Prolog (Poprawione)

28 3 4
                                    

Biegłam przez boisko razem z moją przyjaciółką, dzień jak co dzień, ale może jednak nie? Może to, było wpisane w moją historie i może miało się to wydarzyć.
-Dzień dobry, mogłabym poprosić Lenoly Mistacha? - powiedziała pani wicedyrektor.
Gdy usłyszałam moje imię szybko się zatrzymałam, oddech mi się zatrzymał, każda moja myśl brzmiała „Co ja mogłam zrobić? Po co pani wicedyrektor mnie wzywa?". Szybko podbiegłam do pani i się spytałam o co chodzi.
-Po proszę cię do mojego gabinetu. To rozmowa w cztery oczy. - powiedziała chłodnym ale z zarazem zamartwiającym się głosem.
Kiwnęła lekko głową i ruszyłam za wicedyrektorką do jej gabinetu. Szłam cała spięta, dlaczego nikt mi nie wytłumaczył o co chodzi? Zastanawiałam się, ale w głębi duszy wiedziałam że to nic dobrego. Gdy już dotarłyśmy do małej sali na końcu korytarza pani zaczęła.
-Usiądź. - poprosiła. - A więc zaczynając, dostałam telefon dotyczący twojej mamy. - powiedziała z lekkim stresem w głosie. - Za niedługo odbierze cię twój tata. - dodała szybko.
-A co się stało? Proszę pani? - powiedziałam z widocznym stresem w głosie.
-Twoja matka zmarła, z niewiadomych przyczyn. - powiedziała.
Po usłyszeniu tych słów mój świat się zawalił, nie umiałam powstrzymać łez które same w masowych ilościach, napływały mi do oczu. Nie umiałam wykrztusić żadnego słowa, byłam załamana, nie wiedziałam co mam robić. Czułam jakby cząstka mnie została zniszczona, złamana.
-Jeśli będziesz tego potrzebować otrzymasz wsparcie psychologa. Pamiętaj też, że drzwi szkolnego pedagoga są otwarte. - oznajmiła wicedyrektorka po chwili ciszy.
Nie myślałam nawet wtedy o tym co pani do mnie mówiła, w mojej głowie była tylko jedna czarna pustka. Nie wiedziałam co począć.
Po chwili przyjechał mój tata. Widać było po nim że starał się ukryć że płakał, ale jednak mimo wszystko dało się to łatwo zauważyć na pierwszy rzut oka. Podszedł do mnie powoli i mnie przytulił, nie mogłam powstrzymać płaczu, mój cały tusz do rzęs z kawałkami pudru wylądował na jego szarej koszulce. Miałam dość wszystkiego, miałam ochotę zapaść się pod ziemie, ale wiedziałam że nie mogę się poddać wszystko co cię nie zabije to tylko cię wzmocni, pamiętaj w życiu znajdziesz dużo przeszkód na swojej drodze ale nigdy nie możesz się poddać, zapamiętaj moje słowa na zawsze, słowa wypowiedziane przez moją mamę, powtarzała mi to od małego, jak przegrałam zawody na bieg, jak spadłam z drzewa, zawsze, nawet ostatnio, pare dni temu jak mnie chłopak zdradził. Wiedziałam że mogłam na niej polegać, ale teraz jak jej już nie było? Co miałam zrobić? Sama sobie przecież nie dam rady, jestem zbyt słaba. Tata złapał mnie za ramie i zaprowadził do samochodu, jak już wsiedliśmy, odpalił go jednym ruchem, i ruszyliśmy w drogę do domu. Zastanawiałam się jak się czują teraz Lizzie i Jake, przecież Lizzie ma dopiero 8 lat. Wiedziałam że babcia już do nas przyjechała, jak zawsze w trudnych chwilach, dla niej to było najtrudniejsze, ten ból przy stracie swojej jedynej córki.
Jak już dojechaliśmy do domu wysiadłam z auta, nie wzięłam nawet plecaku ani worka, tylko poszłam w pole.
-Gdzie idziesz? - spytał się szklanym głosem tata.
-W pola się przejść. - próbowałam ukryć mój płacz, ale wyraźnie było słychać że jeszcze nie jest dobrze.
-Tylko nic sobie nie zrób, Dobrze? - zapytał zmartwiony tata.
-Dobrze. - odpowiedziałam, po czym zaczęłam kierować się przed siebie.
Wyjęłam z małej kieszonki słuchawki i puściłam na nich piosenkę „Running Up That Hill (A Deal With God)" od Kate Bush, to była ulubiona piosenka mojej mamy, od jej ulubionej piosenkarki, szłam przed siebie z zaszklonymi oczami, szłam do miejsca w którym pierwszy raz byłam z mamą, postawiłam tam mój pierwszy krok, pierwszy raz weszłam na drzewo, nigdy nie zapomnę tego miejsca. Duże wiśniowe drzewo stało przede mną, koło drzewa płynęła mała rzeczka z białymi różami dookoła, przy której stał mały drewniany mościk. Podeszłam do drzewa, usiadłam, oparłam się o nie, i zamknęłam oczy, pozwoliłam aby myśli mnie poniosły w świat fantazji, świat bez problemów. Wyciszyłam się, chyba zasnęłam, śniło mi się że widziałam ten ostatni raz moją mamę, jakbym dostała ostatnią szanse na pożegnanie się z nią, wiedziałam że to tylko sen, ale jak ją zauważyłam.. zaczęłam biec szybciej niż kiedykolwiek, czułam że mi się uda. Pod moimi nogami czułam tak jakby wodę, w pewnym momencie się pośliznęłam spadłam w przepaść, moja ostatnia szansa... zmarnowana...
Obudziłam się poczułam jak by ktoś mnie uderzył, powoli otworzyłam oczy i dojrzałam że na moście stoi Mike, kolega, z klasy Deonyi i Justiny. Trzymał w rękach kamyki.
-No i czemu mnie budzisz?! - wykrzyczałam zapłakanym głosem.
Nie umiałam powstrzymać emocji.
-Ej, ej, ej spokojnie już, co się stało? - zapytał Mike spokojnym głosem, wyrzucając resztę kamyków do rzeczki.
-Wszytko nie idzie po mojej myśli, czemu to MI ciągle życie podrzuca kłody pod nogi?! - wykrzyczałam dławiąc się łzami.
Mike szybko do mnie podbiegł, usiadł koło mnie i przytulił.
-Ciii, wszystko będzie dobrze. - powiedział uspokajając mnie.
Siedzieliśmy tak przez pare godzin, uspokoiłam się i zasnęłam na jego ramieniu. Mike wziął mnie na ręce i zaniósł do swojego domu, bo jeszcze nie widział dokładnie jaka jest droga do mojego, napisał tylko do mojego taty o tym że nocuje u niego.
Położył mnie w jego łóżku, a sam poszedł się przebrać i umyć do łazienki. Kiedy się już przygotował do snu rozłożył sobie matę na podłodze, wziął jakiegoś pluszaka i koc i się położył spać. Dalej czuje się źle za to, że wtedy się nie obudziłam i nie powiedziałam mu aby poszedł spać na łóżko.
Następnego ranka obudziłam się, byłam już sama w pokoju, zaczęłam na ślepo szukać mojego telefonu po szafkach, ale na próżno, ponieważ był na dole, otworzyłam po mału oczy i spojrzałam na zegarek na biurku „JEST JUŻ 13-NASTA?!" pomyślałam po czym natychmiast wstałam z łóżka, wzięłam moje rzeczy i popędziłam na dół.
-Dzień dobry. - powiedziałam do Mamy Mike'a.
Poczułam jakby zaczynały mi się już oczy szklić, ale dałam radę.
-Dzień dobry, Lenolciu. - odpowiedziała mama chłopaka.
„Nienawidzę tego zdrobnienia" pomyślałam, po czym wszedł do kuchni tata Mike'a.
-O! Cześć, Lenoly, właśnie byłem odwiedzić twojego tatę. Jak się czujesz? Wszystko dobrze? - zapytał się mnie troskliwie.
-Już jest lepiej, ale dalej nie najlepiej, daje radę. - oznajmiłam z wymuszonym uśmiechem.
-Chcesz coś na śniadanie? - zapytała mama Mike'a.
-Nie dziękuję, ja już będę się zbierać. - odpowiedziałam zakładając buty.
-Dobrze, trzymaj się Lenolciu, do zobaczenia. - powiedziała mama kolegi.
-Do zobaczenia. - odpowiedziałam.
Wyszłam, zamknęłam drzwi za sobą, wzięłam głęboki oddech i zaczęłam się kierować w stronę domu.

**3 lata później**
Były ferie, każdy się cieszył czasem wolnym, a ja wolno pakowałam ubrania do walizki, ponieważ na całe ferie wyjeżdżaliśmy do matki ojca. Nie mogłam się doczekać aż opuszczę ten kraj, zacznę wszystko od początku. W tym momencie przyszedł mi SMS od Justiny w którym pyta się mnie kiedy wyjeżdżam, bo chce przyjść mnie pożegnać. Odpisałam szybko i zamknęłam walizkę.
-Spakowana! - krzyknęłam do taty.
Czekali już razem z Jake'em na mnie na dole, Lizzy jeszcze kończyła się pakować, jednak po chwili wybiegła z pokoju z wielkim uśmiechem.
-Ale ja się cieszę, że jedziemy do babci, już nie mogę się doczekać aż spotkam Thunder'a. - powiedziała z ekscytacją Lizzy.
Babcia mieszkała blisko stajni, a Thunder to był koń Lizzy, to znaczy teoretycznie Lizzy, ponieważ dosłownie był dziadka. Robiliśmy sobie kanapki na drogę żeby tam nie umrzeć z głodu, ponieważ te paręnaście godzin jednak będziemy jechać. Po zrobieniu przekąsek pakowaliśmy już walizki do samochodu, Lizzie cały czas coś gadała o tym jak się cieszy że jedzie, Jake jednak niechętnie tam jechał. Zanim wsiadłam do samochodu poleciałam pożegnać Justine, przytuliłam ją jak najmocniej umiałam.
-Nie martw się wrócę po feriach do ciebie. - powiedziałam, ponieważ widziałam że była bliska płaczu.
-Wiem, ale mimo wszystko nie chce abyś wyjeżdżała, rozumiesz o co chodzi wszystko może się zdarzyć. Konkretnie tam. - powiedziała ze smutkiem dziewczyna.
Te słowa zapadły mi w pamięć, co miała na myśli mówiąc konkretnie tam jakby wiedziała że coś ma się tam zdarzyć, ale postanowiłam już się tym nie zamartwiać, pożegnałam się szybko i wsiadłam do auta. Ruszyliśmy, a ja wiedziałam że to początek nowej przygody...

________
O to nowy prolog książki „White Rose" przepraszam że tak zmieniłam fabułe, ale po prostu nie pasowała mi tamta, było to dla mnie za dużo z tą ucieczką itp. Mimo wszystko sądzę że spodoba wam się nowy prolog. :)
Ps. Przepraszam za błędy.
1355 słów.

White Rose || SSO ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz