Rozdział 3

21 0 0
                                        

Odgłos ciężkich kroków rozbrzmiewał w cichej okolicy, której szum deszczu zaburzał cały spokój. Przygaszone latarnie ledwie oświetlały puste wąskie ulice. Zdawało się, że w mieścinie nie ma żywej duszy, co było trafnym spostrzeżeniem, bo miejsce jest opuszczone od lat. Stare rozpadające się budynki, powybijane okna i zniszczone ogrodzenia dodawały okolicy mroku. Kolejne kroki były coraz głośniejsze, kałuże pluskały. Zachmurzone niebo zasłaniało słaby blask księżyca, a deszcz wyglądał na wieczny. Kompletnie mokre włosy Cole'a opadały na jego czoło, a on sam wyglądał jak żołnierz, którego nic nie powstrzyma. Towarzyszący mu młody blondyn był jego przeciwieństwem.

Max strachliwie podążał u boku starszego. Czarny płaszcz Cole'a, sięgający aż do łydek, dodawał mu znacznego charakteru, Max zaś ubrany był w czarną pikowaną kurtkę. Nie mógł przestać się rozglądać. Z jednej strony był zaciekawiony miejscem, w którym się znajdowali, lecz z drugiej przeszywało go przerażenie. Nie mógł pozwolić na to, żeby ktoś ich zobaczył, wręcz panicznie tego pilnował. Jego nieśmiałe zachowanie niesamowicie irytowało Cole'a, ale starał się nie zwracać na to uwagi. Nie chciał wyprowadzać się z równowagi, choć i tak wiedział, że to się stanie dzisiejszego wieczoru.

Każdy metr zbliżał ich do celu. Adrenalina podskakiwała Maxowi z każdym krokiem. Nie do końca był pewien, co brunet chce zrobić, ale jego zachowanie i to, co zabrał ze sobą mówiło tylko o jednym. Czarny pistolet, ciasno zaciśnięty między palcami starszego, wskazywał na to, że ma zamiar wykonać zlecenie. Ale czy naprawdę było to zlecenie, czy może tylko jego kaprys?

W moment skręcili w prawo. Znaleźli się na wąskiej uliczce między dwoma niewielkimi blokami. Minęła chwila i znów skręcili, lecz tym razem w lewo. Przed nimi ukazały się stare, obdrapane i zniszczone drzwi. Cole bez zastanowienia wkroczył do środka, Max po kilku sekundach podążył za nim. Teraz byli na klatce schodowej. Dookoła było mnóstwo drzwi, prowadzących do starych mieszkań, a trzy metry obok znajdowały się schody. Cole schował pistolet do kieszeni płaszcza. Max zaczął zastanawiać się, co jeszcze w niej trzyma. Echem rozniosły się kroki dochodzące z góry. Max zamarł. Ten dźwięk sprowadził go na ziemię i dopiero wtedy uświadomił sobie, po co właściwie tu są. Cole dumnie uniósł głowę do góry, czekając na nieznanego.

Ich oczom ukazał się mężczyzna. Wyglądał na wiek Maxa. Spokojnym krokiem schodził na dół, zbliżając się do nich. Na twarzy Cole'a ukazał się lekki zadziorny uśmiech. Obserwował przybyłego z niesamowitą dokładnością. Zachowywał ogromny spokój.

- Cześć. - odparł chwiejącym głosem.
- Dobry wieczór. - odpowiedział Cole.

Gdy stał już obok nich, Max mógł dokładnie się mu przyjrzeć. Miał krótkie szatynowe włosy, jego twarz była strasznie blada, w oczach dostrzegł iskrę strachu. Wyglądał bardzo młodo. Ile mógł mieć lat? Siedemnaście? Osiemnaście? Po co spotykał się z Cole'm, jeszcze w tym miejscu? Był niższy od Cole'a, co nie dziwiło Max'a, bo Cole mierzył prawie dwa metry. Przez chwilę spojrzeli sobie w oczy, a Max poczuł się, jakby był tutaj z nim, nie ze starszym.

- Po co on tu przylazł? - obcy ruchem głowy wskazał na Max'a.
- Uczy się.
- Masz?
- Muszę ci zadać jedno pytanie. - powiedział spokojnie Cole, po czym wyjął z drugiej kieszeni złożoną w pół kartkę. - Znasz go może?

Był to dokument, na którym widniało zdjęcie, imię i nazwisko, adres, szkoła i inne dane, o których zwykły człowiek pomyślałby, że nie da się ich zdobyć. Mowa była tu o niejakim Harveyu Laurel. Na oczach chłopaka wymalowało się przerażenie. Cole zauważył jednak, że szybko postarał się opanować, ale nie odrywając oczu od kartki papieru, odezwał się.

- To mój znajomy.. Znaczy przyjaciel. O co chodzi, skąd to masz? - jego głos zachwiał się w połowie wypowiedzi.
- Wiesz co robił letnimi wieczorami? - Cole powoli odsunął papier i spojrzał na chłopaka. Ten poczuł się jakby zaglądał mu do środka.
- Nie wiem.. - zająkał się.
- Wydaje mi się, że mu towarzyszyłeś. Powiedz, mylę się?
- Posłuchaj, nie wiem o chuj ci chodzi. Nie przyszedłem tu na pogawędkę, dawaj co masz i miejmy to za sobą. - wypowiedział na jednym wdechu. Jego wzrok odruchowo obracał się w stronę Maxa. W głębi duszy liczył na jego pomoc, choć Max nie miał pojęcia o co chodzi. Wyglądał tak samo jak drugi chłopak, choć mu pomagała myśl o tym, że Cole jest z nim. A raczej on z Cole'm. Usta wysokiego bruneta wykrzywiły się w szerokim uśmiechu. Jego wzrok stał się pogardliwy, a samo spojrzenie wyglądało na mordercze. Powoli zbliżył swoją twarz do szatyna.
- Wiesz ile miała lat? - szepnął. Nie otrzymał odpowiedzi - Cztery. Miała cztery lata. Poczułeś ukojenie, gdy patrzyłeś jak umierała? - przekręcił głowę w bok.
- To nie ja ją zabiłem! On to zrobił! Harvey! - wykrzyczał spanikowany, robiąc krok w tył.
- Miałeś w tym taki sam udział jak on. - wycedził Cole.

Max wciąż przyglądał się całej sytuacji z boku. Nie wiedział kto w tym momencie bardziej się bał - on, czy szatyn. Nerwowo skubał skórki palców w kieszeni, oczy miał szeroko otwarte a potem zdał sobie sprawę, że Cole jest naprawdę przerażający. Był kompletnie kimś innym niż gdy przebywał z nim w jego mieszkaniu. Sprawiający wrażenie po prostu cichego, niezbyt miłego i zasadniczego mężczyzny, teraz był jakimś demonem, którego jedyne co interesowało to przyjemność czerpana ze strachu i cierpienia tego chłopaka. Max miał ochotę wybiec stamtąd i już nigdy nie spojrzeć Cole'owi w twarz. Bał się go. Bał się go takiego, jaki był w tamtej chwili.

Brunet wyjął z kieszeni broń, którą dalej luźno trzymał w dłoni, ale nie celował z niej do chłopaka.

- Myślisz, że to sprawiedliwie? - donośny głos Cole'a rozniósł się po klatce schodowej. Szatyn na ten widok zaczął się wycofywać.
- Ty jesteś chory, nie zabijaj mnie! - krzyknął, jego oddech był cholernie niespokojny - To było dawno! Proszę, nie rób mi nic.
- Nie zasłużyła na śmierć. - powiedział Cole, po czym wycelował w udo chłopaka i po odbezpieczeniu broni strzelił w nie. Ten upadł na podłogę, zaczął wyć z bólu, z jego oczu płynęły łzy a policzki płonęły. Cole zbliżył się do niego jak w transie. Znów wycelował z pistoletu. - Ale ty tak - strzelił ponownie, tym razem w drugą nogę.

Max stał w bezruchu. Odnosił wrażenie, jakby nie miał panowania nad swoim ciałem, bez żadnych mrugnięć skupiał swój wzrok na przerażonym, cierpiącym chłopaku, który nie wiedział, którą z ran się zająć albo co w ogóle ze sobą zrobić. W jego głowie panował nieustanny chaos, choć pozornie było cicho, szum, krzyki, deszcz i inne dźwięki wprawiały go w uczucie szaleństwa, którego nie potrafił za żadną cenę opanować. Nie potrafił stwierdzić, czy to co się dzieje jest prawdziwe, czy może to tylko jego wymysł, zwykły koszmar, zwykła historia, którą właśnie ktoś mu opowiada. Pierwszy raz widział taki widok. Pierwszy raz widział z bliska broń, postrzelonego i strzelającego. Po raz pierwszy był świadkiem. Serce biło mu z nieustępliwą prędkością.

- Masz. Niech poczuje się tak jak ona. - zdecydowanie i opanowanie w głosie Cole'a doszło do niego dopiero po chwili, gdy zobaczył, że ten podaje mu broń.
- Cole.. Ja.. - z ledwością wykrztusił blondyn.
- Zabij go! - krzyk Cole'a przeszedł przez całe jego ciało. Dopiero teraz zrozumiał, co musi zrobić.
- Nie mogę. - pokiwał głową na boki. Trząsł się. Oddał ostatnie spojrzenie leżącemu na ziemi chłopakowi i wybiegł z taką prędkością, ile miał sił.
- Kurwa.

Cole przewrócił oczami. Obejrzał się za młodym , a potem znów odwrócił się w stronę drugiego. Zacisnął broń w dłoni. Wycelował ją i jednym celnym strzałem w głowę szatyna sprawił, że znów zapanowała grobowa cisza. Chłopak leżał już martwy, krew wypływająca z jego ciała tworzyła kałużę krwi, która powoli do stóp jego zabójcy. Brunet ostatni raz zmierzył go wzrokiem, po czym ze spokojem odwrócił się i wyszedł na zewnątrz.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jul 02, 2023 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Dead AliveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz