𝓡𝓸𝔃𝓭𝔃𝓲𝓪𝓵 𝓘𝓘𝓘

225 10 12
                                    

Nad Budapesztem wisiały ciemne chmury. Wszyscy mieszkańcy stolicy czuli w powietrzu nadciągającą burzę. Tylko Rose tego nie czuła. Była bardziej skupiona na gnębiącej jej pustce i przerażeniu. Leżała, od momentu wybudzenia się ze snu, na swoim łóżku wpatrując się w sufit. Była bardzo zaskoczona, że nikt ją wcześnie rano nie obudził, nie przyniósł śniadania do łóżka i nie poganiał do nauki nawet pomimo tego, że są wakacje. Fakt faktem, że przynajmniej mogła się w końcu wyspać, ale ta dziwna zmiana budziła w jej głowie różne scenariusze. Na równe nogi postawiło ją ujadanie psów za oknem, które nie wiadomo jak się tu znalazły. Rose wstała i podeszła do okna, delikatnie odsuwając zasłonę. Jedyne co mogła zauważyć to masę czarnych aut znajdujących się pod dworkiem oraz masę ludzi. Niektórzy trzymali wyrywające się ze smyczy psy a inny asystowali sześciu wyróżniającym się pośród nim osobom, którzy jako jedyni nie nosili czarnych garniturów z czerwoną przepaską. Rose była pewna że znajduje się tam czterech mężczyzn i dwie kobiety, ale dokładnie ich twarzy nie widziała. Odeszła od okna, wzięła swój mały mięciutki kocyk i przykrywszy się nim wyszła z pokoju i udała się do salonu. O dziwo nikt nie biegał po dworku jak to w zwyczaju miały służące. Wszystkie ładnie ubrane czekały w salonie wraz z jej matką, której mina nie była za bardzo zadowolona.

- Mamo? Ty płaczesz? - zapytała zdziwiona

- Nie kochanie...To...Ymm...Moja alergia na kurz

- Alergia?... - powtórzyła cicho do siebie Rose - Co tu się w ogóle dzieje?! Mamo! Dlaczego jest tyle ludzi przed dworkiem? Dlaczego nikt mnie wcześniej nie uprzedził o gościach?!

- Rose - westchnęła Pani Killian -Nie krzycz na mnie... To nie jest rozmowa na teraz

- A na kiedy?

- Na pewno nie na teraz. Idź do swojego pokoju i się przebierz... Jázmin zaraz powinna również przyjść

- Również?... Mamo kto ma jeszcze przyjść?

Na to pytanie jej mama już nic nie odpowiedziała. Rose podeszła niepewnie do okna, które znajdowało się obok wejściowych drzwi. Faktycznie stała tam Jázmin wraz z jej tatą, który rozmawiał z mężczyzną przypominającym ojca Rose. Dziewczyna nie mogła dostrzec z kim również jej ojciec prowadzi rozmowę, ale przeczuwała, że to ktoś, kogo bardzo nie chciała widzieć. Rose pobiegła do swojego pokoju by się przebrać i trochę ogarnąć pokój, po czym zaczęła podenerwowana po nim chodzić.

- A co jeśli to oni?... Nie, oni mieli być dopiero za dwa tygodnie. Dlaczego teraz? Dlaczego?! Boże Rose...spokojnie, będzie dobrze. Wdech i wydech

Dziewczyna starała się uspokoić, ale serce dziewczyny zaczęło szybciej bić, gdy ktoś nagle zaczął pukać do drzwi. Rose powoli podeszła i niepewnie otworzyła drzwi. Widok osoby stojącej za drzwiami rozwiał jej wątpliwości. Do pokoju starała się dobić drobna blond włosa dziewczyna.

- Jázmin! Ale się wystraszyłam

- Czegóż takiego? Aż tak mój widok cię przeraził?

- Oczywiście, że nie. Po prostu spodziewałam się kogoś innego...

- Twojego chłopaka, nieprawdaż?⁶ - zaśmiała się - Obawiam się że, teraz jego noga przez najbliższy czas tutaj nie postanie

- Co? Co masz na myśli?

- Hah co by ci tu dużo mówić... będziesz miała przez następny tydzień gości

- Jázmin ty chyba nie chcesz mi powiedzieć, że...

- Niestety... przyjechali wcześniej, ale spokojnie. Tata ma zamiar przychodzić tu częściej więc będziesz miała od mnie jakieś wsparcie. Musimy przeżyć ten tydzień...

Chłopcy z Placu Broni ,,Plac a Parlament" cz. IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz