Prolog

56 5 2
                                    


   Gdyby kiedykolwiek ktoś kazał mu oszacować czas, w którym zaczął ją dostrzegać, Draco bez wahania odpowiedziałby, że stało się to w listopadzie na czwartym roku nauki w Hogwarcie.

  W bibliotece panował chłód bijący od nieszczelnych okien, więc naciągnął rękawy swetra mocniej na nadgarstki i dłonie, próbując jednocześnie nie upuścić powieści, którą znalazł na jednej z bardziej zakurzonych półek. Zachwyciła go rozpadająca się okładka i zapach naprawdę wiekowej książki. Draco od dziecka lubił czytać, cóż, być może to stanowiło jedną z jego najbardziej wciągających odskoczni od atmosfery panującej w dworze. Jako mały chłopiec miał wiele nużących zajęć dodatkowych, które miały uczynić go najlepszym, ale czytanie zawsze przychodziło mu z łatwością, pozwalając na choćby chwilę zanurzyć się w kompletnie innym świecie i uwolnić od piłującego uszy, ostrego tonu Lucjusza.

  Kiedy wrócił ze swojego pierwszego roku, stało się to wręcz jego uzależnieniem. Po wielu karach za zdobycie gorszych wyników w nauce od pospolitej szlamy jednym o czym Draco marzył była ucieczka.

  Wracając do Hogwartu nie umiał pozbyć się nawyku przesiadywania w bibliotece do czasu aż nie nastanie godzina policyjna, by chociaż trochę sobie ulżyć.

   Jedynym minusem była jednak ów szlama, kujonica; sztywno trzymająca się swojego planu nauki.

   Ona jak zawsze musiała usadowić się w najcichszym kącie biblioteki, około dwóch metrów od niego. Wielokrotnie próbował ją przegnać, by w końcu z niechęcią zaakceptować fakt, iż ich ulubione stoliki znajdują się tak blisko siebie i chociaż jeden raz odpuścić- chociaż w tym konkretnym przypadku nie oznaczało to, iż zaprzestał aktywnych prób wygnania niepożądanego osobnika ze swojej przestrzeni.

Ten, jak się okazuje specjalny moment w jego dotychczasowym życiu rozpoczął się od westchnienia opuszczającego jej usta. Draco był w stanie „ZZZ"- zły, zmotywowany i zaabsorbowany; to zawsze zapowiadało kłopoty. Ułożył usta w kpiącym półuśmieszku zamierzając wygłosić tyradę na temat głośno oddychającej trollicy obok niego, jednak gdy tylko odwrócił głowę i ją zauważył ani jedno słowo nie spłynęło z pomiędzy jego warg.

  Zasnęła.

  Tak po prostu, z policzkiem wtłoczonym w świeżo wyatramentowany pergamin. Był prawie pewien, że połowa ledwo napisanego przez nią eseju na eliksiry odbiła się czarnym tuszem na jej twarzy. Głupia, wszystkowiedząca jędza. Kusiło go, aby wyczarować bębniący klakson tuż nad jej głową, jednak kary u pani Pince- bibliotekarki; nie należały do najprzyjemniejszych, więc jedynie obserwował jak klatka piersiowa dziewczyny unosi się by tuż potem opaść w rytmicznym tempie. Miała ładnie wykrojone, pełne usta a poszarzałe cienie pod jej oczami wskazywały na niedobory snu.

Odwrócił gwałtownie wzrok gdy się poruszyła, próbował skupić swoją wizję z powrotem na literach które tak bardzo pochłaniały wcześniej jego uwagę, ale cichutkie oddechy skutecznie go dekoncentrowały. Po kilku minutach walki z samym sobą uległ pokusie by znów się jej przyjrzeć. Taka brzydka, taka beznadziejna, taka... pospolita.

Gdy się obróciła jej kucyk odsłonił smukłą szyję oraz linię żuchwy.

Miała tam dwa pieprzyki. Szczegół którego później nie mógł wyrzucić z głowy. Małe kropeczki niczym samotne gwiazdy na pochmurnym niebie, w które człowiek potrafi wpatrywać się godzinami szukając w nich nadziei.

***

— Draco!— skrzeczała Pansy uwieszona do jego ramienia— Draco, czy nie mam pięknej sukienki? Może zatańczymy?

Szekspir i inne afrodyzjakiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz