Rozdział pierwszy:
Natalie's POV:
Deszcz dudnił o szybę autobusu. Droga, drzewa, domy, wszystko powoli zostawało w tyle. Cały świat w taką pogodę stawał się leniwy, szary i smutny. Możecie myśleć, że kiepską porę wybrałam sobie na wycieczkę do lasu, co? Nic bardziej mylnego. Kochałam oglądać krople deszczu powoli zsuwające się z liści. Kochałam szelest mokrych, zabłoconych liści pod stopami. Może to dziwne, wiem, ale nauczył mnie tego wujek. Był leśnikiem i opiekunem lasu w Yellowstone. Gdy jeszcze żył, często jeździłam tam na wakacje. To on nauczył mnie miłości do przyrody. Poza tym dzisiejsza pogoda idealnie oddawała mój nastrój. Nie ma to jak zerwanie z chłopakiem o poranku! Co z tego, że Jared okazał się być debilem. Nigdy takie rozstania nie są przyjemne. Postanowiłam dłużej o tym nie myśleć i nałożyłam słuchawki na uszy.
Pół godziny później wysiadłam na przystanku i powolnym krokiem ruszyłam w stronę lasu. Nie zastanawiałam się, gdzie idę, szłam przed siebie.
Już wcześniej zdjęłam słuchawki z uszy. Muzyka przyrody zawsze była piękniejsza od ludzkiej.
Po godzinie usiadłam zmęczona na ściętym pieńku. Zamknęłam oczy i wsłuchiwałam się w dźwięki natury. Nie wiem, jak długo trwałam w takim stanie. Nagle usłyszałam szelest za plecami i gwałtownie się odwróciłam. To, co zobaczyłam, wprawiło mnie w przerażenie. Zbliżał się w moją stronę mężczyzna. Miał około czterdziestu lat, ale zarośnięta twarz i zniszczome ubrania znacznie go postarzały. W oczach miał jakiś obłęd, który kazał mi natychmiast uciekać. Zerwałam się na równe nogi i zaczęłam wycofywać. Niestety, potknęłam się i upadłam.
Gdy wstałam, on był już bardzo blisko. Poczułam za plecami twardy pień drzewa.
Alex's POV:
Byłem już w tym lesie, który opisała Alice. Musiałem szybko znaleźć tę dziewczynę. Należało ją odszukać, nim będzie za późno.
Błąkałem się po lesie około godziny, gorączkowo usiłując spotkać kobietę i/lub mordercę.
Zaczynałem już tracić nadzieję, gdy usłyszałem krzyk. Damski krzyk. Natychmiast pobiegłem w tamtym kierunku. Szybko, lecz ostrożnie przedzierałem się przez zarośla. Ratowanie innych ludzi to jedno, a zachowanie własnego życia to zupełnie coś innego. W końcu ich zobaczyłem. Mężczyzna przyciskał do drzewa jakąś dziewczynę. Błądził nożem po jej skórze, co jakiś czas robiąc nacięcia.
- Proszę, przestań. Zostaw mnie - płakała kobieta.
On jednak nie zwracał na nią uwagi, zupełnie głuchy na jej ból. Błyskawicznie oceniłem sytuację i rzuciłem się w kierunku mężczyzny. Obezwładniłem go kilkoma ciosami, przy okazji wytrącając z ręki ostre narzędzie.
Po pierwszym zaskoczeniu chciał mnie zaatakować, ale uderzyłem go mocno w głowę. Zemdlał.
Teraz zwróciłem się w stronę dziewczyny. Siedziała skulona pod drzewem, cicho pochlipując. Ukucnąłem obok niej.
- Już dobrze. Zrobił ci coś?
Pokręciła przecząco głową.
- Gdyby nie ty... - rozszlochała się na dobre.
Objąłem ją ramieniem.
- Cii... Nie myśl już o tym. Nie warto.
Od Angie: Cieszy mnie, że odpisaliście na moje wezwanie ^^ a dokładnie dwie dziewczyny, lecz tylko jedna z nich napisała w terminie. Mimo wszystko zapraszam Was do dalszego tworzenia! Osoba, która teraz nie zdążyła może zdążyć w następnej turze xD Nie poddawajcie się i bawcie się z nami! :)
P.S. Nasza Pani grafik zażartowała i nazwała More Than One-Shot MENTOSEM xD
YOU ARE READING
Numer 3.
RandomPorady - Jak tworzyć miejsca? Wywiad Kącik czytelnika Recenzja More than one-shot Today's one shot Hormony buzują, a opowiadania na tym cierpią Ogłoszenia