Wstęp

56 2 0
                                    

!Uwaga opowiadanie zawiera/może zwierać wulgaryzmy, przemoc fizyczna i psychiczna, pedofilie, sceny gwałtu!

Ciepłe promienie gwiazdy oświetlały wysoką budowlę, znajdującą się pośród gęstego lasu. Ogrody Eden — bo taką nadano im nazwę — wyglądały jak zawsze urodziwie, w końcu nie mogły inaczej. Trzeci krąg był Jego ulubionym miejscem, Jego własnością, Jego skarbem, a raczej kufrem, który posiadał w swoje kolekcji same najpiękniejsze okazy. Należały tylko do Niego i z ogromną chęcią chwalił się nimi; uzyskanym podczas niezliczonych podróży po Chaosie, a szczególnie tym jednym, najbardziej rzadki, który nigdy nie był tworem Boskim czy też tworem Pierwszego. Stworzony przez Chaos, energię, która zawsze Jest, energię, która jest Wszystkim.

Dziecko chmur.

***

Intensywnie spoglądała na skrzydła motyli, które mimo braku światła mieniły się w cieniu intensywną pomarańczową barwą. Owady upodobały sobie zgniłe jabłka, które jakiś czas temu ze zniechęcenia jadła. Smakowały tak jak zawsze, tak samo słodkie, tak samo soczyste i delikatne. Jednak tylko one nigdy nie miały ich dość, nawet rozkład był dla nich ucztą.

— Tak bardzo cię interesują? — Jedno z jabłek zostało gwałtownie rozgniecione przez Jego czarne jak smoła obuwie.

Podniosła szybko wzrok, nigdy nie umiała przewidzieć kiedy przyjdzie, tylko On w całej tej przestrzeni mógł ją zaskoczyć.

— Panie.

— Spokojnie, nie będę długo. — Ruszył przodem.

Nie zawsze można było go dostrzec, jego obecność objawiała się niczym wizje, tylko wyobraźnia ukazywała części jego złudnego, niby materialnego ciała, które wbijały się w głowę tak mocno i intensywnie, powodując przy tym nudności. Jego słowa roznosiły się dookoła zakłamaną przyjemnością, nigdy nie zdradzając swojego położenia. A jednak wiedziała, że kierował się do świątyni, w końcu przyszedł, a to oznaczało, że pragnął z nią rozmawiać. Pochyliła głowę, by nie doświadczać tych uporczywych wizji, kiedyś nie gardziła nimi, chciała je widzieć, aby ujrzeć Jego formę, niestety Jego oblicze nigdy nie wyglądał tak samo. Teraz pragnęła, aby przestał, nie chciała patrzeć, nie chciała tego czuć, ale On to uwielbiał, złościł się gdy nie był zadowalany. Usadowił się na swoim miejscu, które było skierowane w stronę przyjętego przez Niego wschodu.

— Mirae. — Słowo rozbrzmiało nadwyraz delikatnie.

— Tak Panie? — Usadowiła się na marmurowej podłodze obok Jego obecności.

Złote obręcze drażniły jej skórę, uciskały i tworzyły otarcia, jednak nigdy nie były zdolne stworzyć na jej skórze ran, zadbał o to. Przeszyły ją dreszcze od zimna płytek, które stykały się bezpośrednio z jej nagim ciałem, nie lubiła tego, ten chłód przywoływał zbyt dużo wspomnień.

— Podoba ci się mój ogród? — Jego uwaga skupiła się na ustach istoty, wyczekując odpowiedzi.

Pragnął jej, pragnął wiedzieć i tak samo pragnął być zadowalany.

— Oczywiście Panie. — Wiedziała, co odpowiedzieć w końcu niejednokrotnie przekonała się o tym na własnej skóry.

Tak, zadowoliła Go tymi słowami, zadowoliła Jego nadwymiar nadęte ego, które gdyby mogło, wylewało się poza nigdy niepoznane granice Chaosu. Rozpieszczone dziecko, które wszystko mogło, które wszystko dostawało i nie wolno było się sprzeciwić, oj nie wolno.

— Pamiętam, jak cię zabrałem... Dobrze postąpiłem. — Zadowalał sam siebie. 

W pogoni za chmurami: bóg przestrzeniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz