Rozdział 2 - Dziwne sny i nowy koń...

2 0 0
                                    

...Powoli otworzyłam oczy zobaczyłam nad sobą czarne niebo, z chmurami które tak jakby ułożyły się wkoło, na środku były najciemniejsze, a na kontach prawie że białe. Czułam zimny wiatr na ciele i uczucie jakby mnie dreszcze przechodziły. Zajęła mi chwila zanim zorientowałam się że nie jestem już w lesie, czułam pod sobą zimny kamień i moje nogi swobodnie opadały w otchłań, obejrzałam się powoli i zobaczyłam że jestem na wystającej z otchłani skale, o kształcie stalagmitu. Otaczała mnie nicość, zaczęłam się tym stresować, warto wiedzieć że mam Apeirofobie, co zwiększało mój strach. W pewnej chwili słyszałam jak głośno zaczęłam oddychać, widziałam jak za mgłą. Nagle poczułam jak skała pode mną pękła, zaczęła się zawalać. Krzyknęłam i otworzyłam oczy szybko i szeroko, okazało się że to był tylko sen. Zobaczyłam biały sufit, byłam w jakimś domu, rozejrzałam się powoli, po tym byłam pewna że to nie mój dom. Wystraszyłam się nie wiedziałam co zrobić, słyszałam nadchodzące kroki, moje serce zabiło mocniej, zobaczyłam jak drzwi się otwierają.
-O hej, obudziłaś się. Jak się czujesz? Nic cię nie boli? Po tym w jakim stanie znalazłam cię w lesie wole się upewnić. - powiedziała spokojnym głosem dziewczyna, przysiadając na łóżku obok mnie.
-Hej, nic mi nie jest, tylko trochę mnie boli głowa, ale to wszystko. - odpowiedziałam już uspokojona.
-Nazywam się Linda. - powiedziała spoglądając na mnie mulatka.
-Lenoly, miło poznać. - odpowiedziałam.
Usiadłam na łóżku i zobaczyłam na zegarek na moim nadgarstku „Już jest 21?" zdziwiłam się, najwyższy czas by było już wrócić do domu. Tylko tarcza zegarka się rozjaśniła a na nim pojawiło się powiadomienie z ilością nieodebranych połączeń od babci, taty, Rosalie i Ginnie „No to mam przerąbane." pomyślałam.
-Chyba muszę już wracać, bardzo dziękuję za to że mnie nie zostawiłaś tam na pastwę losu. - powiedziałam chichocząc.
-Oj tam nie ma za co, zapisze ci mój numer to jakby co będziemy w kontakcie. - powiedziała z uśmiechem Linda.
Pokiwałam głową i wyjęłam swój telefon. Chwile później już się żegnałyśmy. Było już ciemno, a ja wracałam sama do domu po ciemnych drogach, musiałam iść jeszcze na przystanek, ponieważ do domu mojej babci dojeżdżałam autobusem lub rowerem, tylko do domu Rosalie mogłam chodzić na piechotę, bo jest on dosyć blisko. Jak już usiadłam w autobusie przy oknie to zobaczyłam na niebie bardzo dziwną gwiazdę, nie wiedziałam dlaczego tak bardzo jasno świeci. Swoim blaskiem zasłaniała inne gwiazdy, które nie mogły tak bardzo zabłysnąć jak ona, ta jedyna.
Po kilku minutowej podróży wysiadłam i zaczęłam kierować się do domu, po następnych paru minutach już w nim byłam.
-Lenoly, Boże gdzie ty byłaś? Tak się o ciebie martwiłem. - powiedział zmartwiony tata, który przyszedł do drzwi tylko jak usłyszał ich dźwięk.
-Miałam lekką przygodę, ale to teraz nieważne, jedyne co teraz chce to iść się umyć i spać, jestem wymęczona. - odpowiedziałam zmęczonym głosem.
Tata mnie uściskał po czym poszłam na górę przyszykować się do snu.
                            *******
Znów obudziłam się w innym miejscu, niż zasnęłam. Tym razem byłam w zielonym lesie, tak zielonym, że aż wyglądał nierealnie. Obudziłam się w kałuży wody, wszystko mnie bolało, kiedy zaczęłam się rozglądać, zauważyłam, że moje ręce są, tak jakby mniejsze, młodsze, całe to otoczenie wydawało się jak z bajki. Im dłużej byłam w tym miejscu, tym bardziej ból narastał, a ten bajkowy wygląd, zaczął przyprawiać mnie o mdłości. Zacisnęłam mocno oczy, próbując się obudzić, ale to tylko zwiększyło ból i mdłości.
-Czemu to się nie może skończyć?! - krzyknęłam z całej siły.
Uslyszałam, swój głos który odbił się echem, ale to nie był mój normalny głos, taki głos miałam, jak miałam około 7 lat. Po chwili, las zaczął się ściemniać, wszystko już nie wyglądało tak jak wcześniej, znowu robiło się ponuro. Było ciemniej i ciemniej, aż nastała ciemność, czułam tylko, płytką wodę pod sobą. W oddali zobaczyłam białe światło, nie miałam pojęcia co to jest, jak tylko spróbowałam się podnieść, to upadłam, czułam się bezsilna, osłabiona. Chciałam się dowiedzieć, co oznacza światło, dlatego chciałam wstać, aby móc podejść, by móc go dosięgnąć. Po paru próbach, światło zniknęło, a powierzchnia pode mną znów się załamała.
                             *******
Obudziłam się, gdy spojrzałam na zegarek była równo 4:04, czułam się obolała, zmęczona, ale też czułam, że nie mam siły, iść dalej spać.
Postanowiłam, że trochę świeżego powietrza dobrze mi zrobi, wstałam z łóżka, podeszłam do okna i je otworzyłam na oścież, oparłam ręce o parapet, po czym wzięłam głęboki oddech, rześkiego porannego powietrza. „O co mogło chodzić z tym kolejnym „dziwnym snem"?" w tym momencie, przypomniały mi się słowa Justine „konkretnie tam" nie chciała, abym jechała konkretnie tu, czy to możliwe, abym miała jakieś „koszmary" przez jakiejś miejsce? Przecież wcześniej nie miałam takich snów, a od wczoraj tutaj nie jestem. „Może te róże, to nie były zwidy?.. Lenoly, przestań! Gadasz jak Rosalia."  skarciłam się w myślach.
Postanowiłam ubrać się i wyjść się przejść, może jak nie samo świeże powietrze, to może ruch sprawi, że rozum mi wróci.
Ubrałam się i tylko jak wyszłam, coś mnie zaniepokoiło, spojrzałam na niebo, ale ono było spokojne, rozejrzałam się wokół siebie, ale tam też nic nie było, pomyślałam, że pewnie znowu dramatyzuję, założyłam słuchawki i ruszyłam przed siebie.
Kierowałam się w stronę stajni, ponieważ uznawałam to miejsce, w którym czuję się najbardziej komfortowo. „Dzisiaj przyjeżdża ten „nowy koń", ciekawe kiedy?" zastanawiałam się w myślach.
Kiedy byłam już blisko stajni, znowu zobaczyłam te białe róże, tylko teraz było ich trochę więcej, chwilę się im przypatrywałam „Dlaczego Ginnie miałaby mi skłamać, że ich tam nie ma?".
-Hejka, coś się stało? - zapytała dziewczyna, która wyglądała jakby wracała z intensywnego terenu.
-Nie, nie nic się nie stało, wszystko w porządku. - odpowiedziałam, odwracając się w jej stronę. -Ty też widzisz tam te róże? - postanowiłam bez wąchania zapytać, może ona mi powie prawdę, no bo czemu miałaby kłamać? Prawda?
-Nie... Ja tam nic nie widzę, samą trawę. - odpowiedziała zakłopotana dziewczyna. -Jak się nazywasz? - zapytała po chwili, niezręcznej ciszy.
-Lenoly, a ty? -odpowiedziałam z uśmiechem.
-Alex, od dawna jesteś na wyspie? Jakoś nie mogę sobie przypomnieć, abym cię kiedyś spotkała? - zapytała, spokojnie.
-Tylko od półtora miesiąca, nie za długo, ale zdarzyłam się już tutaj zaaklimatyzować. - powiedziałam, na końcu lekko się śmiejąc.
-Idziesz do stajni? - zapytała.
Pokiwałam znacząco głową. Alex zsiadła z konia i złapała go za wodze.
-Może razem się przejdziemy? Co ty na to? - zapytała z uśmiechem.
-Dobry pomysł. - uśmiechnęłam się.
-Masz w stajni swojego konia? - zapytała spoglądając na mnie.
-Nie, najwcześniej tutaj spędzam czas na weekendach rekreacyjnych i tak dalej. - odpowiedziałam, trochę mi się smutno zrobiło na fakt tego, że jednak nie mam tutaj swojego konia, ale tego nie pokazałam.
-Słyszałaś, że dzisiaj przyjeżdża do stajni nowy koń? - zapytała z zaciekawieniem.
Zdziwiło mnie to pytanie, ponieważ myślałam, że to jakaś tajemnica, nie miałam pojęcia co odpowiedzieć.
-Nie, chyba mnie ominął ten fakt. - odpowiedziałam z lekkim zakłopotaniem.
Pokiwała głową na zrozumienie, dalej szłyśmy raczej w ciszy, może pojedyncze wymiany zdań się przewinęły, ale nic więcej.
Kiedy doszłyśmy do stajni zobaczyłyśmy, że jest lekkie zamieszanie, kilka osób rozmawiało, stała przyczepa, a przy niej kolejne parę osób. Postanowiłam sprawdzić godzinę, ponieważ myślałam, że to nie możliwe aby o tej godzinie przyjechał nowy koń, ale ku mojemu zaskoczeniu była już 6:30.
-Pewnie nowy koń przyjechał, chcesz zobaczyć ze mną? - zapytała dziewczyna z uśmiechem.
Pokiwałam znacząco głową, po czym podeszłyśmy na bezpieczną odległość. Koń był dosyć duży, o maści szpaku różanego, miał krótką, czarną grzywę, był po prostu przepiękny, ale pomimo wyglądu, wyglądał na strasznie zestresowanego, cały czas wierzgał i się próbował wyrwać. Kiedy spojrzałam w jego oczy, poczułam jakieś dziwne uczucie, jakby, jakaś magiczna siła przeze mnie przeszła, tylko jak to uczucie minęło, poczułam ten sam stres jaki musiał on czuć, chciałam coś zrobić, ale wiedziałam, że byłam bezsilna. Nawet nie zauważyłam, kiedy zaczęły mi się ze stresu pocić ręce i się zaczęłam lekko trzęś.
-Może lepiej się odsuńmy. - powiedziała lekko zmartwiona Alex i złapała mnie za ramię.
-Jasne. - odpowiedziałam cicho.
Odeszłyśmy od tego całego zamieszania, udałyśmy się do stajni, ponieważ Alex musiała rozsiodłać konia. Poczekałam przy siodlarni, aż skończy, a później udałyśmy się w pola.
Na polach było ślicznie, świeży zapach, wszędzie tak zielono i kolorowo, ale przecież wszystko co dobre, się szybko kończy. Po około 30 minutach siedzenia na polach, do Alex zadzwonił telefon, dziewczyna jak go odebrała, zaczęła wyglądać na zmartwioną. Jak skończyła rozmowę postanowiłam zapytać, co się stało.
-Coś się stało? - zapytałam zaniepokojona.
-Aqua uciekła. - odpowiedziała wystraszona.

                    __________
Drugi rozdział książki „White Rose" już jest, przepraszam, że taka długa przerwa była, postaram się teraz pisać częściej nowe rozdziały, wcześniej nie miałam po prostu weny. :)
Ps. Przepraszam za błędy.
1409 słów.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: May 08 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

White Rose || SSO ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz