Rozdział 14: Ale co ja tu robię?

221 14 0
                                    


Amelia Bones, jak zawsze wieczorem, po całym dniu pracy, kończyła wypełniać wszystkie dokumenty, gdy, tuż przed jej twarzą, pojawił się list. Zaskoczona tak nagłym pojawieniem się niespodziewanego pergaminu, odskoczyła do tyłu razem z krzesłem. Długo nie trwało, zanim rozpoznała charakterystyczne, pełne zawijasów pismo Dumbledore'a, więc, bez większych oporów, chwyciła krótką notkę do ręki i zaczęła czytać. Z każdym następnym zdaniem, na jej twarzy pojawiało się coraz więcej różnorodnych emocji – od szoku, poprzez niedowierzanie aż w końcu podziw.

Jak to było w ogóle możliwe?

Nie miała pojęcia. Jednak jedna rzecz była pewna – to nie pierwszy raz kiedy Harry Potter dokonał czegoś, co reszta świata uważała za niewykonalne.

Przypominając sobie o końcówce listu, wstała zza biurka i skierowała się do drzwi. Musiała udać się do Ministra i skonsultować z nim skład zespołu nadzorującego bramę do Hogwartu. Podchodząc do drzwi jego gabinetu, już wiedziała, że coś było nie tak. Nie stał bowiem przed nim żaden auror, a w samym korytarzu nikogo nie było. O tej godzinie powinno się tu kręcić mnóstwo osób. Niepewnie, wyjęła różdżkę z rękawa, rozglądając się na boki i nasłuchując, ale z pomieszczenia nie doleciał do niej żaden dźwięk.

Zapukała.

Cisza.

- Korneliuszu? - otworzyła ostrożnie drzwi, zaglądając do środka, ale gabinet był pusty.

Gdzie on mógł pójść o tej godzinie? Wszystkie spotkania już się zakończyły, a z tego co wiedziała, nie planował wychodzić wcześniej do domu, jak zawsze zawalony dokumentami.

Weszła do środka, podchodząc do biurka, i odsuwając na bok własne raporty, które wysłała kilka godzin wcześniej. Nie patrząc nawet na papierki po cukierkach, które Minister dostawał na każde święta od Dumbledore'a, jej wzrok odnalazł wyciągnięty z koperty, krzywo pozaginany list, najwyraźniej rozpakowywany w pośpiechu. Nie mogąc się oprzeć, wyciągnęła po niego rękę.

Drogi Korneliuszu,

wiem, że tego poranka nie miałem najlepszego humoru, jednak musisz przyznać, że dawno nie popełniłeś tak wielkiej ilości błędów jednocześnie. Udało mi się znaleźć rozwiązanie, które pomoże nam obu i zatuszuje wszystkie niedopowiedzenia. Z niecierpliwością czekam na twoje jak najszybsze przybycie.

Nie było podpisu, jednak nie był on potrzebny. Dobrze znała to pismo. Ale... To nie miało sensu! Przecież w takim wypadku Minister był zagrożony!

Nadal całkowicie zszokowana, schowała list do kieszeni i obróciła się na pięcie. Musiała o tym komuś powiedzieć. Komukolwiek, inaczej wszyscy będą w wielkim niebezpieczeństwie!

- Jest mi bardzo przykro, moja droga Amelio – odezwał się głos ze strony drzwi, a ona zamarła, unosząc przerażony wzrok. - Ale dowiedziałaś się nieco za dużo. Obliviate.

***

Korneliusz nie pamiętał, kiedy ostatnio był z siebie tak zadowolony. Oczywiście, wczorajszy wieczór nie skończył się tak jak to sobie planował, ale skoro rozwiązanie tej nieprzyjemnej sprawy samo do niego napisało, czemu miał się nie cieszyć? W końcu wszystko skończy się dobrze!

Praktycznie natychmiast po otrzymaniu listu odprawił wszystkich pilnujących go aurorów, dając im wolne na resztę wieczoru i wybiegł z Ministerstwa, jak najszybciej teleportując się na miejsce spotkania.

I tyle by było z jego dobrego humoru.

Nie zdążył zrobić dwóch kroków, bo po niebie przetoczył się głośny grzmot, a w następnej chwili poczuł jedynie jak opada na trawę. Ostatnią rzeczą jaką zobaczył, była unosząca się z niego, delikatnie niebieska mgiełka.

Mały wypadekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz