13 września 1522
Stukot kopyt mieszał się z zabłoconymi trasami, z jakich to porą tą znany był ląd, w którym przyszło czterem podróżującym przebywać. Czteroletni chłopczyk nie należał do tych przyzwyczajonych do tak dalekich podróży, choć przyszłe lata miały go oswoić z nieuniknioną częścią jego żywota. Jeszcze moment temu tę brudną szybkę w wozie stroiły deszczowe krople, lecz i one z czasem zanikały. Hah. Niemalże jak osoba, którą wkrótce mieli się nieprzyjemność spotkać.
Iście narzekań nie byłoby końca na brak zajęć, jaki odczuwał w podróży, lecz na horyzoncie pojawiły się mury miasta. Błękitnych oczu szerzej otworzyć by się nie dało, a białe kiełki zalśniły zza ust. Nie minęła chwila, a czerwone palce zostawiły odciski na szybce, twarz do niej przywarła, a noga starszego brata została potrącona w pośpiechu. Niski dźwięk poirytowania uciekł z gardła bękarta, lecz młody dziedzic bez zbędnego zastanawiania zignorował go.
Ślepia błądziły pomiędzy najróżniejszymi żonami i mężami odzianymi w stroje podobne, choć inne od tych, do których w rodzimej ziemi udało mu się przyzwyczaić. Nowe lica (których i tak przyjdzie mu prędko zapomnieć) były jednymi z jego ulubionych widoków w poznawaniu dotychczas niepoznanego. Dlaczego? Bo ludzie byli tak brzydcy. Niektórzy mieszczanie na widok nadjeżdżających odwracali się zaciekawieni, a nawet wymieniali się szeptami, których znaczeniem nikt nie pragnął się choćby przejąć.
- Już na miejscu? - padło pytanie z ust starszego brata, jego ton przesiąknięty sfałszowanym zaskoczeniem - Czy to tylko me wrażenie, czy coraz krócej trwają podróże? - próbował zainicjować rozmowę.
- Do krótkiego temu daleko - prychnął niezadowolony czterolatek.
- Żyjąc wiekami dekady przesypują się przez palce - Jej-Państwo Korona Królestwa Polskiego, jego matka, rzekła, wzrok skupiony na nieistniejącym bycie przed nią. Jej mąż tylko kiwnął głową i ruszył ręką, również wpatrzony w niewidzialny przedmiot po jego prawej. Wiedział, że był to znak, by umilkł, więc też nie powiedział ani słowa więcej.
Nie rozumiał dorosłych. Nieraz zdawali się być zmorami i cieniami wędrującymi bezmyślnie po świecie, angażując się w dialog jedynie gdy naruszano ich spokój. Za zęby mieli ostrza, a za głos cięcia mieczem. Naruszenie spokoju brali za atak, a atak za potrzebę zniszczenia wroga... Choć to na myśli miał jedynie wobec Ich-Państw! Jego-Stolica Kraków był wręcz ich przeciwieństwem - ciągle stawał mu w drogę, nie przyzwalając na zabawy poza krakowskimi murami miejskimi. Bardziej śmiertelni ludzie najwyżej okrzykiwali go, gdy małe ciało potrącało ich w trakcie ucieczki przed Jego-Stolicą... Może była to rzecz z wiekiem związana? Może to wiekowość do głów Ich-Państwom wchodziła? Pojęcia nie miał.
Wkrótce ich pojazd stanął, kopyta kasztanowego ogiera już nie stukały o podłoże. Służący otworzył im drzwi i czwórka wyszła kolejno z wozu. Najpierw Jej-Państwo Korona Królestwa Polskiego, a tuż po niej Jego-Państwo Wielkie Księstwo Litewskie. Ich czteroletni dziedzic wyskoczył na bruk z gracją godną polującego kota tuż po nich. Na końcu przyszła kolej na bękarta, jego brata, niedoszłe państwo - Królestwo Polsko-Węgierskie.
Słyszał historie o tym, że zanim jego matka wyszła za ojca, miała ona okazję być w unii z Jego-Państwem Królestwem Węgier, mając za króla tego samego władcę, a rezultatem tej unii był ten bękart. Wysoki, szczupły, oczytany. Nie potrafił władać mieczem, co radowało czterolatka. Mu samemu daleko było do mistrza szermierki (nie umiał nic), lecz już poczuwał się lepszym od znawcy języków, gdyż ani razu prawie nie zginął przez swój brak umiejętności. Na co komu mowa, gdy sztylet ci do gardła przykładają?
W przeciwieństwie do Ich-Państw, brat nie posiadał tytuły - młodzieniec doszedł do tego zwłaszcza po tym, jak za nazwanie go Jego-Bękartem dostał po uszach. Nie było się co dziwić. Osoby jego pokroju nie zasługiwały na tak bogate tytuły. Imię było wystarczającym darem.
CZYTASZ
Pieśń Kawki || RON-centric (IR x RON)
FanfictionHistoria Rzeczypospolitej Obojga Narodów od najwcześniejszych wspomnień, po dech ostatni. Przez życie jego przeminęło wiele bliskich: rodzice, królowie, niektóre Ich-Państwa - wszyscy oni dnia jednego odejść musieli. Błędy i pomyłki przepełniały ten...