🍄one-shot🍄

1.5K 50 32
                                    

Młody lis trzymając swój notatki, szedł przez gąszcz. Kolejny dzień badań nieopisanych wcześniej gatunków grzybów. Tighnari miał świadomość, że to co robił było lekkomyślne i dosyć głupie, ale kto to zrobi jak nie on? Chciał się poświęcić w imię nauki, chociaż nie do końca podobało mu się umrzeć od zjedzenia jakiejś trującej roślinki.
Nie raz doświadczył silnych halucynacji, które przechodziły dopiero po kilku dniach.
Szedł głęboko w las, chcąc dotrzeć do jeszcze nieodkrytych egzemplarzy.
Jego ogon lekko się kołysał z każdym krokiem, a uszy wychwytywały najciszchy dźwięk.
Był czujny. Nawet wyciągnął swój łuk, chcąc być gotowy na czyhające niebezpieczeństwa.
Oprócz wbicia kilku strzał w potwory nic niezwykłego się nie stało.
Uparcie szedł dalej, odginając nieznośne gałęzie.
Tutaj dochodziło naprawdę mało świtała.
W końcu wypatrzył pomiędzy korzeniami to czego szukał.
Przekartkował szybko notatnik, chcąc się upewnić że nie ma go już spisanego.
Czerwony, z dziwną blaszką grzyb. Było ich kilka obok siebie.
Tighnari usiadł naprzeciwko i naszkicował go z najmniejszymi detalami.
Niespodziewanie usłyszał szelest... Brzmiało to jakby ktoś szedł w jego kierunku. Możliwe cicho, skradał się? Jednak roślinność była tak gęsta, że co chwilę zaczepiał gałęzie lub liście. Tighnari słyszał wszystko.
Wstał, sięgając po łuk.
- A więc tutaj jesteś.- Usłyszał znajomy głos i opuścił łuk.
- Co tutaj robisz?- Spytał zaskoczony, wpatrując się w białowłosego mężczyznę.
- Wpadłem zobaczyć co u Collei.- Oznajmił.
Tighnari zmarszczył brwi.
- Cieszę się, że pan generał w końcu znalazł dla nas czas...- Mruknął, znów siadając przy grzybach.
- Collei powiedziała, że ruszyłeś w teren. Chciałem cię znaleźć i spędzić z tobą trochę czasu...- Powiedział, siadając obok lisa.
- Nie przeszkadzaj mi w badaniach.- Machnął ręką i sięgnął po grzyba.
- Mi się wydaje czy jesteś na mnie zły?- Spytał, śledząc jego ruchy.
- Wcale.- Zapewnił.
- Tak się cieszę. Może chciałbyś usłyszeć żart?- Przysunął się bliżej.
- Cyno, musisz?- Spytał żałośnie.
- Tylko jeden. Taki adekwatny. Wiesz... Jak się śmieje las?- Odczekał chwilę.- Mech, mech, mech...- Dokończył święcie przekonany, że był zabawny.
- Twoje żarty są jeszcze gorsze niż pamiętam...- Stwierdził, wąchając egzemplarz czerwonego grzyba.
Zapisał w zeszycie jego zapach i jaki jest w dotyku. Był miękki i miał deliakny, słodki zapach.
- Ty naprawdę chcesz go zjeść?- Spytał.
- Uh... Jesteś tutaj. Jak mi się coś stanie to mi pomożesz.- Wzruszył ramionami. - Albo zapiszesz, że jest śmiertelnie trujący.- Spojrzał na przyjaciela.- Nie rób takiej miny, nic mi pewnie nie będzie.- Dodał, widząc jego zmartwioną twarz.
Polizał go i w końcu ugryzł. W smaku... Nie miał samku. Po chwili zaczął go szczypać w język, a po za tym nie był jakoś niezwykły.
Cyno w napięciu czekał na coś co miało się stać. Odetchnął z ulgą gdy po chwili Tighnari zaczął w najnormalniejszy sposób go opisywać w notatniku.
- Wracamy?- Spytał, wstając.
- Tak.- Lis schował zeszyt i podniósł się.
Nagle poczuł jakby ktoś zabrał mu powietrze. Upadł na kolana, próbując złapać oddech.
- Tighnari!- Cyno klęknął przy nim, nie wiedząc jak mu pomóc.
Na szczęście po chwili wszystko minęło.
Czarnowłosy usiadł na ziemi, ocierając załzawine oczy.
Od razu szakal się do niego przytulił.
- Nic mi nie jest.- Zapewnił, jednak znów poczuł jakby powietrze wokół się zmieniło. Było gorąco. Starsznie gorąco.
- Nie wyglądasz najlepiej...- Stwierdził, odsuwając się.
Wyciągnął bukłak i podał go lisowi.
Przyłożył dłoń do jego czoła.
- Jesteś rozpalony.- Oznajmił, zaniepokojony.
Wziął go na ręce i ruszył w stronę wioski.
Miał nadzieję, że ten grzyb nie był śmiertelny.
Teraz żałował, że nie mógł dla nich... dla niego znaleźć nigdy czasu. Ale praca generała była wymagająca, a przynajmniej tak sobie tłumaczył.
Czuł się naprawdę źle, trzymając ledowo przytomnego przyjaciela.
Bał się, że gdy Tighnari zamknie oczy już ich nie otworzy.
- C...Cyno...- Zaczął cicho.
- Nie wysilaj się.- Uciszył go.
- Cyno, chcę... chcę twojego mięsa...- Szepnął.
- C...co?- Spojrzał na lisa, nie do końca wiedząc co ma na myśli.
Grzyb powoduje zapędy kanibalistyczne?
- Chcę twojego kutasa, pragnę go. Błagam.- Dodał szybko, niczym zniecierpliwione dziecko.
- Tighnari, wytrzymaj. Dostaniesz lekarstwo w wiosce.- Zapewnił, próbując opanować czerwone policzki.
Nigdy nie spodziewał się takiego śmiałego wyznania i o wszystko obwiniał dziwnego grzyba.
- Cyno...- Westchnął, spragniony. A mężczyznę przeszły dreszcze.
Może... Może on ma rację? W końcu Tighnari miał większe doświadczenie i może wiedział co mówi...? Cyno nie spędzał dużo czasu w lesie i wcale nie badał grzybów i ich głupich działań. A lis robił to codziennie.
- Jesteś pewny?- Zatrzymał się.
- Tak, pewny. Weź mnie.- Poprosił błagalnie.
Czuł palące pożądanie, a zimna skóra przyjaciela prowokowała go bardziej.
Jego skąpy strój... Jego mięśnie... Jego silne ramiona...
Cyno postawił ostrożnie czarnowłosego, a ten od razu poleciał na przyjaciela.
Objął go, sunąc dłońmi po jego nagiej skórze.
- Bardzo cię potrzebuję...- Szepnął, całując go w usta.
Szakal nie wiedziała co zrobić. Krępował się zachowaniem przyjaciela, ale był gotów zrobić wszystko, byle by wyzdrowiał.
Zadrżał gdy ręce lisa, znalazły się nisko... Za nisko. Na jego...
Tighnari z uśmieszkiem ściągnął jego spodnie.
Zaczął dotykać jego przyrodzenia, szybko poruszał dłonią, cały czas go całując.
Nieporadnie wpychał język w jego usta, a Cyno starał się go usatysfakcjonowanować.
- Jest taki mięciutki...- Szepnął, klękając.
Polizał go i z prawdziwą przyjemnością wziął go do ust.
Białowłosy zakrył usta, nie chcą jęczeć.
- Taki dobry...- Westchnął, a Cyno zrobił się czerwony.
Czuł jego gorące podniebienie i mokry język. Nigdy tak naprawdę nie doświadczył takiej przyjemności.
Nie minęła chwila, a stanął mu.
Był gotowy i tak samo spragniony.
Tighnari jednak nie zamierzał przestać. Nadal go ssał.
Niespodziewanie Cyno poczuł jego zęby... Lis zacisnął je na jego przyrodzeniu, przegryzając je do krwi.
- Tighnari!- Krzyknął, odpychając przyjaciela.
Czarnowłosy upadł na ziemię, oblizując się. Wykorzystując to że już leżał, rozłożył nogi. Ale Cyno już nie zamierzał mu ulegać.
Spojrzał na niego wściekły i sięgnął po bandaże. Opatrzył się, cały czas przeklinając pod nosem. Ubrał się.
Złapał lisa za kaptur i zaciągnął go do wioski, uparcie ignorując jego błagania.
Był zły na niego, ale też i na siebie.
Po kilkunastu długich minutach w końcu oboje dotarli do wioski. Od razu zaciągnął go do domu.
- Cyno, co się stało?- Podbiegła do nich Collei i spojrzała zmartwiona na lisa.
- Zjadł trującego grzyba. Powinno mu przejść.- Wyjaśnił.
- Oh, przyniosę coś na zbicie gorączki.- Oznajmiła i pobiegła po jakieś zioła.
Szakal położył przyjaciela na łóżku. Zostawił go pod opieką Collei. Nie chciał już go dzisiaj oglądać.

Następnego dnia Tighnari czuł się znacznie lepiej i niczego nie pamiętał od momentu gdy zaczął mieć duszności.
- Collei, czemu Cyno tak dziwnie chodzi?- Szepnął do dziewczyny.
- Oh, prawdopodobnie został ranny gdy byliście w lesie.- Wyjaśniła.- Nie był tego opatrzyć, więc pewnie to nic poważnego.- Dodała.
- Chodzi jak pokraka i nic poważnego?- Prychnął. - Hej, Cyno. Co ci się stało?- Spytał, podchodząc do szakala.
- Hm?- Spojrzał na niego, marszcząc brwi.
- Boli cię coś? Collei mówiła, że zostałeś ranny.- Spytał, wpatrując się w niego.
- Ta, ale nie ważne.- Machnął ręką, odwracając głowę.
- Mogę wiedzieć co się stało?
- Ugryzłeś mnie...- Mruknął niezadowolony.- Ugryzłeś mnie w penisa.- Sprecyzował ciszej.
- Bardzo śmieszne.- Prychnął, uznając że mężczyzna po prostu nie chce o tym rozmawiać.

-------------

To tyle

Dziękuję za uwagę

Bardzo Śmieszne | cynonariOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz