23 grudnia 2022
Dzień przed wigilią. Przyszykowania trwały w najlepsze. Anne latała z kąta w kąt, czekając na wieczorny przyjazd swojej córki. Przygotowywała ostatnie potrawy, nie mogąc nic wydobyć ze swojego syna, po tym w jakiej sytuacji go została dnia poprzedniego. Harry pomagał od rana w kuchni, starając się za wszelka cenę uniknac tematu wczorajszego zajścia. Było to ciężkie, zwłaszcza, że kobieta był atroskliwą matką. Oczywiście wyspowiadała wszystko ojcu Harrego, więc i ten chciał znać prawdę. Nie, żeby nie domyślał się orientacji syna, ale chciał to usłyszeć od niego, niż snuć przez całe życie domysły. Żadna rozmowa nie doszła do skutku.
Dochodziła godzina piętnasta, kiedy wszystkie rzeczy były już praktycznie gotowe w domu Stylesów. Ojciec pozakładał mieniące się światełka na ozdobne haczyki na ścianach. W drzwiach dumnie wisiała jemioła, a duży, ozdobny łańcuch świąteczny, który co roku u nich gościł osiadł na drzwiach frontowych. Harry nie wiedział jak ma postąpić. Miał pomóc tego dnia Louisowi w kuchni, doskonale znając jego zaawansowany poziom gotowania. Jednak nie wiedział czy powinien w ogóle się tam zjawiać. Postanowił do niego napisać krótką wiadomość.
- Chyba nie powinienem dziś przychodzić, wybacz - napisał szybko, wysyłając pod właściwy numer, w mgnieniu oka otrzymał odpowiedź.
- Proszę Cię, przyjdź - odczytał i niewiele myśląc wskoczył w czyste ubrania, będąc niemalże w ciągu pięciu minut gotowy wyjść.
Serce podchodziło mu do gardła, a dłoń trzęsła się nim zapukała do drzwi. Nie chciał wchodzić swoją parą kluczy, jak zawsze uznając to w tej stacji za niestosowne, więc zapukał. Usłyszał jedynie głośne - wejdź - więc szybko, ale niepewnie przekroczył próg domu. To co zastał w środku niemal zwaliło go z nóg. Kupa dymu unosząca się w kuchni, Louis stojący z niemalże z zwęglonymi plastrami ryby i mała Sophie, która wyglądała na całkowicie wystraszoną. Kręconowłosy szybko zaczął interweniować, więc szybko chwycił po drugą parę rękawiczek kuchennych. Wyrzucił spalone kawałki do worka na śmieci i ostrożnie wyniósł winowajcę przykrego zapachu na zewnątrz.
- Co się stało?! - krzyknął wyższy, niemal w biegu otwierając wszystkie okna. Po chwili chwycił płaczącą małą i zaczął ją uspokajać na rękach.
- To jest kurwa dramat! Chciałem rozmrozić rybę, ale zamyśliłem się. Płaty się spaliły, a za trzy godziny będą moi rodzice i siostry, na dodatek wszędzie jebie tym okropieństwem - krzyknął rozzłoszczony, odbierając od Harrego małą. Pocałował córkę tłumacząc, że nic się nie stało. Harry niewiele myśląc, pobiegł do lodówki patrząc na to co Louis ma przygotowane. W dwóch miseczkach stały zaledwie dwie sałatki.
- Rozmrażałeś rybę w piekarniku? - zapytał kręconowłosy, wcale nie zaskoczony z lekkim śmiechem w tle.
- Nie oceniaj mnie. Znasz mój stosunek do gotowania. Myślałem, że to dobry pomysł, ale no nie spojrzałem na zegarek i wyszło jak wyszło - sapnął zły.
- Dobra, coś ogarniemy - sapnął podbudowująco Harry, mając już w głowie plan.
Szybko podjechał do sklepu po kolejną rybę, którą kazał zrobić Louisowi jutro, by była świeża. Wrzucił do koszyka po drodze jeszcze parę potrzebnych rzeczy i wrócił w mgnieniu oka. Postanowił pomóc mu z zrobieniem jakiegoś ciasta powitalnego dla jego licznej rodzinki. Końcowo decydując się na klasyczny sernik z morelami. Od razu wzięli się do pracy.
Harry mieszał składniki w misce, a Louis jedynie wrzucał z pomocą małej Sophie kolejne rzeczy do niej. W ciągu dwóch i pół godziny zdążyli zrobić także ciasto marchewkowe, które było od zawsze obowiązkowym elementem na stole Stylesów. Mała zajadała się co chwila odkrajanymi okruszkami, bawiąc się przy tym niesamowicie. Wesołe piosenki świąteczne rozładowały napiętą atmosferę i nieco puściły w niepamięć wczorajszą sytuację, a przynajmniej do pewnego momentu.
CZYTASZ
Christmas time || Larry
FanficGrudzień, tydzień tuż przed wigilią. Rola ojca spoczęła na Louisie niczym grom z jasnego nieba, zabierając mu o wiele więcej, niż mógłby przypuszczać. Skrywane od lat uczucia ciążą Harremu zbyt długo, by być uciszane jedynie obecnością i opieką, któ...