Rozdział 3

391 42 7
                                    


Fabio Rao

Nowy Jork. To miasto przez całą dobę tętni życiem. Zawsze, gdy tu przebywam czuję, jakby w jego podziemiach biło prawdziwe serce. Jego energia sprawia, że ma się ochotę podbić świat. Tylko co tu podbijać, gdy i tak większość już należy do mnie.

Uwielbiam tu wracać. Ameryka jest zupełnie inna niż Europa. Inny świat, inni ludzie, inne kobiety. Czy lepsze, tego nie mogę w stu procentach przyznać, ale mam wrażenie, że są bardziej wyluzowane.

Przyleciałem tu raptem kilka dni temu, a już mógłbym przebierać w chętnych panienkach. My, Włosi, już tak mamy, że gdzie byśmy się nie pokazali, to kobiety niemalże mdleją na nasz widok. Jedynie włoszki nie bardzo podzielają ten zachwyt i wyjeżdżają w świat w poszukiwaniu szczęścia i lepszych mężczyzn, mając takich jak choćby ja pod nosem.

Nie po to jednak odwiedziłem ten kontynent. Mam tu ważne interesy do załatwienia i nie w głowie mi tym razem przelotne romanse. Miłość w moim przypadku, to niezbyt dobry pomysł. To nikomu niepotrzebne do życia uczucie sprawia, że człowiek tracił czujność i robi się miękki. A ja taki nie chcę być.

Jadąc przez zatłoczone ulice Nowego Jorku, podziwiam wszystko przez przyciemnione szyby mojego samochodu. W pewnym momencie z wieżowca po prawej stronie wybiega kobieta. Płacze, kompletnie nie zwracając uwagi na to, co się wokół niej dzieje. Pędzi na oślep, na złamanie karku, jakby była nieśmiertelna. Wszystko dzieje się w ułamku sekundy, a ja mam wrażenie, jakbym oglądam film w zwolnionym tempie. Nie wiem nawet kiedy kobieta znajduje się centralnie przed moją maską. Nie mam szans na reakcję.

– Cholera! – Udaje mi się jednak w porę wyhamować. Dziewczyna jednak z wrażenia przewraca się na rozgrzany asfalt, uderzając lekko głową o przód auta. – Kurwa! – Wybiegam w jednej chwili z samochodu, zastając ją opartą o zderzak. Jęczy z bólu i trzyma się za łokieć. Dziwne, myślałem, że przywaliła głową. – Nic ci nie jest?

– Nie wiem. – Pierwsze, co uderza mnie z potężną siłą, to jej uroda. Jest piękna. Ma długie, blond włosy i ubrana jest bardzo elegancko, jakby wracała z jakiegoś ważnego spotkania. Może nie dostała wymarzonej pracy? To nie powód do łez. – Przepraszam. Nawet nie zauważyłam, że wybiegam na ulicę. – Gdy spogląda na mnie, przepadam w błękicie jej oczu, które są niespotykanie, niemalże turkusowe. Nie jestem pewny czy to soczewki kontaktowe czy rzeczywiście ma tak piękne tęczówki.

– Chodź, pomogę ci wstać. – Podaję jej obie ręce i podnoszę do góry. Wokół nas zdążyło zebrać się sporo gapiów. Jak zawsze przy takiej okazji węszą sensację. Muszą mieć naprawdę nudne życie, skoro zachwycają ich trupy na ulicach. Tym razem niestety musieli się rozczarować. Dziewczyna żyje, co jest dla mnie najlepszą wiadomością tego dnia. Nie chciałbym zabijać nikogo przypadkowego.

Chwytam ją w pasie, a w drugą rękę zgarniam z asfaltu szpilki, które spadły jej z nóg, gdy uderzyła w mój samochód. Słodki zapach jej perfum oplata mnie swym niewidzialnym ramieniem, co wyzwala dziwne uczucie ciepła w dole brzucha.

– Dziękuję...– Tylko tyle udaje się jej powiedzieć, zanim zemdleje. Nie zastanawiając się nad konsekwencjami, biorę ją na ręce i wsadzam do auta. Wyglądam przy tym zapewne jak porywacz, ale szczerze, mam to gdzieś.

– Przyjedź do mojego apartamentu, potrzebuję lekarza. – Z drogi dzwonię do zaufanego doktorka, którego znam od lat. Mam w tym mieście mieszkanie i prowadzę tu interesy. Bywam w Nowym Jorku naprawdę często, traktując go jak mój drugi dom. Nie znoszę szpitali, więc nawet nie wchodzi w grę, żebym tam pojechał. Zadają zawsze za dużo niezbyt wygodnych pytań. Mój doktorek jest dyskretny, za to mu w końcu płacę niemałe pieniądze. Dziewczyna tylko zemdlała ze stresu, więc nie narażam jej na żadne niebezpieczeństwo. Nie zostawię jej tez na ulicy. Aż takim bydlakiem nie jestem.

UwikłanaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz