II ~ Una favola ti aspetta

830 15 3
                                    


Piętnaście. Oto moja nowa znienawidzona liczba. Tyle dodatkowych okrążeń musiałam przebiec przez to, że wczoraj wieczorem wyszłam do ogrodu nikogo nie informując. Moja wina. Miałam nadzieję, że przynajmniej nie cofną mi zgody na wyjście z Nico podczas wyjazdu. To byłaby o wiele większa tragedia niż te piętnaście kółek wokół boiska. Trening toczył się później normalnym trybem. Dokończyłyśmy rozgrzewkę, zaczęłyśmy ćwiczyć zagrywki i przyjęcia. Byłyśmy dobre w tych elementach, miałyśmy świadomość tego jak istotne są. Bez dobrego serwisu nie było szans na punkty przy własnej zagrywce, a bez tego i na wygranie meczu. Bez dobrego przyjęcia szanse na wyprowadzenie skutecznego ataku były niskie, a to równało się brakom punktów z akcji. Oczywiście zawalenie któregoś z tych elementów równało się stracie punktu, więc mocno się przykładałyśmy do pracy nad nimi, by móc wygrywać spotkania. Później ćwiczyłyśmy akcje. Przyjęcie, wystawa, atak z prawego i lewego skrzydła. Szło nam bardzo dobrze, ale na tym etapie musiało tak być. Nie mogło mam nic szwankować kilka dni przed mistrzostwami, musiałyśmy być w formie. Starałyśmy się też zaprezentować z jak najlepszej strony. Miałyśmy motywację.

Po ćwiczeniach fragmentów gry przyszła pora na trening w warunkach meczowych. Podzieliłyśmy się na dwie drużyny i zagrałyśmy dwusetowe spotkanie w trakcie którego trenerzy krzyczeli do nas różne uwagi i instrukcje. Chcieli byśmy wypadły najlepiej jak się dało. Oni też marzyli o zdobyciu nagrody na mistrzostwach.

Radziłyśmy sobie bardzo dobrze. Raczej nie wyśmienicie, bo wciąż miałyśmy drobne błędy, ale nie było tragedii. Potrafiłyśmy zaserwować trudne piłki, ale też je przyjąć, zaatakować i postawić blok. Nie miałyśmy znacznych problemów w żadnym elemencie, nie popełniałyśmy takich błędów jak nadepnięcie linii czy dotknięcie siatki. Byłyśmy usatysfakcjonowane po treningu, miałyśmy więcej wiary w siebie przed meczem z Egipcjankami. Chciałyśmy wygrywać. Część z nas rok wcześniej zajęła trzecie miejsce na Mistrzostwach Świata U19. Pamiętałyśmy  jak to jest mieć brązowy medal na szyi i chciałyśmy w tym roku osiągnąć przynajmniej tyle, a najlepiej jeszcze więcej. Zapowiadało się jednak, że będzie o wiele trudniej, bo w tych zawodach brały udział jeszcze Japonki, Rosjanki czy Turczynki i ewentualne mecze z nimi byłyby nie lada wyzwaniem. W naszej grupie miałyśmy się spotkać z Egipcjankami, Chinkami i Peruwiankami. Nie lekceważyłyśmy ich, jak zawsze przygotowywałyśmy się do tych meczów jak do gry z Mistrzyniami, ale gdzieś z tyłu głowy miałyśmy świadomość, że byłyśmy faworytkami w grupie.

Popołudniu tego dnia miałyśmy jeszcze godzinę na siłowni i codzienną rozmowę podsumowującą ćwiczenia i naszą kondycję oraz informację o tym co jeszcze należy poprawić do danego meczu. Po kolacji miałyśmy już czas wolny, ale tym razem nigdzie nie wychodziłam, nie chciałam ryzykować. Już i tak wystarczająco dużo siwych włosów przysporzyłam wczoraj sztabowi. Siedziałam więc sama w pokoju i robiłam lekcje włoskiego do oporu, bo Oliwia wyszła na ploteczki do dziewczyn cztery pokoje w prawo od nas. Miałam warunki do spokojnej nauki czasu przyszłego, czasowników nieregularnych i planowania ślubu, bo autorzy kursu stwierdzili, że to będzie świetne połączenie. Tak, teraz mogłam pogadać z Nico o ślubie, jeśli do trzydziestki bylibyśmy singlami, co w jego przypadku było niemożliwe. Z naszej dwójki to ja miałam większe szanse na to, że będę sama do końca świata. I jeden dzień dłużej.

Kiedy jednak poczułam, że to już za dużo nauki włoskiego jak na jeden dzień, czyli jakoś po dziesięciu wykonanych tematach i płynnym przejściu z planowania ślubu do ciąży, stwierdziłam, że mogłabym w końcu porozmawiać z rodzeństwem, bo nie odzywaliśmy się do siebie już kilka dni. Z tego co wiedziałam kadra seniorska miała być już w Chicago i pewnie przygotowywali się do ostatnich meczów grupowych. Niestety mój brat nie był w zespole grającym mecze fazy pucharowej i wrócił wcześniej do Polski. Ostatni etap VNL miał zacząć się pojutrze, dlatego tym bardziej chciałam porozmawiać z bratem, dowiedzieć się jak się czuje, co myśli. Domyślałam się, że nie był najszczęśliwszy, bo nie mógł grać. Wybrałam jego numer, a w czasie oczekiwania na to, aż odbierze, napisałam wiadomość do siostry. Czasem zastanawiałam się czy im się nie narzucam, ale potem przypomniałam sobie słowa babci i to, że rodzinie nigdy się nie narzucam. A ja w tej chwili starałam się okazać troskę o moje rodzeństwo.

Sii Mio. Sii Mia. || Nicola ZalewskiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz