Dwa lata później
W moim sercu nie było ani krzty miłości. Nie byłam w stanie się uśmiechać ani żartować. Mimo to nasze życie zmieniło się na lepsze. Przede wszystkim opuściliśmy Phoenix w stanie Arizona i przebywając ponad jedenastogodzinny lot przeprowadziliśmy się do Londynu, gdzie zaprowadziły nas ślady ojca. Okazało się, że przed ponad piętnaście lat małżeństwa z moją mamą ten sukinsyn ani razu nie raczył jej tam zabrać. Do żadnego z siedmiu domów, które tak nagle stały się naszą własnością. Mama szybko sprzedała większość z nich. Nie chcieliśmy w nim mieszkać, choć sąd nalegał. Wynajęliśmy więc mieszkanie w jednej z kamienic, w pobliżu centrum skąd blisko było do szkoły, do której pójście zajęło mi ponad rok. Przez trzysta sześćdziesiąt pięć dni miałam nauczanie domowe, a w międzyczasie plątałam się po gabinetach ponad ośmiu terapeutów. Zlecono mi stałą obserwację w trosce o moje zdrowie i przebytą traumę, jak tłumaczyła mama.
Dzisiejsza sesja, była jedną z wielu jakie odbyłam w stosunkowo krótkim czasie. Thomas Grand był moim dziewiątym lekarzem. Wiedziałam, że nie ostatnim. Byłam ciężkim przypadkiem. Wielu odpuszczało już na początku.
‒ Nie słuchasz mnie, prawda Parker?
Z opóźnieniem oderwałam wzrok od spływających po szybie kropli deszczu przenosząc je na siedzącego naprzeciwko mnie mężczyznę. W Londynie ciągle padało co czyniło go miastem całkowicie różnym od tego, w którym się wychowałam. Mimo to, nie tęskniłam. Nie miałam za czym.
Z tego co zdążyłam zauważyć z pobieżnych obserwacji na twarzy Thomasa wiecznie malowało się coś na kształt zaintrygowania, a on sam był dość ciekawskim człowiekiem, który uwielbiał tą ciekawość zaspokajać zadając mi masę pytań, na które rzadko uzyskiwał odpowiedź. Mówiłam tyle ile było potrzebne. Nie chciałam, żeby zamknęli mnie w jakimś szpitalu psychiatrycznym. Nie byłam szalona. Kiedy po raz pierwszy przyszłam do jego gabinetu wydawał się nie rozumieć, dlaczego tak wiele osób przed nim zmuszonych było się poddać, co prawda nie wyglądam na gadatliwą, ale zawsze mogła to być tylko gra pozorów, prawda? Nie była nią, a on boleśnie się o tym przekonał podczas naszych kolejnych spotkań. Kątem oka dostrzegłam, że wyprostował się, położył dłonie na widoku i uśmiechnął się dbając by jego postawa wciąż sprawiała wrażenie otwartej – w ten sposób jego ciało wysyłało sygnały zachęcające do rozmowy, w przeciwieństwie do mnie samej – skrzyżowałam nogi, założyłam ręce, a wzrok utkwiłam w widoku za oknem. Miałam nadzieję, że nie będzie mnie za to winił.
– Jak się dzisiaj czujesz Parker? – ponowił próbę wyciągnięcia ze mnie informacji.
– W porządku – odparłam zwięźle, zgodnie z prawdą. Nie obudziłam się dziś przez koszmary, przesypiając spokojnie całą noc, więc naprawdę tak właśnie było. Nie czułam szczęścia, ale wątpiłam bym potrafiła kiedykolwiek doświadczyć podobnego stanu. Nawet niezbyt pamiętałam co oznaczało to uczucie.
‒ Chciałbym Parker, żebyś ze mną współpracowała. Pamiętasz na co umawialiśmy się na samym początku?
Kiwnęłam głową.
Obiecałam mu szczerość i to, że w razie potrzeby zwrócę się do niego po pomoc. Oczekiwał jeszcze, że podczas naszych cotygodniowych spotkań będę dzieliła się z nim jedną, choćby najmniejszą rzeczą, która mnie zaciekawiła. Rzeczą, o której pomyślałam przez chwilę nieco dłużej. Wbrew pozorem było to ciężkie zadanie, żeby znaleźć coś takiego. Przystałam na to.
‒ O czym pomyślałaś w tym tygodniu Parker? ‒ zrobił to. W końcu zadał to pytanie, a ja musiałam odpowiedzieć. Umowa była umową.
‒ O muzyce. Pomyślałam o muzyce.
CZYTASZ
Umierając powoli
Teen FictionNa świecie jest miliony dziewiętnastoletnich dziewczyn, ale była tylko jedna Parker Potter, która doświadczyła w przeszłości coś okropnego. Śmierć ojca z jej własnych rąk. Niewiele jej w życiu przeszkadza, z wyjątkiem upartego ciemnowłosego chłopaka...