Castiel's secret (part 1)

293 34 27
                                    

Opuściwszy Krwawe Trzęsawisko wyszli z lasu na polanę w pobliżu rzeki, nad którą górowało wzgórze, a na nim młyn. Budowla wyglądała na kompletnie opuszczoną, zatrzymali się przy niej i ich oczom ukazało się pole słonecznikowe – ostatnia prosta. Ostatnia przeszkoda na drodze do Stolicy.

– Jesteśmy prawie na miejscu – Dean potrząsnął głową. – Nie do wiary.

A zatem tamten starzec naprawdę wskazał im właściwy kierunek, a nawet skrót, bo przecież dotarli tu w czasie o połowę krótszym niż powinni. Poszło im zdumiewająco szybko. Odwiedzenie Krwawego Trzęsawiska wciąż stanowiło jednak według niego cenę zbyt za to wysoką – Sam rozbił sobie łeb. Owinęli mu go kawałkiem materiału, żeby się nie wykrwawił i przywlekli go tutaj na swoich barkach, każdy z nich po jednej jego stronie. Słońce opadało wolno ku linii horyzontu, niebo zmieniło kolor.

Opuścili Sama na trawę.

– ŻYJESZ, SAM? – blondyn spytał go, przesadnie głośno. – Bladyś coś.

– Zagoi się jak na psie – Sam charknął, uśmiech przyszedł mu z trudem. Sam fakt, że nie odezwał się, odkąd został poszkodowany, nie odezwał się SŁOWEM, nie śpiewał też i nie nucił, mówił za siebie.

– Przemokło ci to – Cas poruszył prowizoryczną materiałową opaskę na jego czole; rzeczywiście, namokła krwią. – Powinniśmy ci to zmienić, bo jeszcze wda ci się jakieś paskudztwo. Opatrunki powinny być czyste. – Umilkł na moment, popatrzył po Deanie, który miał na sobie trzy warstwy ubrania, kurtkę, koszulę i koszulkę. On miał na sobie poza trenczem tylko jedną. – Dean? – odchrząknął. – Dasz mi swoją koszulę? Swoją oddam jemu. Zrobimy mu z niej bandaż.

Dean nie odpowiedział od razu, przez chwilę patrzył tylko na niego, nie mówiąc nic – w porządku, zabrał się do ściągania kurtki. Ostatecznie nie miał żadnego powodu, by się na takie rozwiązanie nie zgodzić. Cas zrzucił trencz, rozpiął guziki białej koszuli; od pasa w górę rozebrał się do naga, w przeciwieństwie do Deana, który zastygł, znieruchomiawszy na jego widok jak woskowa figura. O kurwa. Gdy spotkali się w wieży katedry, Cas miał podwinięte rękawy, a spod materiału koszuli wystawał fragment jego nagiej piersi, ale zobaczyć... brzuch, to co innego. Przełknął ślinę, biorąc się w garść by podać mu swą bordową flanelę.

– Dzięki – Castiel złapał ją i naciągnął na siebie. Winchester zamrugał, odwrócił wzrok, skierowując go daleko w pole. – Jak myślisz – przykucając przy skinwalkerze Castiel niestety ponownie ściągnął na siebie jego uwagę, było mu... wyjątkowo dobrze w ubraniu Deana, całkiem do twarzy, choć rzucało się w oczy, że ta koszula nie należy do niego, tylko do kogoś innego. Zwyczajnie nieźle na nim leżała. – W tym młynie ktoś mieszka?

– Mieszkał, dawno temu – Sam odparł za blondyna. – Stary młynarz, któremu umarła żona. Jednej pełni zaatakował go wilkołak.

Westchnięcie. Dean westchnął.

– To jedno pole słoneczników. Możemy przejść je i załatwić to jeszcze dzisiaj, pewnie zjawimy się tam po zmroku, ale-

– Sam jest ranny – Cas przerwał mu. – Dajmy mu odpocząć, skoro to tak niedaleko to jaką robi to różnicę? Przejdziemy pole z samego rana. Mamy... miejsce do nocowania – wskazał młyn. – Noc zapowiada się na ciepłą. Zostańmy tu.

Nie miał siły się z nim kłócić. Jego złość, poczucie żalu, skrzywdzenia, przygasły, jak ledwo tląca się żarówka, gdy ujrzał Stolicę tak niedaleko, właściwie w zasięgu ręki.

A więc to by było na tyle, nazajutrz rano rozstaną się z Casem na zawsze. Cas dołączy do aniołów, a on wróci do siebie, do swego dawnego rodzinnego domu, jak pragnął. Przez całą drogę poganiał ich, bo nie mógł się tego doczekać – teraz dziwnie jasnym stało się, iż oddałby wiele, by zyskać jeszcze jedną dobę, jeszcze jeden dzień na ukwieconej łące, jeszcze jeden wieczór w karczmie Benny'ego. Popatrzył po nich, po Samie, po Casie rozwijającym mu stary opatrunek i zawijającym nowy.

I prawdziwy swój przybierzesz kształt (DESTIEL SHREK AU) - UKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz