Blondwłosa kobieta odłożyła długopis na mahoniowe biurko, posyłając ciemnowłosej czterolatce litościwe spojrzenie. W jej oczach zakręciły się krople łez, które szybko powstrzymała kilkukrotnymi mrugnięciami.
Nie lubiła czwartkowych wieczorów z jednego powodu. To wtedy odwiedzała ją opiekunka pobliskiego domu dziecka, przy której boku zawsze stała niebieskooka dziewczynka, jakiej historia, z sesji na sesję, łamała serce psycholożki na coraz większe kawałki.
— Czy ona wie? — zapytała, spoglądając na rudowłosą kobietę, która przyprowadziła malutką Lillian.
— Tak. Nie do końca wiemy skąd, bo nikt z nią o tym wcześniej nie rozmawiał, ale odkąd zaczęła mowić powtarza dwa, te same słowa. Tata zabił — zacytowała kobieta, rzucając wzrokiem przez ramię na dziewczynkę, która machając nogą, przewracała właśnie stronę książki o niedźwiedziach, którą podarowała jej dzisiaj pani Campbell.
Gdy mała Lillian miała tylko trzy miesiące, jej ojciec dokonał najgorszego aktu z opisanych w zbiorach przestępstw. Ród Barrettów cieszył się przez wieki dobrą sławą, dlatego gdy na świat, po latach starań, przyszło jedyne dziecko najmłodszego potomka klanu, całe miasteczko Reeseville nie obyło się z zachwytu. Huczne przyjęcia, wystawne bankiety i niebotyczne ilości podarków, które mieszkańcy składali na rękach młodych rodziców, to tylko namiastka czynności jakie podejmowano, aby uczcić wyczekiwane przedłużenie dynastii. A to wszystko działo się do czasu, jak pewnej nocy służby miejskie dostały zgłoszenie o strzale i głośnym dziecięcym płaczu. Siedemnasty luty, stał się dniem, którego mieszkańcy Reeseville, najchętniej pozbyliby się z kalendarza. Bo tego dnia znany biznesmen popełnił samobójstwo po tym jak w napadzie szału zabił piękną Eleanor, osierocając tym samym małą Lillian.
— Dzieci z reguły, ze wszystkiego, najlepiej pamiętają traumatyczne wydarzenia. Jednak muszę przyznać, że ma nadzwyczajną pamięć, jeśli faktycznie nie dowiedziała się tego od innych — przyznała kobieta. — Nadal nie chce bawić się z innymi dziećmi?
— Nie. Prawdę mówiąc najchętniej robiłaby wszystko w samotności. Nawet posiłki spożywa w odosobnieniu.
Obie kobiety zerknęły na czterolatkę, która już od kilkunastu sekund oglądała kobiety swoim błyszczącym wzrokiem. Połyskujący błękit tęczówek Lillian zabłysnął za niepokojąco poważnym jak na jej wiek spojrzeniem, a kosmyk ciemnych włosów zaplątał się na zaróżowionych policzkach. Była wyróżniająco się pięknym dzieckiem i wiele par ubiegało się o adopcję dziewczynki. Jednak określone przez psycholożkę trudności z jej wychowaniem, nie znalazły żadnego, gotowego na nią małżeństwa.
Co wydawało się absurdalne, bo mała była grzeczna. Opiekunki nie skarżyły się na nią, potrafiła się zająć sama sobą, a dzieci, z którymi się wychowywała, naprawdę lubiły ciemnowłosą. Jednak każdy musiał przyznać, że miała w sobie mrok, jaki lekarka nazywała długofalowymi konsekwencjami traumy. Dom dziecka bał się oddać Lillian w strachu, że znowu mogłaby przeżyć to samo. Dlatego chowali ją do momentu, aż nie trafi się ktoś, kto za potwierdzeniem, zapewni jej dobry, pełen miłości dom.
— Pracuje w tym domu od kilkunastu lat, a Lilly jest pierwszym tak smutnym przypadkiem — westchnęła jej opiekunka, splatając palce swoich rąk.
— Ta kruszyna jeszcze skończy szczęśliwie. Będzie jej ciężko, ale otaczają ją dobrzy ludzie. Niektórzy uważają, że nadzieją matką głupców, jednak ja jest jestem zdania, że to ona umiera jako ostatnia.
CZYTASZ
Outstanders | Xavier Thorpe
FanfictionGdy jesteś niemowlakiem, twoim ulubionym miejscem jest łóżeczko oraz ramiona rodziców. Potem idziesz do przedszkola, poznajesz nowe dzieci i z czasem, przytulanie się do mamy i siedzenie tacie na ramionach, zmienia się w kopanie babek z piasku i kł...