27.

528 13 1
                                    


                                         Olivier

Śmiało mogę powiedzieć, że się denerwuję. W każdej tego słowa definicji. Florence nie wpada na zbyt dobre pomysły. Nie wiem, jak można być tak słabym w planowaniu albo wymyślaniu czegoś. Pomysł wyprowadzki do Bostonu był okropny, a ten z dzisiejszą kolacją wcale nie sprawia, że ma ode mnie pochwałę.

   Natomiast teraz mam jej adres. Pewnie zaświtała jej w głowie wiadomość, że to ryzykowne, ale i tak nie zmieniła zdania. Nie planuję odwiedzin, nie uprzedzając jej, poza tym nie mieszka sama. Dzieli chyba dom z dwójką jej przyjaciół, ale nie mam pewności. Mogą być po prostu współlokatorami, lecz wnioskuję, że to jednak coś więcej.

- Naprawdę? Jezu, Olivier.

    Czego innego mogłem się spodziewać, mówiąc Dianie, że skończyłem związek z jej przyjaciółką? Powinna się cieszyć, że to zrobiłem, każdy powinien. Nie czułem do niej tego, co do Florence, ale ignorowałem ten fakt, ponieważ Florence nie miała ze mną kontaktu od kilku lat, więc myślałem, że to koniec. Gdybym nie przyjechał do Bostonu w sprawach biznesowych, to prawdopodobnie nigdy bym jej nie zobaczył, ich nie zobaczył.

- Od kiedy wolisz być poniewierany od posiadania kontroli? - patrzy na mnie niezrozumiale.

Miałem kontrolę nad Dianą, Hazel i jeszcze innymi dziewczynami w dużo młodszym wieku, ale Florence ma kontrolę nade mną. Gdybym próbował ją kontrolować, to tylko bym wszystko pogorszył. Ona tego nie lubi.

- Florence nie da się kontrolować. Nie potrzebuje przewodnika, sama wyznacza sobie ścieżki. Inni muszą nimi podążać albo zejść z drogi - odzywa się Aaron.

Odwracam się do niego. Wścieka się ostatnio na wszystkich. Jest nerwowy i trochę nieopanowany. Zły na mnie i Florence. Trochę go ostatnio poniosło wobec niej. Myślałem, że ją uderzy, ale jego słowa wystarczyły, żeby otworzyć scyzoryk w mojej kieszeni.

- W takim razie, po co komplikować sobie życie? Ona ma nas dość. Zwłaszcza was. Pójdziesz na tą kolację, pokłócisz się z nią i wyjdziesz. Lepiej rozwiąż to wszystko tak jak robią inni ludzie, którzy chcą zajmować się swoimi dziećmi, a nie mogą. - Mówi Diana, więc powoli na nią spoglądam.

Nie zrobię tego. Chociaż, gdy się na nią denerwuję, to zastanawiam się, czy właśnie tak powinienem to załatwić. Ale nie mam zamiaru. Może gdybym miał ją głęboko w nosie, to załatwiłbym sprawę w gorszy dla niej sposób. Problem w tym, że w jakimś stopniu mi na niej zależy. Wiedziałem, że nie jest na żadnych środkach antykoncepcyjnych, ale i tak nie użyłem raz czy dwa żadnego zabezpieczenia. Nie powiedziałem jej o tym, a powinienem. Byłem zbyt napalony, żeby w ogóle się nad tym zastanawiać, przypominałem sobie dopiero po wszystkim. Tylko że jakoś nie wierzyłem w to, że mogłem ją zapłodnić. Gdybyśmy robili to przy zapalonym świetle, wiedziałaby.

To moja wina. Nie czuję żebym miał prawo do ciągania jej po prawnikach. Widzę, że nie nienawidzi mnie za to, że Violet istnieje, bo kocha ją tak mocno, że powiedziała mi przy ostatkach sił żebym nie zabierał jej od Sadie, bo o mnie nie wiedzą.

- Nie. Wiem, że przegra, więc tego nie zrobię - tłumaczę im spokojnie, choć wcale nie muszę.

- Przecież o to chodzi. To ty masz wygrać, wiesz to - splata ręce pod biustem.

No i co mi z tego, że wygram? Opuszczam głowę i kręcę nią, walcząc ze wszystkimi myślami i zmęczeniem.

- Pozwoliłem sobie na zbyt dużo bez zgody. Wywróciłem już raz jej całe życie do góry nogami i nie mam zamiaru robić tego ponownie. Mimo wszystko nie jest przez to na mnie wściekła, więc i ja nie mogę. - Spowiadam się im.

Unexpected Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz