Rozdział 1 - Legenda

7 2 0
                                    

„Dawno, dawno temu urosły dwie róże jedna symbolizująca dobro, niewinność i odbudowę, a druga zło, pychę i zniszczenie. Pierwsza była biała, a druga była czarna. Biała róża wyrosła odrazu po tym jak Aideen przyniosła światło i dobro na wyspę, a czarna wyrosła po tym jak zło znowu przybyło na wyspę. Mieszkańcy wyspy mówią że róże są ukryte w najciemniejszych zakątkach wyspy i tylko jak wyznaczona przez dobro osoba ją odnajdzie, to się całe zło na wyspie skończy."
-Tak samo jak ludzie mówią, że potomkini będzie cały czas te róże widziała. - powiedziałam przewracając oczami.
Kobieta podniosła wzrok ponad książkę.
-Nie cały czas, tylko dużo białych róż i czy byś mogła mi nie przerywać? -powiedziała głębokim i spokojnym głosem.
-I tak przecież to koniec legendy, więc tak jakby, nie przerwałam ci. - odpowiedziałam z złośliwym uśmieszkiem.
Kobieta pokręciła głową i zamknęła książkę.
-Idę się przejść. - powiedziałam wstając.
-Tylko nic sobie nie zrób.- odpowiedziała mi Rosalie.
Wyszłam i założyłam słuchawki, nie rozumiałam dlaczego Rosalie tak bardzo uwielbiała te legendę, nic w niej przecież niezwykłego nie było, zwykła bajka, nawet nie wiem czy nawet w tej „legendzie" jest grosz prawdy. Szłam dalej ścieżką prowadzącą przez las, nic niezwykłego w tym lesie nie było, las jak każdy inny, ale i tak czułam się jakby ktoś mnie śledził lub coś do mnie szeptało, nie wiedziałam co o tym myśleć. Ciągle powtarzałam sobie w głowie że to są po prostu głosy które nie chcą z niej wyjść, ale czy aby napewno? Czy może już do końca zwariowałam?
Wiedziałam tylko jedno, że muszę się skupić na drodze, bo jak tak dalej będę myśleć o niebieskich migdałach to zaraz skończę w jakimś rowie. Jak już wyszłam z tego „normalnego lasu", to zaczęłam się kierować w stronę stajni, bo od początku zamysł był aby tam pójść, widziałam już z daleka stajnie, w drodze do niej zobaczyłam bukiet rosnących białych róż, nie zwróciłam zbytnio na nie uwagi, ponieważ stwierdziłam ze to nic takiego.
-Siema! - krzyknęła z entuzjazmem w moją stronę dziewczyna.
-Cześć! - odkrzyknęłam mniej podekscytowana.
-Coś cię trapi? - zapytała Ginnie.
-Nie, nic, po prostu Rosalie dalej męczy mnie tą legendą. - odpowiedziałam wywijając oczami.
-Znowu? Przecież jak bym ci powiedziała abyś ją opowiedziała, to ty byś potrafiła to zrobić w sekundę. - odpowiedziała lekko zdziwiona.
-No wiem, ale znasz Rosalie ona nigdy nie odpuści. - powiedziałam, a po tym westchnęłam.
Potem poszłam do koni, weszłam do boksu Apollo i zaczęłam go czyścić. Zaczęłam zastanawiać się, dlaczego Rosalie tak bardzo zależy na tej legendzie, niby to zwykła legenda, ale może ona ma większe znaczenie niż mi się wydaje?
-Ej, Ginnie? -zapytałam.
-Co? - odpowiedziała mi dziewczyna z zaciekawionym i w jednym spokojnym głosem.
-Co ty na to, aby w te wakacje szukać przygód? - zapytałam spokojnie.
-Lenoly. Nie pamiętasz już jak skończyła się nasza ostatnia przygoda? Obydwie wylądowaliśmy w szpitalu. -Odpowiedziała z westchnieniem.
-No wiem, ale to nie będzie tak jak wtedy, pozwiedzamy wyspę i wiesz. - odpowiedziałam nalegając.
-Rób sobie co chcesz, ale ja jak narazie przygód nie potrzebuje. Wole zostać w tej spokojnej stajni, wraz z tonem dzieciaków które się plączą pod nogami. -odpowiedziała Ginnie.
-Jak chcesz. - oznajmiłam.
-Życzę powodzenia w twoich „przygodach". - powiedziała chichocząc ironicznie.
**********
Jak skończyłam czyścić konie postanowiłam że pójdę jeszcze coś przekąsić, ponieważ te dzieciaki mnie wykończą. Dzisiaj już od rana czułam niespokojną atmosferę, jakby się coś miało niedługo wydarzyć, „może po prostu ktoś na nieszczęście spadnie w zastępie? Może to dlatego się tak denerwuje." myślałam, ale z drugiej strony wiedziałam, że na rzeczy jest cos więcej niż jakiś zastęp. Szłam dalej kamienistą ścieżką, oglądałam widoki aż nagle ktoś do mnie napisał.
                       Od Ginnie:
Za ile wracasz? Już się zaczynają zbierać dzieciaki, sama sobie nie dam rady.
                       Od Lenoly:
Nawet nie zdążyłam dojść do kawiarni :'). Już wracam. A tak poza tematem, też widziałaś te białe róże przed stajnią?
                       Od Ginnie:
Jakie białe róże? Jestem tu od 7 rano i żadnych róż tu nie było, przed chwilą też wychodziłam, nic nie było.
                       Od Lenoly:
To nie wiem, może od tych legend Rosalie mam już zwidy XD.
                       Od Ginnie:
Dobra ja kończę, dzieciaki już siodłają konie. Do zobaczenia.
                       Od Lenoly:
Do zobaczenia.

Po tej wiadomości schowałam ponownie telefon do kieszeni. Kierowałam się ponownie do stajni ze smutkiem w oczach, że muszę znowu te dzieciaki trenować, które nawet nie umieją dobrze włożyć nogi w strzemię.
Byłam niedaleko stajni, czułam już ten zapach, postanowiłam zobaczyć w tamto miejsce gdzie ostatnio widziałam róże, przyspieszyłam kroku aby nikt mnie nie dojrzał. Doszłam do tamtego miejsca, rozejrzałam się, ale żadnych róż tu już nie było „może ja już serio zwariowałam od tych legend?" nie wiedziałam już co myśleć, jak widać zostało mi tylko wrócenie do stajni i postarzaniu tym dzieciakom jak mają trzymać wodze i włożyć poprawnie nogi w strzemiona. Szłam powolnym krokiem aby uniknąć pierwszej grupy, chodź z drugą nigdy nie miałam sądziłam ze ona może być bardziej ogarnięta.
-No kto się raczył wreszcie zjawić. - powiedziała Ginnie.
-No widzisz, przyszłam, nie zostawiłam się samej - odpowiedziałam z uśmieszkiem.
-Dzisiaj zajęcia się kończą wcześniej, ponieważ zaraz ma być ciężki deszcz. - oznajmiła dziewczyna.
-A nie mogą po prostu na hali jeździć? Co za problem? - zapytałam dziewczyny.
-Jak jest ciężki deszcz jest większe prawdopodobieństwo że się konie spłoszą, dlatego są skrócone aby nikomu się nic nie stało. To i tak lepiej dla nas więc nie marudź. - odpowiedziała mi na pytanie.
Pokiwałam głową i poszłam do siodlarni, musiałam skończyć projekt, nasz ostatni w tym roku szkolnym. Usiadłam gdzieś w kącie i zaczęłam myśleć gdzie mogę, jakie obrazki ponaklejać i jak mam je podpisać. Grupą na szczęście zajęła się Tina, przez co nie byłam skazana na kolejną pałe w tym roku. Minęło trochę czasu, zanim usłyszałam że runął deszcz „no to super, jak narazie do domu nie wrócę.". Pomyślałam że odłożę projekt, dokończę go później, pójdę poszukać Ginnie, bo znając ją, do domu nie wróciła, pewnie poszła do koni lub coś w tym stylu. Idąc przez korytarz stajni podsłuchałam pewną rozmowę.
-Jutro trzeba będzie przywieść tego nowego konia. - oznajmił jeden z facetów.
-Racja. - potwierdził drugi.
-Napewno sądzicie że przywiezienie tutaj Aquy, coś zdziała? Ja sądzę że to nic nie pomoże. Ona czeka dalej na tą jedyną. - powiedział tym razem głos kobiety z niepewnością.
-Może tutaj będzie się lepiej czuła, może się da przekonać że inny ludzie nie są tacy straszni, plus i tak jej tego nie wytłumaczysz, przecież to tylko koń. -odpowiedział ponownie głos faceta.
-Może masz racje, ale się martwię. Wiesz też że teraz czasy nie są najspokojniejsze, najlepiej by teraz było, jakby wszystkie starbreed'y były blisko siebie najlepiej ich nie rozdzielać, w miarę możliwości. - oznajmiła kobieta.
-Wiem, ale też trzymanie ich razem jest ryzykowne, ponieważ jak odnajdą jednego to będą wiedzieli gdzie jest reszta. - odpowiedział drugi mężczyzna.
W tym momencie przez przypadek osunęła mi się noga, mało co się nie przewróciłam, ale na moje nieszczęście niestety słyszeli ten szelest, ponieważ automatycznie ucichli. W tym momencie wiedziałam że to najlepszy czas na ucieczkę. Wróciłam szybko do siodlarni po rzeczy i wyszłam jak najszybciej przez okno, ponieważ wyjście jak cywilizowany człowiek było zbyt ryzykowne. Szybko pobiegłam szukać Ginnie aby jej wszystko opowiedzieć. Jakiś czas już jej szukałam, byłam już cała mokra, stwierdziłam że pewnie poszła do domu, więc też postanowiłam to zrobić. Wracałam przez ten sam las, z tą samą atmosferą, tylko że tym razem czułam jakby ktoś mnie obserwował, czaił się na mnie, aby w jednym momencie wyskoczyć i mnie gdzieś zabrać. Przyspieszyłam kroku aby jak najszybciej wyjść z tego lasu i jak najmniej zmoknąć, w pewnym momencie nawet zaczęłam biec z milionem myśli w mojej głowie. Biegłam szybciej i szybciej, w pewnej chwili zaczęło mi się kręcić w głowie, widziałam dużo rzeczy na raz, nagle poczułam jakby mnie coś ścisnęło, wszystko zrobiło się czarne a grunt pod moimi nogami się zapadł. Czułam jakby to miał być mój koniec.

                    __________
To jest 1 rozdział książki „White Rose" dziękuje za uwagę, mam nadzieje że książka wam się spodoba. :)
Ps. Przepraszam za błędy.
1305 słów.

White Rose || SSO ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz