Rozdział 6 (poprawione)

28 1 0
                                    

Już miałam płacić za moje zakupy, gdy do sklepu wszedł jakiś zakapturzony gościu. Facet przepchał się do kasy odpychając mnie. Już miałam powiedzieć, żeby poszedł na koniec kolejki, jednak on z kieszeni bluzy wyciągnął pistolet i wycelował nim w kasjerkę.

- Dawaj całą kasę - powiedział, a ludzie dookoła się cofnęli wystraszeni.
- Przepraszam, ale chciałabym zapłacić za zakupy i wyjść - stwierdziłam jak gdyby nigdy nic.

Ten spojrzał na mnie spod kaptura. Zauważyłam jakiś tajemniczy błysk w jego błękitnych oczach i chwilę później lufa była skierowana w moją stronę.

- Pewna siebie jesteś, w takim razie ty też dawaj kasę.
- Zwariowałeś? To moje kieszonkowe, poproś rodziców to może i tobie będą dawać - zakpiłam z niego by później odezwać się w myślach do Lucy - Przekaż kasjerce, żeby zadzwoniła na policję - zauważyłam, że kiwnęła głową i niezauważalnie przeszła do sprzedawczyni.
- Aż tak bardzo chcesz stracić dzisiaj życie?
- Ja nic dzisiaj nie stracę, jedynie ty.

Szybko złapałam jego nadgarstek, wykręciłam ku górze, żeby w nikogo nie strzelił i zabierając mu broń podcięłam mu nogi w wyniku czego wylądował na ziemi. Amator albo desperat, bo kompletnie nie umiał się bić. Pistolet położyłam na blacie i zerknęłam na drzwi którymi właśnie weszło czterech ochroniarzy, a z zaplecza wyszedł kierownik lokalu. Popatrzyli wszyscy na mnie i chwilę później na chłopaka, który aktualnie siedział zdezorientowany na ziemi. Odsunęłam się od złodziejaszka i pokazałam na niego ochroniarzom. Dwóch podeszło do niego, zgarnęli jego bron i zapieli go w kajdanki, jeden podszedł do świadków zdarzenia, a ostatni do mnie i Lucy.

- Pani zawdzięczamy to zatrzymanie? - zapytał podchodząc.
- Wygląda na to, że tak, nie mogłam stać tak po prostu, mógł zrobić coś kasjerce.
- Zdaje sobie pani sprawę, że pani też mogło się coś stać?
- Jak widać na załączonym obrazku – pokazałam na skutego kolesia – miałam przewagę.
- Nie mogła pani tego wiedzieć ściągając jego uwagę na siebie.
- Chce mi pan powiedzieć, że mogłam pozwolić gościowi zabrać wszystkie pieniądze z tego sklepu i moje również?!

Wkurzyłam się, bo wiem, że dobrze zrobiłam, a on mi tu jakieś dziwne wywody robi. Lucy stojąca obok mnie szturchnęła mnie delikatnie w żebra, a w głowie usłyszałam „zostaw, nie warto, wiesz, że dobrze zrobiłaś i tyle wystarczy, zbierajmy się stąd". Spisał jeszcze zeznania innych obecnych w sklepie i zabrali tamtego typka. Na spokojnie mogłyśmy dokończyć zakupy, więc podeszłyśmy do kasy.

- Wszystko u pani w porządku? – zapytałam kasjerki.
- Tak, dziękuję – odpowiedziała, ale widać, że była roztrzęsiona.
- Gdyby nie pani to byśmy stracili sporo pieniędzy, dziękuję – tym razem odezwał się kierownik sklepu, który stał przy wejściu na zaplecze.
- Cała przyjemność po mojej stronie . Najważniejsze, że nikomu nic się nie stało – odpowiedziałam uśmiechając się – Ile się należy za zakupy – zapytałam zwracając się do kasjerki.
- Zakupy na nasz koszt, w podziękowaniu za to co pani dziś dla nas zrobiła – skwitował kierownik.
- Naprawdę? – zapytałam nie kryjąc zdziwienia.
- Oczywiście, tym razem przyjemność po naszej stronie.
- Serdeczne dzięki, do widzenia.
- Do widzenia – chórem odpowiedzieli kierownik i kasjerka.

Wyszłyśmy ze sklepu i skierowałyśmy się do mnie.

- Wiesz co? Teraz tak myślę... dobrze, że trenujemy też z bronią palną - stwierdziła Lucy wchodząc na posesję mojego domu.
- Dobrze, że teraz łowcy częściej chodzą z pistoletami, niż z kuszami, mieczami czy łukami.
- Ale za to mają sztylety, pistolety, lepsze strzelby i lepiej opracowany mordownik.
- Sztylety to i ja mam zawsze przy sobie, moje 2 ukochane cudeńka, które kiedyś zwinęłam Maxowi.
- Dalej je masz? - dopytała i weszłyśmy do domu.
- Oczywiście, że tak - odstawiłam torby z zakupami i na dowód, że je mam otworzyłam torebkę i wyciągnęłam ze środka 2 ostrza z drewnianymi rączkami.
- Uuuuu groźna tyś jest, nie dość, że pazurki to jeszcze sztylety, a w sklepie rozbroiłaś faceta który celował do ciebie z broni.
- No widzisz nadaje się do filmu "Niebezpieczne kobiety" hahaha - spojrzałam na zegarek i widząc, że jest już prawie 19, to zaproponowałam - Może zostaniesz na noc?
- A to nie będzie problem?
- No co ty, rodzice i tak wrócą pewnie około 22, a tak czy siak cię lubią. Natomiast Sofii nie będzie przynajmniej do jutra popołudnia.
- W takim razie mogę zostać.

Zostawiłyśmy torby z rzeczami świątecznymi w salonie i poszłyśmy do mnie. Wzięłyśmy ze strychu materac. Poduszkę i kołdrę wyciągnęłam z szafy plus dałam jej jakąś moją piżamę. Wzięłam laptopa. Usiadłyśmy na łóżku i odpaliłam jakiś pierwszy świąteczny film który nam się napatoczył, bo oczywiście Luśka nie mogła odpuścić. Jednak ja zamiast się skupić na filmie to myślałam o tym czy uda mi się spotkać rodziców we śnie, czy może byśmy odnowili tamten dom i zrobili z niego taką naszą bazę, gdzie każdy mógłby bez problemu pomieszkiwać. W sumie nie jest to głupi pomysł, muszę się zapytać o to Sofii, Emily i Melody, a z Lucy to mogę pogadać teraz. Tak jak stwierdziłam tak zrobiłam. Zatrzymałam film i tym samym skupiłam jej uwagę na sobie.

- Eeeejj, ja to oglądałam.
- Co myślisz o tym, żeby odnowić tamten spalony dom z tam zrobić taką naszą bazę?
- Oooo. Wiesz, że nie głupi pomysł? Też o tym myślałam. Ale jak już to może w wakacje, wiesz będziemy mieli więcej czasu i w ogóle. Ja tam dostępna jestem od ręki, ale reszta?
- No tak - zapomniałam, że Lucy nie chodzi do szkoły - Ej właśnie czemu nie zapiszesz się do nas do szkoły? Jesteśmy z tego samego rocznika byłybyśmy w tej samej klasie.
- Jakoś tak chyba mi się po prostu nie chce, siedzieć tyle w jednym miejscu i się nudzić.
- No niby tak, ale jednak czasem potrafi być ciekawie - przyznałam jej rację i dodałam coś od siebie.
- Można pomyśleć nad tym, ale jak już miałabym dołączyć to na nowy semestr.
- Okej.

Już chciałam wrócić do oglądania jednak wyczułam tą samą omegę co w szkole, spojrzałam na Lucy i już wiedziałam, że ona też to czuje. Odłożyłyśmy laptopa i zerwałyśmy się z łóżka, by następnie podejść do okna i obserwować okolicę. Kiedy nic nie zauważyłyśmy, zeszłyśmy na dół do salonu, by wyjrzeć przez okno tarasowe. Nawet zapaliłam światło, które jest na tarasie. Jedyne co zdążyłyśmy się dopatrzeć, to brązową dupe znikającą w krzakach. Nie minęła chwila, a ja otworzyłam szklane drzwi, w jednym momencie razem z dziewczyną się przemieniłyśmy i wskoczyłyśmy w śnieg, by chwilę później biec w stronę, w którą pobiegła tamta omega.

Tajemnica ChimeryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz