San przez pare dni unikał Erwina, co skutkowało gorszym stanem zdrowia, wyglądu i zadbania o siebie młodszego. W pewnym momencie Nicollo przerażony tym, że Erwin zaraz umrze poszedł do Włocha i wyciągnął go z domu, używając oczywiscie siły, aby pogadał z nim. Po resztą Nico nie jest zdolny do oddania mu od tak swojej krwi i pozostania jego żywicielem, bo przecież Erwin strasznie przywiązywał się na choćby tydzień do czyjejś krwi. Thorinio po namowach pojawił się w mieszkaniu swojego brata i wszedł bez pukania, wiedział że może się wszystkiego spodziewać i miał racje. Zastał Knucklesa śpiącego na kanapie z telefonem w dłoni, który jest o krok od zaliczenia spotkania z podłogą, zrezygnowany podszedł bliżej do niego i kucnął.
— Erwin? Wstawaj nie śpij, warsztat trzeba otworzyć... — szturchnął go w ramię — musisz też coś zjeść mały... słabo wyglądasz.
— San? Masz może użyczyć krwi? — Mlasnął czując suchość w gardle i pustości żołądka. — Czuje że zaraz zejdę i to pierwszy raz nie przez narkotyki.
— Wiesz że się szybko uzależniasz od cudzej krwi na jakis czas, po resztą nie mogę ci dać mojej... — westchnął — masz zapasy w lodówce? — Siwowłosy skinął głową leżąc dalej i mamrocząc coś pod nosem.
San szybko wygrzebał z dna lodowki krew nijakiego Andrewa i wręczył woreczek chłopakowi siadajac obok. Knuckles zaczal zachłannie pic odzyskując choc troche swoich kolorow, a jego złote oczy zrobily sie krwistoczerwone. Rzucił pusty worek na podloge i jeknal, mlaskajac.
— Beznadziejna ta krew — obliczał zeby — mdła. Za dlugo leżała, zbyt dlugo. Co z tym Grześkiem? — Rzucil bez zastanowienia.
— Nico z nim gadal, wszystkie informacje masz spisane i rzucone w biurze, zostawil ci je gdy spałeś. Caly ten czas.
— Och, podziękuj mu ode mnie, jest niesamowity. — Usmiechnal sie niezręcznie i wstal.
San pokrecil glowa widzac brudny czarny tshirt z tylu od krwi i te jedne cholerne za luzne dresy. Typowy Erwin stanu gorszego, co mogl poradzić sam go tak wychowal... gdy tylko wrocil z paroma kartkami usiadl obok przegladajac je. Usmiechnal sie i polozyl je na stoiliku.
— Hej San, naprawde przepraszam za to ostatnio nie myslalem ze to jest az tak poważne. No ze wiesz mozna zginac... — przegryzł wargę — wybacz mi naprawde...
— Erwin, wybaczyłem ci... — Zasmial sie biorac go pod ramie — mam nadzieje ze chociaz bedzie warto.
Erwin zasmial sie glosno probujac wyrwać sie z uscisku włocha. Jest mu naprawde wdzieczny za wszyetko, warto bylo mu zaufac. Thorinio przytulil go mocniej, ignorowal fakt czterech gotowych kresek leżących na stole, jakby czekały na Erwina, uśmiechnął się delikatnie. Pomoc Knucklesowi, pomógł jak tylko mógł, stara się jak najbardziej dbać o niego. Zmrużył oczy patrzac jak młodszy czai się na coś, szturchnął go delikatnie i spojrzał pytająco.
— Mam pomysł. Genialny! — Krzyknął i wstał, szukając czegoś w szafce — wiesz, że Labo załatwił te plany kasyna co nie? Mógłbyś mi pomóc w jednej rzeczy! — Wyjął kartkę i zrzucił pare rzeczy ze stolika.
— Mógłbyś je chociaż spróbować odłożyć — westchnął i wziął je poodkładał — więc? Pokazuj co masz na myśli.
— W sobote, moglibyśmy złapać się na weekend żeby było więcej zakładników i sami ich byśmy nie musieli szukać. Pojedziemy w siedmiu, czterech dół, trzech górą...
CZYTASZ
raspberry chocolate - morwin.
Fanfiction„On pachniał jak najdroższa i najlepsza czekolada, w sensie jego perfumy. To jest naprawde pociągające" Erwin mimo bycia „tym" sobą, czyli największym skurwysynem i dupkiem jednak pokazal emocje. Albo po prostu kochał czekoladę malinową. ahmennths...