2. Ciężki dzień

42 5 0
                                    

Już samego rana usłyszałam odgłosy rodzinki w kuchni. No i wprawili mnie w złość czy oni muszą tak głośno ze sobą rozmawiać, nie po to przyjechałam tutaj, aby tak wcześnie wstawać. Jeszcze mało tego moja mamusia w z swoim donośnym głosem zaczęła wołać mnie i brata na śniadanie. Wiedziałam, że to będzie ciężki dzień, a to dopiero poranek. Kiedy zeszłam z Luką wszyscy siedzieli przy stole.

- ile razy mamy was wołać- powiedziała szyderczym głosem mama.

- całą wieczność rzekłam. W tym momencie widziałam jej przyszywający wzrok, robiła takie wrażenie jakby miała mnie zabić.

- jaka tyś cwana, szkoda, że taka jesteś nie miła dla mnie.- w tym momencie pomyślałam i viceversa. Jaka matka taka córka.

Po śniadaniu czułam w kościach, że coś się święci, no i miałam rację. Moi rodzice wymyślili sobie, że dziś mają ochotę z nami spędzić cały dzień.

- Jak to, przecież my nigdy ze sobą tyle czasu nie spędzamy, czy wam coś odbiło-powiedział Luka. Chyba coś wam w nocy na głowę spadło dodałam  swoje pięć groszy.

- Czy coś  w tym jest złego, że raz na jakiś czas moglibyśmy razem coś wspólnego zrobić- odparł ojciec.

Nie bardzo wiedzieliśmy co powiedzieć mimo, że nie mieliśmy ochoty z nimi gdziekolwiek jechać, przecież mieliśmy swoje plany. Ja miałam się spotkać z Mattem na plotki, a Luka z kolegami miał grać w piłkę. No i cóż nasze plany miały tak sobie runąć, tylko dla jakiś fobii naszych rodziców.

- Koniec, nie będziecie za nas decydować i nic nas nie obchodzą wasze plany, dziś będziemy razem powiedziała rodzicielka i proszę bez żadnego ale, a no może czy bo..... jasne rozumiemy się.

Ten stanowczy głos powiedział za nas wszystkich. Koniec bez żartów. Poszliśmy z bratem do swoich pokoi się przebrać. Postanowiłam, że na tą okazję ubiorę najlepsze swoje rzeczy, przecież muszę pokazać się w całej okazałości, a nie daj Boże może spotkam jakiegoś przystojnego chłopaka. Co wątpliwe, ale zawsze można sobie pomarzyć.
W ciągu 15 minut wszyscy zebraliśmy się na podwórku.

-No i jak gotowi na wyprawę -powiedział ojciec.

- Bynajmniej-  oznajmiliśmy z bratem. -Tylko powiedzcie nam jaki jest wasz plan.

- Nie to jest niespodzianka i nie pytajcie o nic.

Już z góry wiedziałam, że nic ciekawego nas nie czeka. Jak życie znać pewnie zwiedzimy jakieś cholerne nudne muzeum, albo jeszcze lepiej zjemy lody jak za dawnych czasów. Czego można byłoby się spodziewać po swoich rodzicach.

***

Tak w milczeniu przejechaliśmy 100 km, każdy z kwitą w nosie w telefonie, przecież to niespodzianka wiec o czym byśmy mieli w tym czasie rozmawiać. Luka grał swoją grę, a ja słuchałam muzyki i spoglądałam na krajobrazy, które mijaliśmy w czasie drogi.

W moich myślach panował chaos a zarazem chciałabym, żeby już ten dzień się skończył. Po chwili mój brat się zerwał i krzykiem.

- Cholera jasna mam już tego dosyć jedziemy i jedziemy w końcu, gdzie może na koniec świata.

-Cicho Luka za moment będziemy na miejscu- powiedział ojciec. I w końcu widzimy duży budynek, a tam no nie uwierzycie pełno piesków, kotów.

Co czy ja się nie mylę, czyżbyśmy przyjechali do schroniska. Nie możliwe, ponieważ moja mama nie lubi, aż na tyle zwierząt, aby poświecić im trochę swojego drogocennego czasu. Już kiedyś chcieliśmy z bratem jeździć do schroniska i zostać wolontariuszami. To zawsze słyszeliśmy, że to głupi pomysł, że mamy się uczyć i wykształcić, a nie marnować czas na zwierzęta. A tu cóż jakaś przemiana nastąpiła.

Wspólne Wakacje Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz