawsze starałaś się być blisko z kapitanem Knights of Favonious. Kaeya miał w sobie zdecydowanie niewiele pokory. Był arogancki, pewny siebie i nie przejawiał swoich emocji. Natomiast znany był ci jeden czuły punkt Kaeyi –gdy wypijał spore ilości trunków był inny, nie do poznania inny. Dzisiejszy wieczór był tego idealnym przykładem.
Jego błękitne oczy wydawały się być mętniejsze niż zazwyczaj. Większość ludzi w Mondstadt, a także członkowie Knights widzieli w nim tylko nonszalanckiego mężczyznę– zajmującego się tylko własnym wyglądem i kobieciarza.
Było w tym ziarno prawdy. Jak w każdych plotkach.
Ty jednakże nawet w jego mętnym oku umiałaś dostrzec błysk. Błysk i uczucia, których nikt inny jak dotąd nie umiał dostrzec. Właśnie dlatego Kaeya był dla ciebie wyjątkowy, a ty byłaś wyjątkowa dla Kaeyi.
♪ I still ask
Where did your love go?Is it real?
Is it here? ♪
Tawerna nie była zatłoczona dzisiejszego wieczoru. Prócz ciebie i Kaeyi był oczywiście Diluc, nie mogło by się bez niego obyć. Siedząc naprzeciwko granatowowłosego zastanawiałaś się nad doborem odpowiednich słów. Ciężko było ci wypowiadać to, co dokładnie miałaś na myśli. Kaeya był dokładnie taki sam – szczere słowa niebyły jego najmocniejszą działką.
Niespodziewanie mężczyzna chwycił twoją dłoń, a ty nareszcie zabrałaś swój wzrok z podłogi. Gdy tak gwałtownie dotknął twojej dłoni spojrzałaś mu w oczy, a Kaeya patrzył się na ciebie poważnym wzrokiem, bez swojego tradycyjnego aroganckiego uśmieszku. Trzymał swoją rękę na twojej, jak zawsze miał swoją rękawiczkę.
-Y/N. Chodźmy z tąd. - zaczął doniośle. Wydawał się być bardzo stanowczy.
Wraz z Kaeyą opuściliście tawernę i zaczęliście opuszczać pięknie oświetlone centrum Mondstadt. Jego ciemnochabrowe włosy błyszczały w świetle okolicznych lamp. Gdy szłaś przy kapitanie dość zauważalna była wasza różnica wzrostu.
-Gdzie idziemy? -zapytałaś.
-Zobaczysz. Przysięgam, że cię nie zawiodę. - odparł.
Było już ciemno, a Kaeyi nie zdarzało się zabierać cię w miejsca, o których nie miałaś pojęcia.
-Kaeya, co się do cholery dzieje? Nie zachowujesz się jak zawsze. Jesteś...przygaszony, ale tylko przy mnie. Unikasz, ale tylko mnie. Mógłbyś mi to nareszcie wytłumaczyć? Myślałam, że możemy być dla siebie oparciem, że się rozumiemy. - w końcu pozbierałaś słowa, które chciałaś z siebie wydusić od jakiegoś czasu.
Zatrzymałaś się, aby wypowiedzieć kwestię, która od dłuższego czasu nie dawała ci spokoju.
Mężczyzna prychnął i odwrócił się w twoją stronę. Jego oczy nawet w blasku świecącego księżyca były smętne.
Kaeya nie był pewny siebie w szczerych słowach. Podszedł do ciebie, uniósł twój podbródek. Wasze twarze dzieliły tylko centymetry odległości, a oddechy były jednością.
Kaeya nie był nonszalancki gdy przyszło mówić o swoich uczuciach, więc złożył głęboki pocałunek na twoich szorstkich ustach, który bez zastanowienia oddałaś. Nie dzieliła was już żadna granica.
Gorzka, ale słodka za jednym razem. To opisywało twoją miłość z Kaeyą, który ukrywa się za swoimi kłamstewkami tak słodko i boleśnie, nie pozwalając nikomu poznać swojego prawdziwego ja. Nikomu poza tobą. Żadne z was nie umiało mówić o swoich uczuciach, żadne z was nie zaznało miłości której potrzebowaliście, dlatego możecie być dla siebie wzajemnym oparciem.
--
|| yoo ja jeszcze zyje