Rozdział 9

6.7K 544 58
                                    

*Jill*

Przez bardzo długi czas nie miałam pojęcia, co się ze mną dzieje. Nic nie czułam. Nic nie słyszałam. Nie mogłam się ruszyć. Jedyne co mogłam, to myśleć. Chociaż wolałabym jednak tego też nie robić.

Najgorsze było to, że nie miałam nawet uczuć. Nic! Stałam, leżałam lub unosiłam się w powietrzu. Nawet nie wiem co robiłam. Wiem tylko, że było ciemno. Albo jasno...

Tego też nie byłam pewna!!!!

Straciłam rachubę czasu.

Jednak w końcu zaczęłam słyszeć...
Słyszałam czyjeś głosy... jakąś rozmowę... Ale wszystko co mogłam usłyszeć to tylko pojedyncze, niewyraźnie słowa.

...co... czy... nie... halo... wracaj... zostawiaj... JILL...

Moje imię odbiło się echem po mojej głowie. Kto je wypowiedział? Tego nie wiedziałam.

Nagle usłyszałam coś jeszcze. To nie był głos z zewnątrz. Coś mówiło w moim umyśle...

Słyszysz mnie???....

Odpowiedz....

Przeszedł mnie dreszcz... W końcu coś poczułam. Chciałam otworzyć oczy... powoli... bez pośpiechu... może się uda...

Wydawało się, że moje powieki ważą kilka ton.

Mimo wielkiego wysiłku nie udało mi się otworzyć oczu. Nie miałam na to siły.

Zaczynałam powoli czuć resztę mojego ciała.

Szyja... ramiona... ręce...

Chwila... coś mnie trzyma za rękę.

Użyłam całej mojej siły i lekko poruszyłam palcami.

Usłyszałam czyjeś śmiechy i głośne rozmowy. Nie rozumiałam większości słów.

-Dobra Jill... poruszyłaś się. Teraz otwórz oczy. - powiedziałam do siebie w myślach.

Próbuje... Nie udaje się. Jeszcze raz!... Też nic z tego.
-Dasz radę. Dasz radę! - powtarzałam.
Po wielu próbach udało mi się lekko otworzyć oczy. Widziałam wszystko jak przez mgłę. Tylko plamy. Najwięcej czerni i bieli.

Jak już zrobiłam tyle, muszę spróbować coś powiedzieć.

Otworzyłam usta, z których wydobył się cichy jęk.

Poczułam, że coś, co mnie trzymało zwolniło swój uścisk.

Zaczęłam coraz lepiej widzieć. Plamy zamieniały się powoli w jakieś kształty.

Rozmowy stały się coraz bardziej zrozumiałe.
-Udało się!
-Jak to?
-Nie wierzyłam...

Podniosłam rękę. Ktoś jednak ponownie ją położył. Z tego co mi się wydawało leżałam na łóżku albo kanapie.

Coraz lepiej widziałam. Mogłam rozpoznać wszystko, co znajdowało się blisko mnie... lampa, poduszka,mnóstwo osób, twarz...A tak właściwie ktoś bez twarzy.

- S-s-slen-n-der-r??? - powiedziałam cicho.

Tak. Brawo. Udało ci się. Żyjesz. Czy możesz ruszać nogami?

Ja na te słowa poruszyłam stopą.

Dobrze... bardzo dobrze. Chcesz wstać?

Nie miałam pojęcia, czy chcę to zrobić. Nie dam rady... Jednak coś muszę w końcu zrobić... pokiwałam twierdząco głową. Czyjaś ręka podparła mi głowę. Powoli zaczęłam siadać. Nie było to łatwe. Dalej wydawało mi się, że moje ciało jest strasznie ciężkie.

Po dość długim staraniom udało mi się usiąść. Rozejrzałam się po pokoju.
Było tam bardzo dużo osób. Wszyscy psychopaci ( jak mogło być inaczej... )
Zorientowałam się, że jestem w domu creepypast.

Wszyscy zaczęli do mnie podchodzić. Dalej byłam w niezłym szoku, dlatego nie odpowiadałam na zadawane mi pytania.

- C-co s-się stał-ło... - wyjąkałam.

Nie mam pewności, ale chyba zostałaś opętana przez Z A L G O... I żyjesz... co się nie zdarza po czymś takim.

- D-dobrze. A-ale kto mnie tu-u prz-niósł...

W tym momencie ktoś wszedł do pokoju.
- Obudziła się?!
Rozpoznałam ten głos.
-J-Jack... - powiedziałam bardzo cicho.
- Hahahaha!!!! Żyjesz! - krzyknął w odpowiedzi.

Popatrzyłam na Jacka z wdzięcznością. Uratował mi życie już cztery razy...

-D-dzięki... - powiedziałam i spróbowałam wstać.
Nie powinnaś tego robić.
- S-spokojnie. Dam radę. - odpowiedziałam.

Usiadłam na skraju łóżka. Teraz albo nigdy! Jednym ruchem zeskoczyłam na podłogę. - Dobrze, już stoję. Teraz trzeba się ruszyć- pomyślałam. Zrobiłam jeden bardzo niepewny krok do przodu. Niestety, moje nogi nie wytrzymały i upadłam. Albo tak właściwie prawie. Tuż przed upadkiem złapał mnie Laughing Jack.
-Dzięki... - powiedziałam lekko zawstydzona. W końcu prawie przytulałam Jacka w obecności wszystkich creepypast...

Czy aby na pewno chcesz gdzieś iść?
- Tak. Chcę iść do łazienki. - powiedziałam i popatrzyłam na Slendera. Jack stwierdził, że mi pomoże, a po całym pokoju przeszedł dziwny szept.

Chłopak wziął mnie za rękę i powoli zaprowadził do łazienki. Weszłam do środka. To co zobaczyłam, albo raczej nie zobaczyłam w lustrze nieźle mnie przeraziło. Nie miałam... odbicia!
-Slendy!!!- krzyknęłam.
Po chwili mężczyzna stał przy mnie. Gdy popatrzył na mnie, a następnie na lustro trochę się zdziwił... no dobra bardzo...
Hmm... dziwne... to chyba przez Zalgo...
-Czemu tak się dzieje!- krzyknęłam. (W końcu miałam na to siły)
Myślę, że nie jesteś już człowiekiem...
- To kim?

Wszystko wskazuje na to, że Zalgo przez przypadek przekazał ci trochę swojej mocy. Nie mogę stwierdzić kim lub czym jesteś... wiem tylko, że musisz spróbować zapanować nad tym.
- Ale jak! Nawet nie wiem co potrafię!
Spokojnie... jestem pewien, że niedługo się przekonasz...

--------------------------------------------

Dobra dobra... wiem wiem... Nie powinnam teraz do was pisać... W końcu chyba nikt nie czyta tych informacji...
Ale muszę wam podziękować za ponad tysiąc wyświetleń *-* jesteście super!

Want to be my candy?-Laughing JackOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz