⊱Szafiry w głębi jeziora⊰

91 6 0
                                    

⊱─── {⋅.15 300 słów.⋅} ───⊰

Widywałem go bardzo często. Albo może właśnie chciałem go widywać. Bo uwielbiałem jego osobę. To, jak się porusza z tym swoim zestawem do grania, który nieraz jest od niego dwa razy większy; to, jak dmuchał jeszcze gorące jedzenie nabrane na pałeczki, by chwilkę później i tak oparzyć się w język; to, jak wraca się do domu, gdyż jest bardzo zapominalski.

Takie drobne rzeczy, a jednak sprawiają, że moje serce wywija fikołki, gdy tylko go wypatrzę w tłumie innych zabieganych ludzi.

Raz natrafiłem na niego w supermarkecie. Musiałem wtedy kupić kilka potrzebnych rzeczy, bo organizowałem ze znajomymi imprezkę. W tamten dzień dwa razy minęliśmy się przy regałach z suszonymi wodorostami, a on nawet ciepło uniósł jeden kącik tych swoich różowo-wyblakłych ust. Czułem się tak, jakby jakiś amor przebił mi klatkę piersiową ostrą strzałą.

Później stał za mną w kolejce, a jako iż już wtedy niezbyt nad sobą panowałem, oczywiście musiałem upuścić na podłogę mój dowód osobisty. Tuż pod nogi Yoongiego.

- Seokjin - powiedział na głos moje imię, które przeczytał z plastiku i wtedy nogi prawie się pode mną ugięły. Dobrze, że przytrzymałem się brzegu lady, bo wylądowałbym na chłopaku...

- Um, tak. Dzięki - wydukałem z trudem przez zaciśnięte gardło i odebrałem od niego dokument.

Nigdy, przyrzekam - PRZENIGDY - nie czułem takiego zażenowania sobą. Poza tym, ja się nigdy tak nie zachowuję, z reguły jestem nadto śmiały i porywczy. Ten człowiek dziwnie na mnie działa.

Jeszcze tego samego dnia, tylko że wieczorem odbywało się przyjęcie urodzinowe jednego z moich przyjaciół. Jednak było coś, co uniemożliwiało mi stuprocentową zabawę. Mianowicie nie mogłem wyrzucić z głowy tego nie-uśmiechu Yoongiego. Pierwszy raz mnie wtedy oficjalnie zauważył, a moje zauroczone w nim serce zakodowało to sobie zbyt mocno. Teraz nie mogłem świętować razem z innymi, tylko siedziałem na schodkach na korytarzu i popijałem jakiegoś drinka przygotowanego przez Jimina.

Swoją drogą było w nim za dużo wódki a za mało soku. Nie przepadam za takimi, ale skoro to jego urodziny to nie będę już takim gburem.

- Za raz powinien przyjść jeszcze jeden! - usłyszałem z salonu, gdzie cała imprezka miała miejsce. - Jak zwykle się spóźnia.

Byłem zdziwiony, bo Jimin nic mi nie mówił o kimś spoza naszego grona i szczerze? Nie czułem się z tego powodu zbyt komfortowo. W naszej paczce byłem oczywiście ja, głowa wszystkich, stróż prawa; Park Jimin, czyli jubilat tej imprezy, dzikus i bomba emocjonalna, która przychodzi do mnie zawsze, gdy coś go trapi oraz Kim Namjoon. Zupełnie przez przypadek się do nas dołączył w gimnazjum, bo widział jak rozmawiam z Jiminem. Zagadał wtedy do mnie, prawie z płaczem i zaczął mi opowiadać jak to on nie jest zakochany w tym 'niskim słodziaku'. Byłem wtedy bardzo zdezorientowany, nie wiedziałem zbytnio co robić. Błagalne spojrzenie i klęczenie tego zdesperowanego dzieciaka przekonało mnie do dalszych postępowań. I tak od kilku lat próbuje zeswatać go z Parkiem, który w ogóle nie widzi żadnych podrywów. Jest bardziej ślepy od kreta w środku Ziemi z przepaską na oczach.

Ale jakoś to się wszystko rozwinęło, że jesteśmy najbardziej zżytymi ze sobą osobami, niż ktokolwiek inny kogo mógłbym znać. Więc może przez to Jimin nie widzi nic atrakcyjnego w Namjoonie. Muszę w końcu coś wymyśleć, bo moje ramiona nie udźwigną więcej łez, ani niższego, ani wyższego. A jesteśmy już przecież dorośli, dlatego niezbyt rozumiałem, czemu po prostu jeden nie zapyta drugiego wprost?

Udałem się więc do salonu, by dopytać tej dwójki, o co tak właściwie im chodziło. Drink Parka oczywiście już zaczął działać i jak tylko wstałem na nogi, świat dziwacznie mi zawirował. Musiałem przytrzymać się ściany.

Szafir // YoonJinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz