one shot

376 21 18
                                    

Jechałem sobie spokojnie na burgershota a tu nagle z tyłu syreny i światła policyjne. Zatrzymałem się na poboczu i uchyliłem grzecznie okienko z samochodu.

-Dokumenty i prawo jazdy poproszę- super Grzechu idealnie.

-Oo super, że jesteś właśnie miałem dzwonić- powiedziałem prawdę iż nie musiałem kłamać.

-W jakiej sprawie kochanie?- spytał tak po prostu bez zmiany.

-Noo na święta z rodzinką- powiedziałem podekscytowany i niestety nie w idealnym monecie, ale może zapomni.

-To zgadamy się później a teraz dokumenty- kurwa niech to szlag.

-Już daje- powiedziałem smętne i podałem mu papiery.

-Zadzwonię za godzinkę o której kończysz?- gdy skończyłem zabrałem dokumenty od niego.

-No tak o 19 przyjedź- spojrzałem na niego a później na zegarek mam jeszcze cztery godzinki.

-Okej to do zobaczenia- powiedziałem i odjechałem pokazując mu moje białe kły.

Dojechałem na miejsce wysiadłem i wszedłem do budynku, przy tym witając się z pracownikami. Wszedłem na zaplecze i przywitałem się z innymi. Dałem pomysł innym byś my se opierdolili banczyk, większość chciała zrobić świąteczny inni woleli iść na zakładników a inni odmawiali. Przystało, że będziemy przebrani za mikołajów i zbieramy pieniądze do wora od mikołaja. Gdy szykowaliśmy się do wjazdu do banku, oczywiście zgarnęliśmy jakiegoś jednego randoma by to jakieś podejrzane nie było. Wsiedliśmy do banku i ja zająłem się hakiem. Gdy skończyłem przyszedłem do chłopaków.

-Silny daj mi coś wynegocjować za jednego, proszę- popatrzyłem na niego słodkimi oczkami. Zgodził się, essa.

-Dzień dobry za jednego, poproszę pogawentke z Montanhą- zachichotałem i popatrzyłem na policjanta, który mi się przyglądał.

-Dobra na 5 minut nie dłużej- zgłosił na radiu, iż monte ma się zjawić. Gdy szedł w moją stronę kiwnąłem głową by podążał za mną.

-Dzisiaj wigilia o 19:30 idziesz?- powiedziałem gdy biliśmy w sejfie i krótko go pocałowałem, oczywiście oddał pocałunek. Gdy się oderwaliśmy przytulił mnie.

-Oczywiście, i tak nie mam nic do roboty- mówił przytulając mnie.

-Dobra do do zobaczenia- powiedziałem gdy szliśmy wąskim korytarzem, on wyszedł a ja zostałem z chłopakami. Silny dokończył negocjacje a my zajęliśmy się ucieczką. Gubiliśmy ich trochę dłużej niż zawsze, ale to dlatego, że mój dzielny chłopak jechał na U1. Zawsze w niego wierzę, no są wyjątki, ale to małe. W końcu ich zgubiliśmy, rozjechaliśmy się by przygotować się na wigilie i zmienić te stroje dziwne, że Grzesiu tego nie skomentował. Za pól godziny 18 mogę się iść wykąpać. Gdy wszedłem pod prysznic zadzwonił mój telefon, postanowiłem iż oddzwonię nie chcę wychodzić z pod prysznica. Cały czas dzwonił mój telefon, więc wykąpałem się szybko. Gdy skończyłem się szykować wyszedłem z łazienki po mój telefon i zajrzałem, przeraziło mnie to trochę, bo piętnaście nie odebranych połączeń od silnego, dziesięć od vaskeza, siedem od carbo i trzy od speddo. Lecz przeraziło mnie to, że tylko jedne nie odebrane połączenie od Grzesia. Zadzwoniłem do silnego nie odebrał, tak samo jak carbo czy vaskez. Monte też nie odbierał a za chwile miałem po niego jechać, więc ubrałem się i wyszedłem z mieszkania. Gdy jechałem na komendę zadzwoniłem do speedo.

--Halo kurwa, czemu nikt nie odbiera speedo-- zacząłem się drzeć na chłopaka, po prostu puściły mi nerwy.

--Jest mini problem szefie, tak jakby-- zamurowało mnie.

--Tak jakby co-- powtórzyłem słowa speedo by mi opowiedział co się stało.

--Tylko niech się szef nie załamie-- powiedział po czym usłyszałem carbo w słuchawce, podejrzane. --Boo porwali vaskeza znaczy on już jest, ale chcieli go wymienić na Monthane i Monthana powiedział, że nie ma opcji to vaskez zaczął strzelać i Monthanie się oberwało-- powiedział chłopak na jednym wdechu.

--Pojebie mnie z wami, nawet świąt z monte nie da się bo w kurwa go upilnować nie umiecie-- powiedziałem skręcając na szpital. --W tym momencie na szpital, już!!-- wydarłem się do telefonu i się rozłączyłem, zapierdalałem na szpital, że sam prawię bym tam zaraz trafił, Gdy zobaczyłem auto tego zasranego grzyba, jadące za mną zacząłem się przyglądać. Gregory siedział na siedzeniu ze skwaszoną miną, Vaskez uspokajał Speedo a Carbo z Silnym rozmawiali, nie mam pojęcia o czym ale prawie bym w rów wjechał, zagapiłem się. No na Grzesia oczywiście. Gdy dojechaliśmy na szpital wystrzeliłem z auta jak z procy strzała.

-Monte trzymasz się- krzyknąłem otwierając drzwi.

-Spokojnie diabełku, nic mi nie jest- powiedział, żebym się uspokoił, troszeczkę podziałało.

-Widzę, Carbo Silny pomocy, złapcie go pod ramię. Szybko ruszaj się!- wydarłem mordę na nich, bałem się o bruneta, był dla mnie całym światem.

-Diabełku, słoneczko spokojnie, siłą nic nie zrobisz- gówno prawda. Pomyślałem.

-Dobra idźcie szybko, lekarza!- wydarłem się by ktoś szybko przyszedł i pomógł mojemu skarbowi.

-O Knuckles ranny?- zapytał jeden, zignorowałem to i pokazałem na monte, który ledwo stał. Już nie odzywałem się tylko po cichu szedłem za nimi. Grzesiek miał operację z wyciagnięcia kuli, czekałem przed salą i czekałem. Lekarz wyszedł z sali. Wstałem i spytałem się co z nim.

-Operacja się udała, pacjent wypoczywa, można do niego wejść- wbiegłem do sali i od razu usiadłem na krześle obok łóżka.

-Jak się czujesz- spytał mnie Grzesiek.

-Gregory nie wkurwiaj u mnie wszystko w porządku, nic ci się nie stał- gdy chciałem dokończyć zdanie on przysunął się do mnie i mnie pocałował, oddałem pocałunek. Oczywiście jebany grzybek musiał wejść do sali i psuć romantyczny nastrój.

-No już daj mu odpocząć, jak się czujesz- zapytał Gregorego oraz spojrzał na mnie.

-Dobrze, ale trzeba iść do koła świata- powiedział jakby jakimś tajnym kodem.

-O co chodzi- zapytałem chłopaków i spojrzałem na monte, szatyn nagle wstał ledwo, ale wstał.

-Erwinie Knucklesie, jesteś wspaniałym mężczyzną, i doskonałym chłopakiem. Jesteśmy razem już ze sobą rok i chciałbym cię zapytać.- to się dzieje o boże, uklęknął i powiedział- Wyjdziesz za mnie- patrzyłem na niego jak głupi, ale zdecydowałem się po sekundzie. On otworzył pudełeczko gdzie był piękny pierścionek ze szmaragdem.

-Oczywiście, wyjdę za ciebie- powiedziałem jak zaczarowany wkładając pierścionek na palec i pocałowałem mojego narzeczonego.

-No to ja już ide po chłopaków, zrobimy świata tutaj- powiedział

-Ale ja mogę już wyjść ze szpitala- powiedział ciszej Gregory.

-W twoich snach Gregory, zostajesz i zdrowiejesz. Wiem że nie lubisz szpitali, ale masz zostać- powiedziałem ostro do mojego narzeczonego. Jak to brzmi. On na odpowiedź mruknął coś i już nic się nie działo. Wigilia upłynęła nam spokojnie każdy dawał sobie prezenty, ale ja od monte dostałem najlepszy prezent na świecie. On dał mi siebie, a ja mu siebie.

-Wesołych świąt monte-powiedziałem.

-Wesołych świąt diabełku-powiedział po czym mnie pocałował.

===================================
1050 słów

Noo taki świąteczny jutro wrzucę jeszcze jeden bo od dawna miałam zrobić, ale jestem leniem heheheh. Wesołych świąt kochani, o której u was prezenty się otwiera???

Wesołych swiąt ||morwin||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz