— Okładka jest przerobionym panelem mangi „Houseki No Kuni", zwaną również jako „ Land Of The Lustrous".
— Bohaterowe, jak i akcja, należą w stu procentach do mnie.
— Jeżeli temat s@m0bój$twa jest dla ciebie wrażliwy, odradzam czytania.
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
𝐌𝐈𝐀𝐒𝐓𝐀 𝐖𝐘𝐆𝐋Ą𝐃𝐀Ł𝐘 niezwykle urokliwie, gdy zachodzące słońce śmiało oświetlać gołe ulicę, a czasami razić w oczy przechodniów, a w cale wielu ich nie było. Raczej pozamarzali w swych domach, a niektórzy w swych pracach.
Wiatr wiał wielce, pozwalając, aby wszystko, co delikatne, fruwało na wietrze, jednocześnie muskając to, co było dotykalne. Więc wielkim zdziwieniem nie było, gdy dość krótkie, ciemne włosy również wirowały, poniekąd muskając twarz i szyję drobnymi kosmykami. Chociaż krótkimi jak listki, momentami, z chęcią leżały na powiekach, utrudniając jednocześnie wpatrywanie się w osobą przed sobą. Był jednak jeden fakt, oczęta wcale nie ukazywały radości z spotkania, a raczej postawiły na niezrozumienie. Usta były delikatnie otwarte, a ślina połykana co jakiś czas, w niczym nie pomagała. Była raczej drobnym kamykiem na prostej drodze, która i tak za postanowieniem własnym nie chciała szkodzić.
Chmur nie było - wręcz przeciwnie. Niebo wydawało się puste, nawet jeżeli ozdobione było tyloma barwami. Barwami, o których śnić się nie mogło, iż kiedykolwiek nie będą posiadały czegoś, co tak bardzo było uwielbiane. Aż śmiem powiedzieć, że ono po prostu było. Chociaż pewne było, iż ta delikatna biel podróżuję gdzieś pośród innych, co pewien czas, powoli, zmieniając swe kształty. W pewnym stopniu byłby to teraz spokojniejszy widok, nie przyprawiający o dreszcze, jak i o szczyptę żalu. Nawet jeśli to, co pisane było tej scenerii, było o wiele ciekawsze, uczestnicy zdecydowanie woleli spoglądać w spokój delikatnego puchu.
— Nie rozumiem.. — powiedział mężczyzna o imieniu Aleksander, wykonując ruch, dzięki, któremu zasłonił oczy kurtyną. Jednak ta zasłona nie była czerwona jak w teatrze — Sebastianie.. czemu?
A chciała wielce wiedzieć, co drugi może mieć na myśli. Chciał być obserwatorem, na którego nigdy się nie nadawał.
A teraz, gdy jedna z scen zawierała dramatyczne przeżycia, widownia nie miała zamiaru na nikogo spoglądać. Zwłaszcza na kogoś, kto dusił się żalem, powietrzem i sobą. Nawet jeżeli ręce z twarzy zdjął, pozostawało tak samo duszno, jak przedtem.
— Wszak jestem zbrodnią, która miała dawać temu światu równowagę — blondyn podniósł ręce, a twarz jakby się ożywiła.
Policjant zaczął kręcić głową.
— Przecież.. przecież przez ten cały czas pracowałeś z nami. Pomagałeś temu światu! Nie mów, że jesteś przestępcą! Powiedz, że to kłamstwo!
— Czemu jesteś taki łatwowierny? Człowieku! Oszukałem cię. Oszukałem was.
Aleksander za wszelką cenę chciał odwrócić wzrok, poprowadzić nogi i wrócić w czasie, aby nie rozwiązywać tej zagadki. Jeżeli bólem miało być rozwiązanie - chciał nie pragnąć odpowiedzi. Rzucał gdzieś po cichu kamienie. Starał się trafić w tarczę, której środek miał okazać się pobudką. Nie potrafił jednak celować.
— Pamiętam — powiedział cicho, kierując głowa ku ziemi — pisaliśmy historię. Powiedziałeś wtedy, że będziesz bohaterem. Co więc jest twoim celem teraz?
Podniósł głowę, dzięki czemu kosmyki były poukładane w kompletnie innej pozie. Ręcę natomiast ścisnął w pięści.
Delikatne zdziwienie przeszło przez twarz brązowookiego. Mógł spodziewać się wszystkiego - wszystkiego nie licząc tego. Zamilkł na pare minut, których opisać w pełni się nie dało.
Pare ptaków przeleciało nad głowami. Krakały, jakby rozmawiały. “ Przyjacielu mój drogi, ci ludzie są dziwaczni!”, "Zgadzam się. Ani krzty w nich człowieczeństwa! Prze to my latamy po niebie, a okazujemy się bardziej ludzcy niż oni!” mógłby odpowiedzieć drugi. I chociaż ich rozmowa pozostawała tajemnicą, której rozwiązać się nie dało - zawsze pozostawała wyobraźnia, która jako jedyna nie musiała tracić kolorów.
— Byłem dzieckiem. Wielce głupim dzieckiem. Nie dziwne, że tak marzyłem, bo kiedyś rzeczywiście chciałem być tobą. Zdałem sobię jednak sprawę, że nie mogę być jak ty. Nie możemy być nikim innym niż tym, kim zostało nam być. Mnie pisana była zbrodnia. Tobie natomiast życie dalej — powiedział bez wyrazu. Ręką wyjął z kieszeni małą karteczkę — Miałem dać ci ten list. Teraz myślę, że niepotrzebnie. Niektóre rzeczy muszą pozostać nierozwiązane.
Zgrabnymi, bladymi dłońmi, podarł kartkę, wyrzucając ją w przepaść za nim. No tak, byli na ogromnym budynku, gdzie gwiazdy wydawały się być bliżej niż zwykle. Gdy wzrok wędrował w dół, widać było jakby okropnie gęsta mgła malowała pędzlem.
— Sebastian... — widok delikatnie zaczął się rozmazywać, gdy do oczu wpadło pare łez. Zostały one jednak przetarte tak szybko, jak tylko się dało — Ja.. nadal nie rozumiem.
Blondyn westchnął jedynie, zamykając oczy i wsłuchując się w przestrzeń. Przez chwilę wydawał się nawet zagubić w dźwiękach. Jego ciało stało się na moment jednością. Odczuwał spokój. Zupełnie tak, jakby w końcu udało mu się chwycić ołówek, aby rysunek miał chociaż podstawy.
— Niektóre rzeczy są po to, aby nie istniały. Są anomalią. Zupełnie jak ja.
Niebo wciął było bez chmur. Jedyną różnicą stanowiło niebo, które teraz przelało się na ciemniejsze barwy. I nawet jeżeli dwa kruki wciąż tańczyły nad ich głowami, poniekąd komentując całe zdarzenie dość krytycznie, Aleksander znów nie chciał uwierzyć.
Włosy blond powiewały w tańcu ostatni raz, a oczy zamknęły się jak najmocniej tylko potrafiły. Serce biło okropnie szybko, jakby właśnie przegrywało walkę na miecze. Lecz to nie narząd prowadził bitwę, a Sebastian. Bo gdy ciało dotknęło ziemi boleśnie, chodnik upaćkany był w biednej przegranej.