W samym środku chaosu.

463 31 4
                                    

Krótka podróż świstoklikiem z Manchesteru wprost na plażę Dragon Ojo, w żaden sposób nie dała jej możliwości na przygotowanie się na wariatkowo, w środek którego miała trafić zaraz po wylądowaniu.

Przez chwilę zastanawiała się nawet, czy to nie jakiś błąd magicznego urządzenia, bo przecież to niemożliwe, żeby trafili na właściwą wyspę. Nic tutaj nie przypominało miejsca, które zostawiła dwa tygodnie temu.

Niby wszystko było na swoim miejscu i plaża i pomost, domki gościnne, wyspa Alyssy w dali, a nawet jej dom, ale w każdej z tych rzeczy zaszła jakaś zmiana. I to nie byle jaka. Ot nadbrzeżny szlak palm i wysokopiennej roślinności, niby ciągle był na swoim miejscu, tylko dlaczego do cholery nagle wisiały na nim girlandy światełek i kilometry białych wstęg. I co stało się z plażą? Od kiedy na złotym piasku rozkłada się dywany. A od kiedy cała przestrzeń ośrodka była otoczona czymś na kształt dachu z migotliwych żaróweczek i zwisających zeń białych ikeban. A te wszystkie krzesła? A dom? Wygląda jak bożonarodzeniowa ozdoba, tak bardzo opleciony jest świecidełkami i kwieciem. To samo z pomostem. Nie przypomina sobie też, aby pozostawiała na brzegu tą wielką biało, złotą pergolę z róż i orchidei.

    - Co tu się...

    - Tylko się nie denerwuj, Granger - znajomy głos sprowadza ją do rzeczywistości. - W twoim stanie to niewskazane...

    - Blaise? - dzięki Merlinowi, on przynajmniej nie ma na sobie żadnych lampek, ani kwiatów. Za to niestrudzenie lewituje przed sobą coś, co wygląda jak bogato rzeźbiona niewielka mównica. - Co to jest u diabła? - pyta.

    - Mównica dla Mistrza Ceremonii, a co innego? - odpowiada pytaniem na pytanie, przyciągając ją do krótkiego uścisku.

    - A po kiego grzyba? - nie jest pewna, czy mówi to na głos, czy jedynie krzyczy w myślach. Przecież nie tak wygląda skromna wyspiarska ceremonia! No nie tak i koniec!

Nim jednak na dobre uda jej się wpaść w panikę, w zasięgu jej wzroku pojawia się kolejna osoba. I nie, bynajmniej nie jest to ktoś, kogo najbardziej chciałaby teraz zobaczyć. Zamiast Draco bowiem, przez plażę, która mało przypomina już plażę, w zwiewnej kwiecistej sukni, dostojnie sunie ku niej Narcyza, a przynajmniej tak sądzi, po zaledwie czubku platynowego koka wystającego ponad ogromny wazon pełen kwiatów identycznych do tych z pergoli.

     - Blaise, kochanie, czy mównica już na... - zaczyna, jednak wychylając się nieco zza kwiatów, dostrzega stojącą w samym centrum tego chaosu brunetkę. - Moja droga, nie powinnaś tego oglądać! - niemal wykrzykuje. - Ibrachimie, mieliście wylądować w salonie... - wyrzuca swoją pretensję w stronę mężczyzny, który nagle jakby skurczył się u boku Hermiony.

    - To świstoklik, ktoś go tak zaprogramował - wysapał, starając się nawet nie spoglądać w oczy smoczycy.

    - Och, no dobrze - fuknęła blondynka, choć z jej miny ciągle można było wyczytać niezadowolenie. - Nie ma co szlochać nad rozlanym eliksirem, prawda - dodała po chwili radośniej. - Mam nadzieję, że nie zepsuło ci to za bardzo niespodzianki, moja droga - dodała po odłożeniu kwiatów na bok i podeszła do Hermiony. - Miałam nadzieję zaprezentować ci efekt końcowy, a nie półprodukty...

    - Półprod... TO JESZCZE NIE JEST KONIEC?! - wyjęczała nieco głośniej, niż zamierzała. Co ta szalona kobieta miała zamiar tutaj jeszcze zaświecić, lub okwiecić?

    - Oczywiście, że nie... - zaśmiała się Narcyza, w tym samym momencie, kiedy Blaise znów szepnął wprost do jej ucha "tylko spokój może nas uratować".

    - Draco, potrzebuję Draco i to natychmiast! - wyrzuciła w próżnię, nie bardzo wiedząc, do kogo właściwie się zwraca. Tego było nieco zbyt wiele, a właściwie, to nawet o wiele za wiele.

Na zakręcie życiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz