20 grudnia 2022
Wtorkowy poranek zaczął się od wielkiej śnieżycy. Całą uprzednią noc padało, oblepiając wszystko dookoła grubą warstwą białego puchu. Louis miał nadzieję, że chociaż te święta będą białe. Tak bardzo nienawidził, gdy tuż przed samą wigilią wszystko magicznie się rozstapiało. Blask choinek musiał zgrywać się z idealnie błyszczącym śniegiem na zewnątrz i kropka. Przecież do tego był przyzwyczajony będąc jeszcze dzieckiem. Czasy się zmieniały, klimat również, więc niczego nie można było wykluczyć.
Louis wstał wcześniej niż córka, która zasnęła w jego łóżku. Złożył na jej policzku małego całusa i ubierając się w biegu, zszedł na dół. Niechętnie otworzył drzwi, a lodowate powietrze nieprzyjemnie otuliło jego twarz. Szybko je zamknął doskonale wiedząc, że ciepłe ubrania tego dnia będą zdecydowanie na liście rzeczy obowiązkowych. Wrócił się zarzucając na siebie grubą, puchową kurtkę i ponownie wyszedł na zewnątrz. Wyjął z garażu łopatę do śniegu i zaczął tworzyć szerokie ścieżki. Śnieg sięgał powyżej kostek, więc to nie było już coś subtelnego. Nieco zmęczony, zauważył w oddali Harrego, który żwawo podążał w jego kierunku.
- Cześć, Lou! - krzyknął radośnie, machając mu z oddali. Ten nie spostrzeżenie opuścił swoją łopatę, na co Harry zaśmiał się w głos. Gdy tylko zbliżył się do jego posesji śmiało zapytał - nie potrzebujesz nic ze sklepu? - trzymając w dłoniach dużą i pokaźną torbę na zakupy.
- Kurcze pieczone... mógłbyś wziąć nam bułki? Do wieczora szlajaliśmy się z Sophie po galerii, ale oczywiście zapomniałem o pieczywie - sapnął zdyszany chłopak.
- Nie ma problemu, widzimy się za godzinkę - uśmiechnął się kręconowłosy, poprawiając swoją zieloną czapkę, idealnie kontrastującą z jego oczami.
Po zakończonych pracach Louis wszedł do domu, zastając na wpół śpiącą dziewczynkę na stołku kuchennym. Mała przecierała oczki, a jej różowa piżamka w misie podwinęła się, odkrywając jej mały brzuszek. Ojciec podszedł bez wahania, wpierw zdejmując z siebie kurtkę i naciągnął małej istocie piżamkę na brzuch.
- Zimne! - krzyknęła, odskakując na bok.
- A jakie mają być? - zaśmiał się. - Robiłem porządki, żebyśmy nie musieli dryfować po białym puchu - powiedział spokojnie, dając jej małego pstryczka w nos.
- Spadło jesce więcej śniegu?! - krzyknęła od razu ożywiona, szybko podbiegając do okna. Louis podążył za nią, podnosząc ją na rękach, by mogła wszystko zobaczyć.
Duże zaspy stworzone przy odśnieżaniu sięgały niemal połowy okna, a białe płatki wciąż sypały ochoczo, niczym manna z nieba. Było tak jasno i mroźnie. Słońce świeciło niesamowicie, rozprzestrzeniając małe, błyszczące iskierki na śnieg, który migotał pod ich naciskiem. Mimo takiego chłodu chłopak naprawdę ucieszył się z tego śniegu, dzieciństwo zaczęło malować mu się przed oczami.
Po zapoznaniu ze śniegiem Louis zabrał małą do kuchni na śniadanie. Jego żołądek także wydawał ostatnie tchnienia. Nie było to łatwe, gdyż Sophie nie dało się oderwać niemal przez pół godziny od okna, gdyż zachwycała się białą kołderką na zewnątrz. To był tak naprawdę jej pierwszy prawdziwy, większy śnieg, więc nie można było się temu dziwić.
Kolorowe płatki na mleku zapełniły dziewczynce żołądek, a szybka jajecznica dla niego samego była szczytem możliwości kulinarnych. Oboje zadowoleni udali się na górę w celu przebrania córki w coś cieplejszego, niż piżama. W tym samym momencie przyszedł Harry.
- Przyniosłem bułki! - krzyknął żywo, a głęboki głos rozlał się po całym domu, docierając także na górne piętro. Louis wychylił się śmiało, zostawiając na chwilę małą. Zbiegł po schodach zapraszając Harrego na herbatę w ramach podziękowania i oddania pieniędzy.
CZYTASZ
Christmas time || Larry
FanfictionGrudzień, tydzień tuż przed wigilią. Rola ojca spoczęła na Louisie niczym grom z jasnego nieba, zabierając mu o wiele więcej, niż mógłby przypuszczać. Skrywane od lat uczucia ciążą Harremu zbyt długo, by być uciszane jedynie obecnością i opieką, któ...