trzy

70 3 1
                                    

Gilbert szedł korytarzem wielkiego domu. Rozglądał się naokoło próbując wypatrzyć najmniejsze poruszenie. Po przeżyciach ostatniego dnia miał głęboką nadzieję, że Węgry nigdy więcej nie wyjdzie z pokoju.
No przecież sama się zgodziła no. Baby.
W duchu przyznał samemu sobie rację i z naburmuszoną miną i wciąż bolącym kroczem usiadł na parapecie wpatrując się w park. Widok z okna Elki był znacznie lepszy. Było dokładnie widać uroczo wystające korzenie i śmiesznie zwisające listki. A jeśli dobrze się przypatrzyć, nawet wybrzuszenia i nierówną korę. Prusy przeszedł przyjemny dreszcz. Zdusił w sobie dziką ochotę wybiegnięcia na dwór i hasania po parku. Myślał teraz, jakby to było wspaniale mieszkać w lesie. Jak Tarzan. Wśród drzew. Tak. Dookoła rosłyby dęby, brzozy, lipy, świerki, może jakaś smukła palemka i...
- Znowu się podniecasz drewnem?
Zeskoczył z parapetu i odwrócił się twarzą w stronę Erzsebet. gapiła się na niego tak... Tak oschle i bez uczucia. Skulił się nieco i zauważył, że trzyma w ręku palnik z butlą.
- A po co ci to?
- Idę na dwór.
Idzie na dwór? Ale po co idzie na dwór o szóstej rano? I to z palnikiem? Z palnikiem z butlą, na dwór, tak wcześnie rano... To źle wróży. Węgierska wiedźma coś kombinuje. I to coś się z pewnością odbije na zdrowiu Prus. Jak zawsze z resztą. Z palnikiem, na dwór. Ale po co jej palnik?! Jeszcze pożar spowoduje.
Zaraz. Elka. Palnik. Podwórko. Park. Drzewa.
Drzewa!
- Neeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeein!
Rzucił się na nią wytrącając jej mordercze narzędzie z rąk. Upadli na dywan w mdłe wzorki.
Węgry patrzyła na niego, jakby spadł z księżyca.
- Powaliło cię?! Co ty robisz?!
Oddychał ciężko. Trzymał ją za nadgarstki nie pozwalając się ruszyć.
- Nie dotkniesz drzew.
- Boże, znowu drzewa...
- Ja wiem, że ty się chcesz mścić, ale nie dotykaj ich...
- Ale ja nie mam zamiaru dotykać twoich drzew.
- ... zrozum, są dla mnie wszystkim. To dla nich budzę się codziennie rano...
- No dobrze, spokojnie, nic nie mam do twoich dziwnych upodobań.
- ... myślisz że to takie proste? Myślisz że to przyjemne, kiedy codziennie rano piszę list i czuję, że to skóra ukochanego? Albo jak idę do kibla i wiem, że za chwilę będę musiał użyć...
- PRUSY, ZROZUMIAŁAM. I nie mam zamiaru krzywdzić twoich drzew!
- Nie?
Popatrzył na nią podejrzliwie, ale zszedł z niej i otrzepał marynarkę.
- Ale... To po co ci ten palnik?
Wywróciła oczami wstając. Sprawdziła, czy z palnikiem wszystko gra.
- Ivan kazał mi spalić te liście co ostatnio Lit zagrabiał. Chyba nie urażę drzew, jeśli spalę liście, co?- upewniła się
Odetchnął.
- Nie, spoko. Liście to tak jakby włosy, a włosy można ścinać.
- ...
Odeszła szybko rzucając mu jeszcze podejrzliwe spojrzenie.
Podrapał się po głowie i podreptał w stronę łazienki. Po drodze zerknął na zielone drzwi. Za nimi ktoś jakby coś... Spawał? Zmarszczył brwi nasłuchując. Nie wydarzyło się jednak nic wystarczająco zagibilistego, więc wszedł do toalety.
Od razu zobaczył otulonego bandażami, usztywniaczami i innymi duperelami Litwę.
Uśmiechnął się kpiąco.
- Pomóc ci się wysikać, inwalido?
- Bardzo zabawne.
Toris stał przy umywalce i wpatrywał się w swoje odbicie.
Starając się nie zwracać uwagi na kalekę wszedł do kabiny i załatwił swoją potrzebę. Kiedy wyszedł, zastał towarzysza w tej samej pozycji.
- Ty, a może ci się w mózg coś stało?
- Yh, spieprzaj...
Gilbert uniósł wysoko brwi zdumiony.
- Uuu... Znamy bardzo nieładne słowa... Nu nu nu... Brzydko...
- Czy ja jestem przystojny?
Nastała dłuższa chwila ciszy, w czasie której obaj lustrowali się wzajemne. Jeden z determinacją, drugi ze zdumieniem.
W końcu do płuc Prusaka wróciło powietrze.
- Pfff... A ja wiem? Nie mi oceniać. I to jeszcze jak taki poobijany jesteś... Zapytaj swojego Feliksa.
Litwa zaskoczony uniósł brwi.
- Jak to... Swojego?
- Ano swojego. Albo raczej, ty jesteś jego. Byłeś. Ale jakby nadal jesteś- machnął ręką- Ustaw sobie status na fejsie "to skomplikowane", bo inaczej nie da rady. Chyba że znajdziesz coś w rodzaju "jestem przydupasem każdego, ale potajemnie macam małego blondyna".
- Ty... Ty chyba nie myślisz, że ja i Polska... Że my coś...
- No jasne, że nie. Ty nie masz jaj. A z Polaczka pedałek jak talala. Nawet kiecki nosi.
Beilshmidt był nieco zdziwiony, kiedy rozmówca wybuchnął nagłym śmiechem, potem jęknął z bólu, najwyraźniej czując jak rozpadają mu się żebra, a potem znów się zaśmiał.
- Jeszcze cię Polaczek zadziwi...
- Podoba ci się?
- Co?
Prusy warknął.
- To co słyszysz. Podoba ci się Polska?
Toris szybko odwrócił wzrok do lustra. Patrzył samemu sobie w oczy.
Czy podoba ci się Polska?- zapytał sam siebie
- Ja...- zaczął
Po raz kolejny w tym tygodniu ktoś wydarł się na cały dom.
- No popatrz.- powiedział Gilbert po otrząśnięciu się z szoku- Tym razem to nie ty...
- To chyba Ivan. I Feliks. Lepiej zobaczmy, co się stało.

różowy kolor ZSRR'u [CAŁOŚĆ]Where stories live. Discover now